Pierwszoligowa rozgrzewka za nami, czas na podkręcenie tempa. W 20. kolejce zmierzą się ze sobą dwa kluby, których szyldy powodują zbyt głośne poruszenie, by długo tkwić poza Ekstraklasą. Tyle, że bramy awansu są niezwykle wąskie. Żółto-niebiescy w Sosnowcu przechodzili przez męki i katusze, ale ostatecznie udanie rozpoczęli rundę wiosenną i wrócili z ul. Kresowej z kompletem punktów, dzięki czemu awansowali na 4. miejsce w tabeli i do strefy bezpośredniej promocji do elity tracą już tylko cztery punkty. Wysokie aspiracje trzeba jednak potwierdzić w potyczce u siebie, w której gdynianom przyjdzie się zmierzyć z innym kandydatem do walki o najwyższe cele. Tyle, że ten kandydat traci do czołówki w tym momencie sporo, biorąc pod uwagę fazę sezonu, w jakiej się znajdujemy. Naprzeciwko siebie staną dwaj trenerzy, którzy nie tak dawno toczyli boje na murawie w roli defensywnych pomocników. Jeśli wygra Hermes, strąci swojego przeciwnika do piekła i odbierze mu nadzieję. Jeśli lepszy okaże się Radosław Sobolewski, czołówka tabeli znowu się spłaszczy. Zabawa się skończyła, tu nie ma miejsca na półśrodki. W sobotę o 17:30 Arka podejmuje Wisłę Kraków.
8 meczów z rzędu bez zwycięstwa w I lidze okraszone jeszcze odpadnięciem z Pucharu Polski z Motorem Lublin z pewnością musiało przytłumić mocarstwowe wizje kibiców Wisły dotyczące spokojnego awansu po roku banicji. Biała Gwiazda szybko przekonała się, że I liga nie jest placem zabaw dla książąt futbolu, a szkołą życia, twardą młócką, bolesną drogą krzyżową, ciężką orką, krętą ścieżką przez dolinę płaczu, kuźnią bohaterów, hartowaniem stali, manufakturą cnoty i próbą dla najwytrwalszych. Jesienny kryzys doprowadził do zwolnienia Jerzego Brzęczka, którego zatrudnienie miało być projektem na lata. Zimą z kolei dochodziło do tak częstych zmian personalnych w strukturach klubu, że zarząd Wisły przypominał dworzec centralny, na którym tabuny ludzi nieustannie wchodzą i wychodzą, mijają się w ciągłym pędzie. To działo się w Krakowie, natomiast piłkarze i sztab szkoleniowy uciekli w tym czasie do tureckiej Lary, by szlifować dyspozycję pod kątem piłkarskiej wiosny. W zajęciach nie uczestniczyli już Krystian Wachowiak, Michael Pereira, Ivan Jelić-Balta czy Dor Hugi, których przygoda z Grodem Kraka dobiegła końca. Dziury po zawodnikach, którzy niespecjalnie spełnili pokładane w nich nadzieje, dyrektor sportowy Kiko Ramirez postanowił załatać swoimi rodakami. Tachi, David Junca, Miki Villar, Alex Mula, Sergio Benito… Ramirez dzień i noc spędzał na Allegro, kupując jednego Hiszpana za drugim, polując na promocje, wygrywając licytacje, oszczędzając na dowozie. Radosława Sobolewskiego z kariery piłkarskiej pamiętamy jako nieustępliwą, agresywną ,,szóstkę” i na podstawie takiego powierzchownego osądu można byłoby domniemywać, że nowy szkoleniowiec GTS-u w budowaniu swojego autorskiego projektu postawi na legendarne ,,cechy wolicjonalne”. Nic z tych rzeczy – 46-latek chce grać piłką, technicznie i ładnie dla oka. Wisła ma na wiosnę coraz częściej pokazywać słynną ,,krakowską piłkę”. Gdyby ktoś zgłaszał jakieś wątpliwości, Ramirez zawsze może sprowadzić kolejnego technicznego Hiszpana i nie zawaha się go użyć. Krakowianie plasują się w tym momencie na 10. lokacie w tabeli. Do drugiego Ruchu tracą osiem punktów, ale do szóstej Niecieczy już tylko trzy. Oni jeszcze nie doświadczyli bólu baraży, więc w tej chwili te jawią im się jako ziemia obiecana. I swój marsz ku krajowi Kanaan zaczęli od zwycięstwa 2:0 z Resovią na własnym boisku. W pierwszej połowie Biała Gwiazda całkowicie zdominowała przeciwnika, a swoją grę opierała na funkcjonowaniu skrzydeł i częstych dośrodkowaniach prawego pomocnika Mikiego Villara oraz lewego obrońcy Davida Junki. W drugiej części rywalizacji piłkarzom Sobolewskiego pozostawało kontrolować przebieg spotkania za sprawą skutecznej gry w destrukcji w środku pola. W sobotę można się spodziewać, że GTS znów będzie chciał często rozciągać grę do bocznych sektorów. Na prawym skrzydle mecz rozpocznie Villar, natomiast co do lewego… Przed tygodniem w podstawowym składzie wybiegł na tej pozycji Mateusz Młyński, ale zaprezentował się przeciętnie i faworytem do obsadzenia flanki byłby w tym momencie Alex Mula. ,,Byłby”, bo Sobolewski raczej uzna, że Młyński ma w Gdyni coś do udowodnienia i da kolejną szansę 22-latkowi. Z nadzieją, że Junca znów będzie go często wspomagał w ofensywie – tak, jak Villara próbuje wspierać Bartosz Jaroch. Na środku obrony zobaczymy w Gdyni Borisa Moltenisa i Igora Łasickiego, a dostępu do bramki będzie strzegł Mikołaj Biegański. Na pozycji numer sześć mecz z Resovią rozpoczął Vullnet Basha, ale Albańczyk doznał kontuzji i w sobotę zastąpi go Igor Sapała. Wyżej Sobolewski ustawi Kacpra Dudę (wybranego przez kibiców najlepszym graczem starcia z rzeszowianami i piłkarzem kolejki) oraz Luisa Fernandeza, a na szpicy wyląduje Angel Rodado. Wisła dysponuje solidną defensywą, która może pochwalić się czwartym najlepszym wynikiem w lidze pod względem straconych bramek. Jeśli chodzi o przednie formacje, to gdyńscy obrońcy muszą w pierwszej kolejności wyłączyć z gry krakowskie skrzydła, a w drugiej odciąć od podań duet Fernandez – Rodado. Środkowy pomocnik strzelił już w tym sezonie 11 goli, do których dołożył 2 asysty. Z kolei ,,dziewiątka” GTS-u pokazała, że jest świetnie wyszkolona technicznie, umiejętnie odnajduje się w grze kombinacyjnej i kiedy ma trochę przestrzeni pod bramką rywala, to potrafi sfinalizować akcję. Właśnie dlatego obrońcy Arki nie mogą tej przestrzeni zostawiać. Ważnym podtekstem dla sobotniej rywalizacji będzie oczywiście powrót do Gdyni Mateusza Młyńskiego. Wychowanek Huraganu Przodkowo odchodził do Wisły dwa lata temu w atmosferze skandalu, podpisując umowę z Białą Gwiazdą na pół roku przed końcem kontraktu z Arką i nie pozwalając zarobić choćby złotówki klubowi, który ukształtował go piłkarsko i dał szansę pokazania się w Ekstraklasie. Napiętą sytuację w relacjach ,,Młynka” z żółto-niebieskimi dodatkowo spotęgowało jego zachowanie w lipcowym starciu obu drużyn, kiedy skrzydłowy w kontrowersyjnych sytuacjach najgłośniej domagał się u sędziego decyzji korzystnych dla popularnych ,,psów” i bardzo ekspresyjnie okazywał radość po trafieniu Michała Żyry. Być może w twierdzeniu, że po siedmiu latach nauki piłkarstwa w jednym miejscu, zapewniającym wszelkie potrzebne do rozwoju warunki, człowiek powinien odczuwać jakieś związanie emocjonalne z tym miejscem, tkwi z naszej strony nutka naiwnego romantyzmu. Być może. Być może też Wisła dokończy ową naukę piłkarstwa zanim przygoda z futbolem zatrzyma się na wieki na ligowym przeciętniactwie (na co na razie się zapowiada). Być może.
Po pierwszym wiosennym meczu nie mamy jeszcze pełnej wiedzy na temat tego, jak będzie wyglądać Arka Hermesa. W Sosnowcu drużyna zagrała katastrofalnie w pierwszej połowie i pragmatycznie w drugiej, ale zrobiła swoje, wykonała zadanie i wróciła do Gdyni z trzema punktami. Jeżeli zespół ma na przestrzeni całej rundy prezentować taki właśnie pragmatyzm i nie demonstrować piłki ładnej dla oka, ale wygrywać – kupujemy to. Najważniejszy jest w tym sezonie awans, a nie wrażenia artystyczne. Jednak by o takie cele się bić, trzeba zwyciężać na własnym boisku. Jesienią gdynianom udało się to tylko dwa razy. Ta statystyka hańby musi się zmienić. Wie o tym też szkoleniowiec żółto-niebieskich, który na przedmeczowej konferencji powiedział:
Nie myślimy już pod kątem grania jesienią w domu, kiedy traciliśmy dużo punktów. Teraz drużyna ma inną mentalność i wiosną zaczynamy nowy rozdział w Gdyni.
Stroną tytułową tego rozdziału będzie spotkanie z Wisłą i tylko od Arkowców zależy, jak owa strona zostanie zapisana. Klucza do zwycięstwa należy szukać w umiejętnym zneutralizowaniu atutów przeciwnika, agresywnym pressingu i szybkiej wymianie futbolówki w fazie ataku. Liczymy, że zaprocentuje praca odbyta z trenerem Michałem Mackiem pod kątem stałych fragmentów gry. Gdynianie nie powinni silić się na koronkową grę, natomiast z pewnością muszą błyskawicznie transportować piłkę między formacjami i odważnie wchodzić w kontakt – tak, by tabuny Hiszpanów zaczęły myśleć o wyjściu na paellę z chorizo zamiast o ogniach piekielnych I ligi. Do składu Arki po pauzie za kartki wróci Sebastian Milewski i posadzi na ławce Adriana Purzyckiego. Mecz nr 50 w żółto-niebieskich barwach rozegra Daniel Kajzer, który – jak przyznał Hermes – będzie w tej rundzie pierwszym bramkarzem gdynian. Najnowsza historia spotkań obu drużyn przemawia na korzyść żółto-niebieskich. Co prawda w łącznych dziejach potyczek więcej zwycięstw ma Wisła (19 przy 12 triumfach Arki), ale po pierwsze w przypadku starć rozegranych w Gdyni ta statystyka wynosi już 9-5 dla Arkowców, a po drugie przed konfrontacją 3. kolejki tego sezonu gdynianie mogli pochwalić się passą czterech wygranych i jednego remisu. W końcówce lipca przy Reymonta doszło do niemającego wiele wspólnego z piłką nożną skandalicznego wypaczenia wyniku przez Jarosława Przybyła i jego świtę, ale tamto wspomnienie powinno dodatkowo zmobilizować Arkowców do chęci odwetu. Jest to też wendeta pożądana o tyle, że Puszcza w tej serii gier mierzy się z Ruchem i dojdzie tam z pewnością do straty punktów którejś z drużyn bezpośrednio wyprzedzających żółto-niebieskich w tabeli. Zainkasowanie pełnej puli pozwoli także odskoczyć Wiśle na siedem oczek. Trzeba to zrobić.
Sobotnie starcie na Stadionie Miejskim może stanowić mit założycielski dla Arki Hermesa i punkt, który skieruje żółto-niebieską lokomotywę na odpowiednie tory w perspektywie drugiej połowy sezonu. Ad futuram rei memoriam, czyli na przyszłą rzeczy pamiątkę. To, co wydarzy się przy Olimpijskiej, nada pryzmat, przez jaki będziemy patrzyli na oba zespoły do ligowego finiszu. Jeżeli zwyciężą gdynianie, przejadą przez bramkę wjazdową na autostradę do awansu, jednocześnie spychając swojego rywala na bolesne tułanie się po drogach krajowych. Jeżeli lepsza okaże się Biała Gwiazda, zyska potężny napęd ku powrotowi do walki o Ekstraklasę. Zapraszamy do tłumnego przybywania na Stadion Miejski, by fanatycznym dopingiem ponieść Arkowców do trzech punktów i w sobotnią noc móc świętować triumf. Kibicowsko rywal jest bardzo interesujący, wzbudza emocje, pozwala nakręcać atmosferę. Skorzystajmy z tych okoliczności i w pierwszym meczu przy Olimpijskiej po 98 dniach przerwy zróbmy prawdziwy kocioł. Do boju marsz, flagi na maszt, rozliczyć wszystkich skurwysynów nadszedł czas!