Arka Gdynia - Lech Poznań 1:0 (Janota 77')

Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Luka Marić, Frederik Helstrup, Adam Marciniak - Luka Zarandia (90' Tadeusz Socha), Adam Deja, Michał Nalepa, Michał Janota (88' Adam Danch), Maciej Jankowski - Aleksandyr Kolew (75' Rafał Siemaszko)
Lech: Matus Putnocky - Tomasz Cywka, Dimitrios Goutas, Rafał Janicki, Wołodymyr Kostewycz - Pedro Tiba, Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Joao Amaral (82' Tymoteusz Klupś), Kamil Jóźwiak (90' Piotr Tomasik) - Paweł Tomczyk (65' Christian Gytkjaer)

Żółte kartki: Trałka, Amaral
Widzów: 9501


Mecz lepiej rozpoczęli Arkowcy, odważnie atakując wysokim pressingiem. Głęboko cofnięci piłkarze Lecha pozwolili żółto-niebieskim na rozgrywanie ataku pozycyjnego, ale nie przyniosło to efektów w postaci chociażby celnego strzału. Mimo wizualnej przewagi Arki do pierwszej stuprocentowej sytuacji doszli podopieczni Ivana Djurdjevica. Po nieudanym rozegraniu rzutu różnego przytomnie piłkę wybił Matus Putnocky. Futbolówka spadła tuż pod nogi Joao Amarala, który wyłożył ją na 5. metr do Kamila Jóźwiaka, ale ten przeniósł jak się nad poprzeczką. Kolejorz nie zamierzał na tym poprzestać. W następnej akcji Paweł Tomczyk otrzymał podanie za plecy obrońców, popędził w stronę bramki, ale w sytuacji sam na sam lepszy okazał się Pavels Steinbors. Arkowcy na swoją doskonałą okazję do zdobycia bramki musieli czekać aż do 39. minuty. Michał Janota uruchomił na skrzydle Aleksandyra Kolewa. Bułgar dograł płasko w pole karne, gdzie wybiegający zza pleców Maciej Jankowski uderzył tuż obok bramki. Podopieczni Zbigniewa Smółki dążyli do przypieczętowania swojej przewagi bramką. Wysokie dośrodkowanie Adama Marciniaka próbował kończyć Kolew, ale nieczysto uderzył futbolówkę, ta odbiła się jeszcze od Damiana Zbozienia, ale ostatecznie nie znalazła drogi do bramki. W doliczonym czasie stadion zawrzał... Przed polem karnym Arki w piłkę nie trafił Kamil Jóźwiak, zgarnął ją Michał Nalepa, który prostopadłym podaniem uruchomił Lukę Zarandie. Gruzin minął niepewnie wychodzącego z bramki Putnockiego i uderzył w stronę bramki... Ale na linii bramkowej zatrzymał ją Wołodymyr Kostewycz.

Szkoleniowiec Kolejorza musiał bardzo dobrze zmotywować swoich zawodników w przerwie, bo na drugą połowę wyszli zawzięci niczym pitbulle. Długo utrzymywali się przy piłce, nie dawali dużo miejsca żółto-niebieskim, ale niewiele było pożytku z samego posiadania piłki. Grę przyjaciół z Poznania ożywił Christian Gytkjaer, który uczestniczył w każdej akcji ofensywnej. Po jednej ze strat Luki Maricia futbolówkę przejął Maciej Gajos i nie zastanawiając się długo huknął zza pola karnego, ale KAPITALNĄ interwencją popisał się Steinbors, po raz kolejny w dzisiejszym spotkaniu. W 78. minucie Arkowcy przełamali swoją niemoc strzelecką. Po raz kolejny doskonałą akcją popisał się duet Zarandia - Janota. Pierwszy z nich zawiódł dwóch obrońców i zagrał piłkę na piąty metr. Drugi dopełnił formalności i mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Żółto-niebiescy błyskawicznie mogli podwyższyć prowadzenie. Kapitan młodzieżowej reprezentacji Gruzji znowu ograł dwóch defensorów, piłkę zgarnął Janota, ale zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału, przez co stracił on na siłę i bez najmniejszego kłopotu skutecznie interweniował Putnocky. Kolejorz nie zamierzał się poddawać i szybko stworzył sobie dwie groźne sytuację. Najpierw Amaral uderzył zza pola karnego, ale piłka o milimetry minęła słupek. Chwilę później dośrodkowanie z narożnika boiska skutecznie powinien zamknąć Gytkjaer, ale znajdując się na 3. metrze nie trafił w światło bramki. W 90. minucie Lechici dopięli swego i za sprawą Łukasza Trałki strzelili wyrównującego gola... Nie cieszyli się jednak długo, ponieważ arbiter dopatrzył się faulu na Damianie Zbozieniu. Zbigniew Smółka za wszelką cenę nie chciał stracić trzech punktów, więc w końcówce spotkania żółto-niebiescy grali aż sześcioma obrońcami. Żadna wpadka nie miała jednak miejsca i wygrywamy pierwszy mecz w tym sezonie na własnym boisku!

Naszym zawodnikom należą się wielkie gratulacje. Mimo kilku błędów w obronie Arkowcy zagrali bardzo solidny mecz. Po raz kolejny duet Janota-Zarandia pokazał, że jest potrzebny tej drużynie jak tlen. Oby teraz było z górki. Que será, será...!