14-krotny mistrz kraju, rewelacja poprzedniego sezonu i to w roli beniaminka, a także do niedawna przedstawiciel polskiej piłki w europejskich pucharach – tak w skrócie można było przedstawić klub z Zabrza, z którym w minioną sobotę przyszło nam się mierzyć. Pojedynek z Górnikiem pierwotnie miał odbyć się w niedzielę – 12 sierpnia, ale w związku z odpadnięciem zabrzańskiej drużyny z eliminacji do Ligi Europy, spotkaniu zmieniono datę. Czy wpłynęło to na frekwencję? Trudno powiedzieć, bo sobotni wieczór, to chyba możliwie najlepsza pora na rozegranie meczu. Podobnie jak w poprzednim sezonie, tak i teraz starcie z Żabolami pod względem zainteresowania w szeregach żółto-niebieskiej braci wypadło średnio – nieco ponad 7 000 osób, to bez wątpienia przeciętny rezultat (w grudniu 2017 roku podczas konfrontacji z Górnikiem w Gdyni liczba była taka sama, tyle że był to wtorek). Jeśli chodzi o wydarzenia kibicowskie, to generalnie nic godnego uwagi nie działo i atmosfera nie była porywająca, z wyłączeniem końcówki spotkania – a to za sprawą wyniku i sytuacji na boisku. Na „Górce” zawisły między innymi flagi naszych fan clubów, a także zgód – Polonii Bytom i Gwardii Koszalin, których delegacje były obecne na meczu. Pojawił się również transparent z jasnym przekazem – „Bednarczyk won”, którego nie trzeba rozwijać. O sporym nieszczęściu może mówić 300-osobowa grupa pociągowa kibiców Górnika - z powodu uszkodzenia sieci trakcyjnej i kilkugodzinnego opóźnienia, nie miała już szans dotarcia na stadion. Jednak sektor gości nie był pusty - zasiadło w nim 12-tu „szczęśliwców”, którzy nad morze dotarli w inny sposób i o innym czasie. Potyczka z Górnikiem Zabrze ostatecznie zakończyła się remisem i pierwszą zdobytą bramką w tym sezonie przez zespół Arki. Liczymy i mocno w to wierzymy, że w Płocku padnie premierowe zwycięstwo Żółto-niebieskich. Tymczasem kolejny mecz w Gdyni Arkowcy zagrają dopiero 1 września - przeciwnikiem będzie ekipa Zagłębia Sosnowiec.