Arka Gdynia - Rozwój Katowice 4:0 (Marcus 44', 50', 74', Abbott 57')
Arka: 13. Konrad Jałocha - 32. Przemysław Stolc, 29. Michał Marcjanik, 3. Krzysztof Sobieraj, 23. Marcin Warcholak - 8. Marcus Vinícius, 6. Antoni Łukasiewicz, 15. Damian Mosiejko (78, 28. Grzegorz Tomasiewicz), 11. Rafał Siemaszko, 19. Miroslav Božok (74, 18. Rashid Yussuff) - 9. Paweł Abbott (67, 22. Patrik Lomski).
Rozwój: 1. Bartosz Soliński - 6. Damian Mielnik, 5. Łukasz Kopczyk, 2. Robert Menzel, 18. Łukasz Winiarczyk - 9. Tomasz Wróbel (78, 4. Bartosz Jaroszek), 8. Kamil Cholerzyński, 24. Raúl González, 27. Michał Gałecki (63, 10. Robert Tkocz), 21. Patryk Kun - 25. Filip Kozłowski (64, 11. Sebastian Gielza).
Żółte kartki: Abbott, Mosiejko - Wróbel.
Sędzia: Wojciech Krztoń (Olsztyn).
Widzów: 4123.
"Dziękuję kolegom z drużyny, trenerom, a przede wszystkim kibicom, którzy przesyłali mi mnóstwo wyrazów wsparcia" - Marcus da Silva stanął po meczu przed dziennikarzami i z mieszanką szczęścia i ulgi, wyrzucił z siebie jak wiele dla niego znaczyły te bramki. Wiedział, że zawodzi, że gra dużo poniżej swoich możliwości, ale dziś poniósł na swoich barkach całą odpowiedzialność za wynik. Grał koncertowo. Po przerwie kiwał, strzelał, czarował jak za najlepszych meczów. To był Marcus ze swoich najlepszych dni.
Są takie mecze, po których mówi się, że wynik nie oddaje w żadnym wypadku ich przebiegu. To spotkanie powinno być umieszczone jako definicja tego powiedzenia. Do 43 minuty lepszym zespołem był absolutny beniaminek I ligi i możemy się założyć, że trenerzy Arki byli już po naradzie, jakich słów użyć w szatni by pobudzić drużynę do walki. Arka szybko oddała pole. Grała naprawdę słabo, bez wigoru, ikry i drapieżności przy odbiorze piłki. To goście stwarzali sytuacje i mogli prowadzić nawet 2:0, ale fatalnie pudłowali Kun i Wróbel. Aż nadeszła ta długo wyczekiwana minuta. Chwila, gdy Marcus da Silva przypomniał o swoim olbrzymim potencjale i fantastycznym uderzeniem dał Arce komfort gry. To było uderzenie najwyższej próby, z którym nie poradziłby sobie pewnie żaden bramkarz. Równie piękna była reakcja kolegów z drużyny, którzy sprintem ruszyli do Brazylijczyka i długo składali mu gratulacje.
Po przerwie Arka nie czekała już tak długo. W 50 minucie dobrze dysponowany Warcholak ruszyl lewym skrzydłem, zagrał modelowo wzdłuż pola bramkowego, a odbitą przez bramkarza piłkę wpakował do siatki Marcus. To już było za wiele dla ambitnych zawodników z Górnego Śląska. Momentalnie stracili ochotę do walki, co Arka szybko wykorzystała. W 56 minucie na akcję meczu zdecydował się debiutujący w pierwszym składzie Mosiejko. W środku pola zrobił Gałeckiemu klasyczne "sombrero", po czym spokojnie obrócił się z piłką i spróbował z ponad 30 metrów przelobować Solińskiego. Tym razem golkiper gości zachował się znakomicie. Chwilę później nie miał już nic do powiedzenia. Piłkę w pole karne zagrał Siemaszko, a obrońcy Rozwoju pozwolili by trafiła ona do nadbiegającego na długi słupek Abbotta. Gdyńska "dziewiątka" nie miała problemu z umieszczeniem jej z bliska w bramce. Dzieła zniszczenia dopełnił Marcus. Na trybunach konsternacja, bo piłkę z okolic linii bramkowej wygarnął Soliński, jednak sędzia liniowy pokazał, że reakcja bramkarza była zbyt późna. W końcówce meczu z dobrej strony pokazał się Jałocha, broniąc w dwóch trudnych sytuacjach. Arka wygrała wysoko, zdecydowanie, ale jak powiedział na konferencji prasowej trener Niciński, mankamentów cały czas jest dużo. Dzisiejszy wynik nie może zaciemnić tego obrazu, bo z trudniejszymi rywalami możemy zostać szybciej skarceni.
Arka wygrała aż 4 z ostatnich 5 meczów. Takiej passy nie mieliśmy dawno, ale to dopiero początek długiej i żmudnej drogi po upragniony awans. Iść za ciosem, grać swoje, nie odpuszczać ani na minutę. Jesteśmy w grze, ale rywale nie śpią i też punktują.