27 października Arka grała w Niepołomicach. Z racji braku zorganizowanego wyjazdu postanowiliśmy sobie sami ułożyć weekend tak, żeby móc być z naszymi piłkarzami na południu Polski i dopingować ich w walce o awans do Ekstraklasy.Jako, że Niepołomice leżą ponad 600km od Gdyni, warto było zwrócić uwagę na mecze naszych zgód, aby przy okazji tak dalekiego wyjazdu pojawić się również na meczach zaprzyjaźnionych ekip.
Nasz maraton zaczęliśmy w piątkowe południe od wizyty na stadionie Widzewa, gdzie swój mecz rozgrywała Cracovia. Z pięciu trybun otwarte były tylko dwie (wyłączone z użytkowania Zegar, Niciarka i Goście), więc atmosfera była żadna. Rzeczywiście, nic więcej nie można napisać o tym meczu jak zwyczajne oglądanie i podziwianie dobrej gry Pasów, bo wygrana 3-1 na wyjeździe to jak na beniaminka bardzo dobry rezultat. Z perspektywy wczorajszego dnia (wygrana na wyjeździe również w Zabrzu) widać, że Cracovia zaczyna poważnie liczyć się w walce o Puchary. Oby tak dalej!
Następnego dnia z samego rana wyruszyliśmy do Częstochowy. O 14:00 zaczynał się mecz kolejnej naszej zgody, bowiem w zmaganiach drugoligowych udział bierze wałbrzyski Górnik. Niedaleko za Częstochową wsiedliśmy do autokaru i razem z kolegami z KSG dojechaliśmy pod sam stadion. Na miejscu okazało się, że oprócz dwóch autokarów Górnika i naszej skromnej delegacji pod stadionem zameldowała się również 10-osobowa reprezentacja Zawiszy Bydgoszcz. Wchodzenie na sektor bardzo długie. Ochrona wpuszczała po dwie osoby i mocno trudziła się ze znalezieniem poszczególnych nazwisk na liście nie ułożonej w sposób alfabetyczny. W końcu ktoś z zarządu Rakowa się pofatygował i przyspieszył ten bałagan. W drugiej połowie wszyscy już na meczu i zaczął się doping. Jak na taką liczbę, całkiem przyzwoity. Obyło się tym razem bez wyzwisk, choć po pozdrowieniu Arki miejscowe pijaczki z sektora obok stanowczo dopowiedziały dwa obraźliwe wyrazy. Górnik zremisował 1-1 i po krótkim czasie oczekiwania mogliśmy już opuszczać Święte Miasto. Jako, że była już godzina 17:00, pojechaliśmy bezpośrednio do Katowic, a dokładnie na początek autostrady z Katowic do Krakowa. Piętnaście minut po naszym przyjeździe podjechały do nas autokary Zagłębia Lubin. Nasi przyjaciele grali bowiem w pięknym Krakowie, który byłby jeszcze bardziej atrakcyjny, gdyby nie sobotni przeciwnik MKS-u, czyli gwardyjne towarzystwo sportowe z Reymonta. Na niecałą godzinę przed meczem, który zaczynał się o 20:30 trzy autokary kibiców gości zameldowały się pod swoim sektorem. Razem z Zagłębiem obecni przedstawiciele Odry Opole i ponownie Zawiszy Bydgoszcz oraz my w liczbie około 15 osób. Wszyscy na sektorze byli obecni przed pierwszym gwizdkiem sędziego, dlatego od samego początku można było rozpocząć doping, który nie był ani najlepszy, ani najgorszy. Cieszyły ucho piosenki opisujące stosunek do milicyjnego klubu, których było kilka. Jako zgodowiczom Zagłębia, a zarazem Cracovii, wyjątkowo podobała nam się piosenka „Każdy to powie, że spierdalacie w Krakowie”. Brawo Zagłębie! Ale nie piłkarze, bo ci znowu zawiedli z bramkarzem Gliwą na czele, ulegając rzece 0-1. Na tym stadionie również nie jesteśmy trzymani zbyt długo i około 23:00 spotykamy się już z naszymi przyjaciółmi z Cracovii. Co działo się dalej pozostawiam tylko nam.
Niedzielny poranek zaczynamy od razu od wyruszenia w stronę Niepołomic, gdzie jak każdy wie, rządzą kibice Pasów. Dodatkowa informacja z tego poranka jest taka, że fanatycy Cracovii w godzinach porannych urządzili „mały remont Krakowa” i pięknie odnowili jedną ze ścian na, bądź co bądź, milicyjnym osiedlu. Do Niepołomic docieramy na około godzinę przed meczem. Na rynku obecnych wielu Pasiaków jak i również Śledzi, którzy zjeżdżali się z różnych okolic, jak i z Gdyni. Po pamiątkowym zdjęciu przeszliśmy na stadion Puszczy, a nasza łączna liczba to 300 osób, w tym około 30 kibiców Arki (reszta to oczywiście Cracovia). Doping sporadyczny, lepszy na początku meczu, potem tylko po bramkach. Bardzo cieszy wygrana Arki, tym bardziej w takich rozmiarach, bo pięć bramek to raczej rzadkość, co dopiero na wyjeździe.
Po meczu piłkarze podziękowali nam za doping i za obecność, my zjedliśmy obiad na rynku w Niepołomicach i wyruszyliśmy w końcu w drogę do Gdyni, gdzie dotarliśmy po północy. Na wyjazdy jeździć trzeba, a jeszcze lepiej, gdy łączy się je z meczami naszych zgód. Jak widać w tym opisie, w trzy dni można zaliczyć cztery mecze i reprezentować godnie Arkę w różnych zakątkach Polski.
P.S. Warto wspomnieć, że w Niepołomicach wspierał Arkę również nasz były piłkarz Miro Bożok, dla którego był to już kolejny wyjazdy na Niepokonaną. Oczywiście zasiadł w sektorze gości i razem z nami przeżywał sportowe emocje. To doskonały przykład, że aby być Arkowcem, nie wystarczy tylko o tym mówić, trzeba po prostu być... Wielkie dzięki za wsparcie !