Słowo się rzekło, balon został napompowany, ruszyły konie po betonie. Gramy o awans. Deklaracja padła ze strony prezesa, piłkarzy i samego trenera, któremu... nie zazdrościmy sytuacji w jakiej się znalazł. Po rundzie wiosennej chyba nikt nie wątpi w kwalifikacje Pawła Sikory, a jednak po wczorajszym meczu pojawiły się pierwsze głosy krytyki pod jego adresem. Także z naszej strony (kwestia zmian), lecz jak to przeważnie bywa wynikały one z niewiedzy lub analizy sytuacji zbyt "na gorąco". Zresztą, inaczej być nie mogło, bo w tym upale ciężko było wytrzymać na sektorze w pozycji "stojąc", a co dopiero na boisku w pozycji "biegnąc". I niestety, o czym nie było mówione, nie wszyscy wytrzymali.

Tak jak część kibiców schodziła na chwilę za sektor by schować się w cieniu, tak o wcześniejsze zejście na chronioną od słońca ławkę rezerwowych poprosił Marcus da Silva. Brazylijski as Arki dał z siebie wczoraj dużo, ale krzycząc "trenerze, jeszcze 10 minut" wprawił go w nie lada konsternację. Postawcie się teraz w roli trenera. Stoicie przy linii, słyszycie krzyk "wypompowanego" Marcusa, oglądacie się za siebie i co widzicie? 19-letniego juniora, który nie poradził sobie w Łowiczu. Nie trenującego na pełnych obrotach od prawie dwóch tygodni króla strzelców III ligi i... czterech kolejnych juniorów. Na tablicy wyników 0:0, a po drugiej stronie horda kibiców drąca się "Tylko zwycięstwo!". Bronić remisu nie wypada, ale kim tu do cholery zaatakować?

Za nami dopiero jeden mecz, ale to wystarczyło by uwidocznił się problem numer 1. Krótka ławka. Nim sezon ruszy na dobre, Arka musi pozyskać wartościowego skrzydłowego. Kogoś pokroju choćby Daniela Mąki, który ma za sobą grę na wysokim poziomie i stanowiłby ciekawą alternatywą aż na trzy pozycje. Mamy rywalizować o awans z Miedzią czy Niecieczą, ale czy to naprawdę realne, jeżeli najbardziej doświadczonym rezerwowym jest 19-latek? Arka jest dzisiaj uzależniona od swoich liderów jak żaden inny zespół w I lidze. Jeżeli dla Miedzi nie strzela Zakrzewski, to zawsze jest Grzegorzewski, a jak piłka nie siedzi Pawlusińskiemu to karnego wypracuje Drozdowicz. W Ostródzie gorszy mecz przytrafił się Radzewiczowi, fizycznie nie wytrzymał Marcus i od 70 minuty w ofensywnie nie istnieliśmy. Dziennikarze uznali za udane wejście Szuberta, ale to wyjątkowo naciągane, bo był on raptem kilka razy przy piłce. Zespół grający o awans potrzebuje kogoś, kto faktycznie zrobi różnicę w samej końcówce, wykorzystując zmęczenie rywali. Trener Sikora ma obecnie pole manewru wąskie jak górska szczelina. Wystarczy, że spadnie w nią kilka głazów i droga do ekstraklasy zostanie zasypana. Rywale do awansu jeszcze się nie rozpędzili i póki jest czas, trzeba zrobić wszystko, by nie uzależniać wszystkiego od uśmiechu fortuny. Ta często bywa złośliwa...

mazzano