Do końca sezonu zostało osiem meczów. Trzeba z nich wycisnąć tyle, ile tylko się da. Wciąż istnieje szansa na awans do Ekstraklasy przez baraże. Z podobnych założeń wychodzą właściciele klubu, którzy przed rozpoczęciem długiego finiszu zdecydowali się na rezygnację z naiwnego pomysłu desperackich prób wywalczenia promocji do elity Hermesem na stanowisku trenera. Nad morzem jest już ich stary dobry znajomy, Ryszard Wieczorek. Nowy szkoleniowiec żółto-niebieskich nie święcił ostatnio wielkich sukcesów, ale stoi przed sporą szansą na udane otwarcie nowego rozdziału, bowiem rywalem gdynian w debiucie 61-latka będzie jedna z najsłabszych ekip w tym sezonie I ligi, która na papierze powinna stanowić łatwy łup. Celowo używamy jednak określenia ,,na papierze”, ponieważ szkopuł w tym, że spotkanie zostanie rozegrane na Stadionie Miejskim przy ul. Olimpijskiej. Czy Ryszardowi Wieczorkowi uda się odczarować dyspozycję żółto-niebieskich w konfrontacjach na własnym boisku? W niedzielę o 15:00 Arka zmierzy się ze Skrą Częstochowa.
Stare piłkarskie porzekadło mówi, że dla beniaminka drugi sezon po awansie jest trudniejszy niż pierwszy. Znajduje ono potwierdzenie w przypadku biało-niebiesko-czerwonych, którzy po sensacyjnym wskoczeniu za zaplecze Ekstraklasy w 2021 r. z I ligą przywitali się odważną piłką, brakiem kompleksów wobec dużo bardziej doświadczonych zespołów i dziarskim stawianiem na młodzież. W minionej kampanii Skra utrzymała się bez większych problemów, natomiast w bieżących rozgrywkach częstochowianie regularnie mierzą się z trudnościami. Zimowali w strefie spadkowej, pod sporą presją. W trakcie okienka transferowego stracili jednego z kluczowych zawodników, Damiana Hilbrychta. Na Loretańską trafiło w tym czasie pięciu nowych piłkarzy, ale żaden z nich nie okazał się graczem, który przebojem wdarłby się do pierwszej jedenastki i utrzymał na dłużej tę pozycję. Wydawało się, że cała wiosna będzie dla podopiecznych Jakuba Dziółki drogą krzyżową, która nie skończy się po Wielkim Poście. Na taki obrót spraw wskazywały też początkowe kolejki – Skra gładko przegrała pierwsze trzy spotkania po powrocie do ligowej rywalizacji. Tymczasem ta ekipa postanowiła raz jeszcze wprawić w szok piłkarską Polskę. Takim momentem było niewątpliwie zwycięstwo z Podbeskidziem 1:0, od którego zaczął się lepszy czas dla biało-niebiesko-czerwonych. Po sensacyjnej wiktorii nad ,,góralami” przyszły jeszcze triumfy nad Zagłębiem Sosnowiec i Sandecją – przedzielone co prawda porażką z Wisłą, ale ta była raczej wliczona w koszty ryzyka, a dziewięć punktów w miesiąc i tak pozwoliło graczom Dziółki wydźwignąć się z miana czerwonej latarni. W tym momencie Skra znajduje się na 16. miejscu w tabeli i jej sytuacja dalej jest trudna, ale do bezpiecznej strefy traci już tylko dwa oczka, a nie możemy tu mówić o przepaści. Cieniem na bardzo dobrej dyspozycji w ostatnich tygodniach kładzie się jednak blamaż, jaki częstochowianie sprawili swoim kibicom w Wielką Sobotę – wówczas oberwali od Resovii aż 0:5. I była to druga ,,piątka”, jaką ekipa z ul. Loretańskiej przyjęła w tym sezonie – pierwszą zebrała od GKS-u Tychy. Takie łomoty z pewnością mocno bolą, ale powiedzmy też o szerszym kontekście. Przez ostatni miesiąc głośno było o ponownym zakotwiczeniu przez Skrę w Częstochowie. Biało-niebiesko-czerwoni niebawem zaprezentują I lidze swój obiekt, na który co prawda do końca rozgrywek nie będą mogli wpuszczać kibiców, ale przynajmniej odejdą kłopotliwe dojazdy do Bełchatowa na spotkania domowe. Ostatecznie powrót do macierzy nastąpi w konfrontacji 28. kolejki z Odrą Opole, jednak wcześniej do ostatniej chwili walczono o możliwość stoczenia pod Jasną Górą już rywalizacji z rzeszowianami. Podopieczni Dziółki do samego końca nie wiedzieli, gdzie przyjdzie im stanąć do batalii. Czy wynik 0:5 z inną drużyną dołu tabeli stanowi miarodajny probierz potencjału Skry? Nic z tych rzeczy. Arkowcy muszą mieć się na baczności – tym bardziej, że częstochowianie są zespołem, który lepiej punktuje na wyjazdach, a w pamięci mamy też wydarzenia z poprzedniego sezonu, kiedy w Gdyni rozegrano oba mecze z biało-niebiesko-czerwonymi, z których jeden Skra wygrała 2:1, a w drugim mocno postawiła się rozpędzonej wówczas Arce i poległa po walce 2:3. Spodziewamy się, że w niedzielę częstochowianie będą chcieli sprowadzić ciężar gry do środka pola. Kiedy w drużynie Dziółki poprawnie funkcjonuje duet defensywnych pomocników Adam Olejnik – Bartłomiej Babiarz (ewentualnie Bartosz Baranowicz), cały zespół pokazuje więcej pewności. Wyżej trener częstochowian ustawia Radosława Gołębiowskiego i Piotra Noconia, ale ten ostatni przeciwko Arce będzie pauzował za kartki i w jego miejsce wskoczy Gracjan Jaroch. Na szczycie drabiny ofensywnej Skry znajdziemy Filipa Kozłowskiego, którego dośrodkowaniami z wahadeł próbują budować Jan Flak i Kamil Lukoszek. Jeśli chodzi o ofensywę ekipy z Loretańskiej, to tak naprawdę ciężko wyróżniać poszczególne nazwiska, skoro cały atak wygląda w tym sezonie po prostu katastrofalnie. Skra strzeliła w tej kampanii tylko 15 goli, co jest wynikiem godnym pożałowania. Dość powiedzieć, że to najgorsza statystyka w stawce, a do drugiej najsłabszej pod tym względem Sandecji częstochowianie tracą… aż 9 bramek. Dziółka do pewnego momentu preferował minimalizm polegający na próbach wygrywania spotkań 1:0, bo ta strategia w zeszłym roku sprawdzała się zupełnie nieźle. Kiedy jednak okazało się, że to już nie działa, szkoleniowiec biało-niebiesko-czerwonych obudził się z ręką w nocniku, z bardzo słabym atakiem i niedomagającą defensywą. Tutaj tercet obrońców tworzą Oskar Krzyżak, Adam Mesjasz i Beniamin Czajka ustawieni przed strzegącym dostępu do bramki Jakubem Bursztynem. 41 straconych goli chluby gościom niedzielnych zawodów nie przynosi – to drugi najgorszy wynik w lidze, natomiast przy skali deficytów ofensywnych problem fatalnych błędów indywidualnych pod własną bramką czy gubienia krycia przy stałych fragmentach gry schodzi na dalszy plan. W poprzednim sezonie siłą Skry były stałe fragmenty pod bramką rywala i przekonali się o tym choćby żółto-niebiescy. W obecnej kampanii ten aspekt wygląda wyraźnie słabiej, ale nadal pod własną szesnastką należy zachować czujność i prokurować jak najmniej okazji do dośrodkowań ze stojącej piłki.
Skra teoretycznie wygląda na idealną drużynę na przełamanie dla Arki. Niestety słowo ,,przełamanie” jest już jak najbardziej adekwatne do sytuacji żółto-niebieskich. W zespole panuje spokój, ale fakty są takie, że gdynianie nie wygrali od czterech meczów, a na trzy punkty czekają już od 44 dni! Oby okazała się to liczba nieprzypadkowa. Co prawda już Adam Mickiewicz w trzeciej części ,,Dziadów” pisał ,,nad ludy i nad króle podniesiony, na trzech stoi koronach, a sam bez korony. Z matki obcej – ród jego wielkie bohatery, a imię jego czterdzieści i cztery!”, ale czy miał wtedy na myśli przejęcie Arki przez Ryszarda Wieczorka? Śmiemy wątpić – na niezgodność tego scenariusza z prawdą wskazuje zwłaszcza fragment ,,sam bez korony”, bo przecież w latach 2004-2007 nowy trener żółto-niebieskich prowadził Koronę Kielce. 61-letni szkoleniowiec w tygodniu przejął drużynę z rąk Hermesa, który pozostaje w klubie w charakterze asystenta Wieczorka. Drugim pomocnikiem byłego trenera Odry Wodzisław Śląski, KKS-u Kalisz czy Unii Turza Śląska będzie Marcin Radzewicz, ściągnięty do Gdyni na tydzień przed swoim szefem – w świetle późniejszych wydarzeń wygląda więc na to, że los Brazylijczyka stawiającego pierwsze kroki w przygodzie z trenerką był przesądzony jeszcze przed spotkaniem z GKS-em Tychy. W Poniedziałek Wielkanocny odbyło się spotkanie środowisk kibicowskich udzielających się na gdyńskich trybunach, w wyniku którego ustalono, że dopóki istnieje szansa na awans do Ekstraklasy przez baraże, zadaniem kibiców będzie wspieranie zespołu do samego końca, a czas na rozliczenia – z piłkarzami, trenerami, właścicielami – przyjdzie po zakończeniu sezonu. Skupiamy się więc na meczu ze Skrą, w którym Ryszard Wieczorek chce zobaczyć Arkę odmienioną. My też. Na przedmeczowej konferencji nowy trener zapowiadał, że zamierza obudzić tego lwa. Mamy nadzieję, że tak jak ryczący król zwierząt pojawia się przed każdą produkcją jednej z wytwórni filmowych, tak donośne odgłosy budzonego lwa będą poprzedzały fabularny obraz passy zwycięstw w końcowej fazie rozgrywek. Przed konfrontacją z częstochowianami istnieje kilka zagadek. Wieczorek musi zdecydować, czy między słupkami postawi na słabo dysponowanego w ostatnich tygodniach Daniela Kajzera, czy da szansę powrotu do gry Kacprowi Krzepiszowi (który w minionej kampanii podczas domowej potyczki z ekipą z ul. Loretańskiej obronił rzut karny). Kolejnym dylematem szkoleniowca jest system gry i pytanie, czy wygodniejsza będzie czwórka, czy może trójka obrońców. W niedzielę akurat trzeba sobie poradzić z osłabieniami zarówno w defensywie, jak i w ofensywie – za kartki pauzują bowiem Martin Dobrotka oraz Kacper Skóra. W porównaniu z wyjściowym składem z Tychów, pierwszego prawdopodobnie zastąpi Michał Marcjanik, a drugiego Omran Haydary, bo obaj wrócili już do zdrowia po chorobach. W pierwszej jedenastce ponownie zamelduje się też Hubert Adamczyk, który przed tygodniem pauzował za kartki, a nie wyobrażamy sobie, by Luan Capanni po katastrofalnym występie przy ul. Edukacji utrzymał pozycję w składzie. Skra nie jest wygodnym rywalem dla Arki. Historia spotkań obejmuje wyłącznie obecny i poprzedni sezon, natomiast wszystkie trzy starcia z częstochowianami stanowiły dla żółto-niebieskich ciężki kawałek chleba. Pierwsze z nich Arkowcy przegrali 1:2, drugie wygrali po nieprawdopodobnej nerwówce 3:2, a w trzecim pragmatycznie wymęczyli wiktorię 2:1. Trzy gole w tych meczach strzelił Hubert Adamczyk, dwa – Karol Czubak. W ubiegłej kampanii ten superduet dawał drużynie mnóstwo jakości przez swoją współpracę. Jesienią miejsce ,,Adamsa” w roli kompana 23-letniego napastnika zajął Omran Haydary, ale wiosną Afgańczyk jest bez formy, a Adamczyk w rywalizacji z GKS-em Katowice dawał nieśmiałe sygnały o powrocie do swobody w technicznej zabawie piłką. Dyspozycja obu graczy ustawionych za plecami ,,Czubiego” będzie kluczowa dla punktowania zespołu w trakcie ligowego finiszu. O formę snajpera jesteśmy spokojni – w meczu ze Skrą przed Czubakiem duża szansa na powiększenie 19-bramkowego dorobku strzeleckiego i odskoczenie w klasyfikacji egzekutorów Luisowi Fernandezowi.
Osiem kolejek do końca. Ani się nie obejrzymy, a wszystko będzie jasne. W tym momencie wydaje się, że to jeszcze kawał grania, ale żółto-niebiescy stracili już margines błędu. Teraz trzeba bezwzględnie wygrywać, by nie drżeć do ostatniego spotkania o zmieszczenie się w czołowej szóstce i przedłużenie szans na bramy piłkarskiego nieba. Rozgrywki zmierzają do finiszu wielkimi krokami. To jeszcze nie kolacja, ale już (pod)Wieczorek. To musi być nasz czas. Wykorzystany najlepiej, jak się da – zarówno przez piłkarzy, jak i nas, kibiców. Ekstraklasę za rok będziemy mieli, Puchar Polski powróci do nas też!