Po przerwie na reprezentację znów czas na to, co tygrysy lubią najbardziej. Wraca I liga, a wraz z nią konkretna dawka emocji. Żółto-niebiescy pałają żądzą rehabilitacji po dwóch bardzo słabych meczach z rzędu, a ich żarłoczność dodatkowo potęguje fakt, że okres oczekiwania na zmazanie plamy wydłużył się dwukrotnie. Podopieczni Hermesa jak wody potrzebują trzech punktów, które pomogą im na nowo uwierzyć we własne możliwości i kontynuować walkę o jak najwyższe miejsce po sezonie zasadniczym. Wysokie aspiracje mieli też przed rundą wiosenną goście sobotniej rywalizacji, ale ich apetyty zostały wyraźnie poskromione słabiuteńkim startem grania w 2023 roku. W rundzie rewanżowej żółto-zielono-czarni jeszcze nie wygrali, więc póki co użerają się z własnymi demonami. Przed analogicznym zmaganiem staną z kolei gdynianie, których prześladuje tendencja do tragicznych rezultatów na swoim boisku. Kto pierwszy pokona własne lęki? W sobotę o 20:00 Arka podejmuje GKS Katowice.
Gdybyście mieli znajomego, który na kilkanaście lat wyjechałby pomagać przy misjach w Afryce i byłby odcięty od informacji, a po jego powrocie zapytałby was, jak idzie ,,Gieksie” w I lidze, prawdopodobnie swoje pytanie zakończyłby słowami ,,czekaj, wiem – są w środku tabeli, prawda?”. Katowiczanie w XXI wieku zdążyli sobie wyrobić łatkę typowego ligowego średniaka – drużyny zbyt słabej, by awansować, i zbyt mocnej, by spaść. Oczywiście ten schemat został przed czterema laty zachwiany degradacją, natomiast żółto-zielono-czarni szybko wrócili na należne im miejsce na piłkarskiej mapie Polski. Po rundzie jesiennej trwającego sezonu także znajdowali się – a jakże – w środku tabeli. 8. pozycja ze stratą zaledwie jednego punktu do szóstej Arki otwierała jednak przed nimi pewne możliwości zaostrzenia apetytu. Kibice z ul. Bukowej zakończyli bojkot spotkań na własnym boisku, a ekipa Rafała Góraka postanowiła spróbować zawalczyć o baraże. Udało się nawet wyjechać na zagraniczne zgrupowanie, którego destynacją okazała się turecka Lara. A mimo tego wszystkiego po pierwszych kolejkach wiosny katowiczanie swoim aspiracjom mówią ,,nara”. Nad Bosforem ,,Gieksa” wygrała w sparingu z Metalistem Charków, wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę. Z klubu odszedł co prawda kluczowy zawodnik Patryk Szwedzik, który zdecydował się skorzystać z oferty Śląska Wrocław, ale w przeciwnym kierunku powędrował supersnajper tamtejszych rezerw Sebastian Bergier. Do tego poważnie wzmocniono środek pola, wypożyczając z Lecha Poznań 18-letniego defensywnego pomocnika Antoniego Kozubala i wyciągając z Odry Opole reżysera gry tego zespołu Mateusza Marca. I co? Śmigło. GKS na wiosnę trzy razy zremisował i trzy razy przegrał, ani razu nie schodząc z boiska w charakterze triumfatora. Posada trenera Góraka raczej nie jest zagrożona, bo ten szkoleniowiec ma przy Bukowej spory kredyt zaufania i wyciągał już katowiczan z niejednych kłopotów. Tyle, że w stolicy Górnego Śląska zrobiło się naprawdę gorąco (i nie chodzi o pierwsze symptomy wiosny). O ile remisy z Niecieczą czy Podbeskidziem da się jeszcze jakoś usprawiedliwić, o tyle ostatni wyjazdowy podział punktów z przesłabą Sandecją, a zwłaszcza dramatyczny mecz na własnym boisku z Resovią zakończony porażką 0:1 powodują, że żółto-zielono-czarnym baraże odjechały bezpowrotnie – do strefy nadziei tracą obecnie osiem punktów. Zapowiada się więc na kolejny sezon, w którym obędzie się bez większych historii. ,,Gieksa” pewnie jeszcze ze dwa czy trzy razy straci punkty w typowy dla siebie sposób (po golu w ostatniej minucie), ale wiele w jej położeniu to de facto nie zmieni. Górak jednak bardzo pragnie przełamania i nie można mu się dziwić. W Gdyni będzie musiał sobie poradzić bez pauzującego za cztery żółte kartki Grzegorza Janiszewskiego. To trochę komplikuje sprawę, ale nie przesadzalibyśmy z dramatyzowaniem tej sytuacji, bo obrońca i tak na wiosnę nie gra od dechy do dechy. Trójkąt defensywny prawdopodobnie utworzą w sobotę Daniel Tanżyna, Arkadiusz Jędrych i Bartosz Jaroszek. Nie ma wątpliwości co do tego, że w bramce stanie Dawid Kudła. Mimo poważnych ruchów transferowych w kierunku wzmocnienia środka pola, ,,Gieksa” wciąż jest drużyną, w której dużą rolę odgrywają skrzydła, a na tych zobaczymy w Gdyni 19-letniego Dawida Brzozowskiego oraz Grzegorza Rogalę lub Marcina Wasielewskiego, który będzie miał problemy ze spodenkami. Centralny sektor zostanie obstawiony przez defensywnego Rafała Figla i ustawionych wyżej Mateusza Marca oraz Adriana Błąda. W ataku powinniśmy zobaczyć duet Marko Roginić – Jakub Arak. Ten ostatni w tym sezonie nie przestaje zaskakiwać – wśród uważnych obserwatorów polskiej piłki popularna jest opinia, że to zawodnik drewniany, a tymczasem w tych rozgrywkach strzelił już 6 goli i nie zawsze były to trafienia z metra do pustej. Do tego jest on obdarzony świetnymi warunkami fizycznymi, więc gdyńscy obrońcy muszą uważać, żeby nie złapać drzazgi. Katowiczanie może nie grzeszą skutecznością (zdobyli w tej kampanii tylko 26 bramek), ale już defensywę mają stabilniejszą niż Arka (27 straconych goli przy 31 u żółto-niebieskich). Lepiej spisują się też na wyjeździe niż na własnym boisku, więc podopieczni Góraka mają swoje atuty, których nie wolno lekceważyć. Stoperzy gości sobotniej rywalizacji nie należą jednak do demonów zwrotności, więc gdybyśmy mieli podpowiedzieć gdyńskiemu sztabowi, co należy zrobić, by podnieść z murawy pełną pulę, wspomnielibyśmy o posyłaniu piłek za plecy obrońców i dynamicznym wchodzeniu w pojedynki 1 na 1, które mogą wytworzyć przewagę. Te rozwiązania sprawdziły się zresztą w jesiennym pojedynku obu drużyn, który Arkowcy wygrali 1:0, a większość sytuacji stworzyli sobie właśnie poprzez wykorzystywanie niskiej orientacji w terenie defensorów z Katowic. Zapowiadając sobotnią konfrontację, warto podkreślić też powrót do Gdyni świetnie wspominanego nad morzem Adriana Błąda, który na pewno może spodziewać się ciepłego przywitania. Byłym graczem Arki jest też Oskar Repka, ale on akurat nie zdążył zadebiutować w żółto-niebieskich barwach. W stolicy Górnego Śląska wszyscy żyją w tym momencie drugim z rzędu mistrzostwem Polski w hokeju, które zostało przypieczętowane przez katowiczan w czwartek. To wszystko powoduje spory entuzjazm, na fali którego 600 popularnych ,,cyganów” wybiera się w sobotę do Gdyni i zamierza zapełnić klatkę.
Fakty są takie, że Arka w tym sezonie wygrała zaledwie trzy spotkania na własnym boisku na dwanaście możliwych. Trzy na dwanaście! Na 36 punktów możliwych do zdobycia drużyna wywalczyła tylko 13. W tej chwili, po katastrofalnych potyczkach z Górnikiem Łęczna i Odrą, gdynianie nie walczą już o bezpośredni awans, ale nadal mogą przedłużyć swoje nadzieje barażami. Jednak by się w nich znaleźć, trzeba koniecznie nauczyć się grać na Stadionie Miejskim. Bez tego nie ruszymy dalej. Wiele było tym zawodnikom wybaczone, ale cierpliwość kibica również ma swój kres. Nie będziemy teraz wracać do wydarzeń boiskowych z ostatnich tygodni, natomiast w sobotę chcemy zobaczyć zwycięstwo i nie przyjmujemy żadnych wymówek. Hermes wspominał na konferencji przedmeczowej, że w pierwszym tygodniu przerwy reprezentacyjnej zespół zmagał się z chorobami, natomiast w tym momencie wszystko jest już w porządku, więc nie będzie żadnego alibi. Do składu Arki po kartkowej karencji wróci Janusz Gol, którego brak w Opolu był aż nadto widoczny. Tym razem pauzować musi Adrian Purzycki, ale akurat on przy pełnym wachlarzu personalnym brazylijskiego szkoleniowca pełni w drużynie rolę marginalną. Liczymy, że znów ukłuje Karol Czubak, bo korona króla strzelców jest w tym sezonie realna, a do Luisa Fernandeza ,,Czubi” traci tylko jednego gola. Bilans konfrontacji obu zespołów jest korzystny dla gdynian, którzy wygrywali łącznie dziesięciokrotnie przy sześciu wiktoriach ,,Gieksy”. Jeszcze lepiej te statystyki wyglądają w przypadku spotkań nad morzem, bo tutaj żółto-niebiescy golą katowiczan 5:1. A mimo tego wciąż możemy mówić o pewnych rachunkach do wyrównania – niemal równo rok temu GKS po wątpliwym rzucie karnym w doliczonym czasie gry wywiózł z Gdyni punkt i zatrzymał w ten sposób znakomitą passę zwycięstw Arkowców, a piłkarzom Ryszarda Tarasiewicza zabrakło później tych dwóch oczek do bezpośredniego awansu. Tym razem, wbrew wszystkim przeciwnościom, liczymy na happy-end.
Spotkanie 25. kolejki zostanie rozegrane 1 kwietnia, a więc w święto czerstwych żartów. Prima Aprilis – uważaj, bo się pomylisz. Arkowcy na własnym stadionie opowiedzieli już w tym sezonie wystarczająco dużo słabych dowcipów. Mamy nadzieję, że tym razem w szeregach gdynian obędzie się bez poważnych błędów, a mylić się będą głównie katowiczanie. Choć oczywiście należy w tych prognozach zachować ostrożność, a żółto-niebiescy muszą być przezorni i bardzo uważni. Na mocy rozmów SKGA z władzami klubu wypracowano ostatnio system uzależniający ceny biletów na mecze w Gdyni od frekwencji na poprzednim pojedynku. Zapraszamy więc do przybywania w sobotę na stadion i gorącego dopingu, który poniesie podopiecznych Hermesa do wyczekiwanych trzech punktów. Nasza Areczka, ole, żółto-niebieska, ole, my jesteśmy tu, ty dziś wygrasz mecz, nigdy nie zdradzimy cię!