Ryszard Tarasiewicz wystawieniem niemal całkowicie rezerwowego składu w meczu Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna dał jasny sygnał: ,,nie przywiązujemy wielkiej wagi do krajowego pucharu – jeżeli uda się wygrać, to wspaniale, ale koncentrujemy całą uwagę na rozgrywkach ligowych”. W ten sposób niejako nałożył na swoją drużynę dodatkową presję, bo wszyscy w Gdyni tym mocniej oczekują zwycięstw w najbliższych meczach na zapleczu Ekstraklasy. Dodatkowe pokłady parcia na trzy punkty w niedzielę nałożyły na żółto-niebieskich wyniki wcześniejszych meczów w tej kolejce. Niespodziewana porażka Wisły Kraków z Puszczą Niepołomice i remis Niecieczy z Chojniczanką powodują, że gdynianie mają bardzo wiele do ugrania. Nie ma tu miejsca na wpadkę. W niedzielę o 18:00 Arka podejmuje u siebie GKS Tychy.
Tyszanie przez ostatnie lata zdążyli sobie wyrobić podobny status, który swego czasu nosił GKS Katowice – wiecznego pierwszoligowca, drużyny za słabej, by awansować, i za mocnej, żeby spaść. Potencjał na Górnym Śląsku jest spory – stadion, poukładane finanse i sprawy organizacyjne, czasami nawet pojawiają się tam kibice – więc nic dziwnego, że w klubie życzyliby sobie w końcu walki o coś więcej aniżeli środek tabeli. Podniesieniu poprzeczki miało służyć zatrudnienie przed sezonem Dominika Nowaka. Szkoleniowiec, który wykręcał dobre wyniki z kilkoma pierwszoligowymi klubami, był widziany jako gwarancja uporządkowania gry zielono-czarno-czerwonych. Tyle, że do zrobienia kroku naprzód potrzebne jest jeszcze posiadanie dobrych wykonawców, a ten aspekt wygląda w Tychach już słabiej. Zainteresowani pobieraniem nauk od Nowaka przy ul. Edukacji nie byli kluczowi zawodnicy z poprzedniej kampanii: Krystian Wachowiak, Bartosz Biel czy Łukasz Grzeszczyk. Ewakuowali się też piłkarze stanowiący cenne uzupełnienie składu: Oskar Paprzycki, Sebastian Steblecki i Jakub Piątek. Ożywcze tchnienie mieli w Tychach zapewnić natomiast sprowadzeni przed sezonem bramkarz Adrian Kostrzewski z Górnika Łęczna, środkowy obrońca Petr Buchta z MFK Karvina, środkowi pomocnicy Antonio Dominguez z ŁKS-u i Mateusz Radecki z Radomiaka, napastnik Patryk Mikita ze Stomilu czy ściągnięty w ostatnich dniach okienka transferowego na zasadzie wypożyczenia z gorszej części Trójmiasta defensywny pomocnik Jan Biegański, który w przeszłości był już fundamentem GKS-u. Czy ta jakość rzeczywiście nadeszła? Śmiemy wątpić, bo po ośmiu kolejkach tyszanie znajdują się na 9. miejscu w tabeli i grają mocno w kratkę. Już wydawało się, że łapią rytm, że automatyzmy się zazębiają, że zawodnicy z ul. Edukacji triumfalnie rozpoczynają marsz w górę stawki. Po zwycięstwach 3:1 z Wisłą i 5:0 z Sandecją naprawdę kibice zielono-czarno-czerwonych mogli patrzeć na świat przez różowe okulary. Tymczasem po dobrych występach przyszła głupia strata punktów na własnym boisku po remisie 1:1 z przesłabą Resovią, a w tym tygodniu doszła do tego kompromitacja w Pucharze Polski – bo jak inaczej można nazwać porażkę w Bydgoszczy? III-ligowy Zawisza wygrał jednak 2:1, a tyszanie (którzy w województwie kujawsko-pomorskim zagrali w niemal optymalnym składzie) w beznadziejnych nastrojach musieli wracać na Górny Śląsk – tylko po to, by po chwili pakować się na kolejną eskapadę na północ, choć tym razem zobaczą chociaż ładne miasto. Kwestia regeneracji będzie dla nich dużo poważniejszym wyzwaniem niż dla Arkowców, choć i żółto-niebiescy nie mają w tym tygodniu łatwo. Trener Nowak jest znakomitym strategiem, ale skład GKS-u nie powala na kolana, przez co 50-letniemu szkoleniowcowi może być ciężko ulepić coś z tej gliny. Nie wykluczamy natomiast, że sternik gości niedzielnej rywalizacji ma uprawnienia garncarza. Na pewno nie można tej drużyny lekceważyć jak Pucharu Polski. Tyszanie dysponują drugim najlepszym atakiem w lidze i choć lwią część tej statystyki stanowi osiem goli wbitych Wiśle i Sandecji, to ofensywne trio Mateusz Czyżycki – Mateusz Radecki – Daniel Rumin z pewnością posiada wiedzę, jak prosto kopnąć futbolówkę. A piłki dostarczają im przede wszystkim piłkarze, którzy występują na pozycji wahadłowych – z prawej strony jest to Krzysztof Machowski lub Dominik Połap, a z lewej – najlepszy asystent w lidze (autor czterech ostatnich podań) Krzysztof Wołkowicz. Tego ostatniego Ryszard Tarasiewicz chciał ściągnąć przed sezonem do Arki, więc i trener gdynian z pewnością ceni jego umiejętności. W środku pola wybiegną w niedzielę Wiktor Żytek lub Jan Biegański na ,,szóstce” i Antonio Dominguez na ,,ósemce”. Za kartki pauzować będzie podstawowy obrońca Maciej Mańka, więc przed Adrianem Kostrzewskim obejrzymy Kamila Szymurę, jak również Nemanję Nedicia i Petra Buchtę. W środowym pojedynku pucharowym między słupkami tyszan po raz pierwszy od kontuzji stanął znany w Gdyni Konrad Jałocha, ale w lidze prawdopodobnie Nowak zostanie przy wyborze Kostrzewskiego. Najsilniejsze strony GKS-u to akcje bokami boiska i kontrataki, więc trzeba będzie zachować maksymalną czujność i nie ryzykować w defensywie. Zielono-czarno-czerwoni potrafią grać szybko piłką, a zatem straty gdynian na własnej połowie będą dla nich wodą na młyn. Arkowcy muszą przywiązywać tym razem ogromną uwagę do kontrolowania piłki i wybierać proste rozwiązania. Tyszanom nie można pozwolić na rozwinięcie skrzydeł. Wisła pozwoliła i skończyła marnie – niech to będzie przestroga.
Żółto-niebiescy nie mogą w niedzielny wieczór stracić punktów. Ten mecz nie powinien przypominać spotkania z Górnikiem Łęczna – tym razem Tarasiewicz desygnuje do boju od początku zawodów pierwszy garnitur. Mamy nadzieję, że piłkarze są głodni rehabilitacji za czwartek. Sytuacja kadrowa jest doskonała, właściwie wszyscy są zdrowi i gotowi do walki. Zagrożony pauzą za kartki jest Janusz Gol. Bilans spotkań między obiema drużynami jest korzystny dla Arki, która wygrywała dwunastokrotnie przy sześciu triumfach GKS-u. Ku przestrodze dodajmy jednak, że żółto-niebiescy triumfowali po sześć razy u siebie i na wyjeździe, a tyszanie lepsze liczby mają nad morzem – to tutaj podnosili z murawy pełną pulę cztery razy, podczas gdy na swoim terenie czynili to tylko dwukrotnie. Niedzielne spotkanie może mieć szczególny wymiar dla Ryszarda Tarasiewicza, który był szkoleniowcem klubu z ul. Edukacji przez 2,5 roku, od października 2017 r. do marca 2020 r. W pierwszym sezonie swojej pracy finiszował na 4. miejscu w I lidze, w drugim – na 7. pozycji, a w trzecim został zwolniony, zostawiając zespół na 8. lokacie. W kampanii 2018/2019 zielono-czarno-czerwone barwy przywdziewał również Hubert Adamczyk. Te wszystkie sentymenty trzeba jednak schować do kieszeni. Wyniki w I lidze układają się tak, że w przypadku wygranej przed Arkowcami otworzy się autostrada do fotela lidera. Trzeba to bezwzględnie wykorzystać, przełamując przy tym niemoc własnego boiska – Arka wygrała w tym sezonie cztery mecze w delegacji, podczas gdy przy Olimpijskiej pozostaje bez kompletu punktów, za to z trzema remisami (wliczając potyczkę z Łęczną) i porażką. Premierowa wiktoria stanowi obowiązek.
Alibi ze spiętrzeniem meczów na przestrzeni tygodnia nie będzie tym razem miało zastosowania – w czwartkowej potyczce z piłkarzy podstawowej jedenastki 120 minut rozegrali jedynie Michał Marcjanik i Przemysław Stolc, pozostali gracze przebywali na murawie w mniejszym wymiarze czasowym. Arkowcy nie mają więc wyboru – skoro Puchar Polski został odpuszczony z powodu legendarnego farmazonu o skupianiu się na lidze, to teraz trzeba udowodnić swoją wartość na zapleczu Ekstraklasy i udźwignąć presję. Liczymy, że głośny doping na Stadionie Miejskim poprowadzi żółto-niebieskich do pierwszego zwycięstwa w Gdyni w tym sezonie. Nasza Areczka, ole, żółto-niebieska, ole, my jesteśmy tu, ty dziś wygrasz mecz, nigdy nie zdradzimy cię!