W środę żółto-niebiescy zrobili swoje i pewnie zgarnęli pełną pulę w starciu z Resovią. Nie pozostaje im w tym momencie nic innego, jak pójść za ciosem i wywalczyć następne trzy punkty w kolejnej potyczce wyjazdowej. Gdynianie po konfrontacji w Rzeszowie pozostali na południu Polski i w spokoju przygotowują się do starcia ze spadkowiczem z Ekstraklasy. Zespoły, które w poprzednich rozgrywkach grały w lidze wyżej, z reguły są automatycznie rozpatrywane jako kandydaci do ponownego awansu. Inaczej jest z najbliższym przeciwnikiem podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza – drużyna z al. Jana Pawła II jest poraniona po degradacji, sytuacja w klubie nie wygląda specjalnie optymistycznie, a liderzy zespołu odeszli z Lubelszczyzny i wzmocnili ligową konkurencję (jak choćby Bartosz Rymaniak i Janusz Gol). Te wszystkie uwarunkowania żółto-niebiescy muszą bezwzględnie wykorzystać, by z tournée po Polsce południowo-wschodniej wracać z tarczą. W niedzielę o 15:00 Górnik Łęczna podejmuje Arkę.
Poprzedni sezon był wyjątkowo trudny dla fanów zielono-czarnych. Rysiek Riedel śpiewał, że w życiu piękne są tylko chwile i kibice Górnika mogli się o tym w tamtym roku przekonać bardzo dosłownie. Łęcznianie właściwie od początku do końca kampanii odstawali od reszty stawki i momenty nadziei na utrzymanie, chociaż się pojawiały, to jednak trwały krótko. Ostatecznie piłkarze z Lubelszczyzny zamknęli tabelę Ekstraklasy ze stratą aż siedmiu punktów do bezpiecznej pozycji. Do kolejnych rozgrywek przygotowywali się m.in. podczas krótkiego obozu w Kielcach, a ich fani byli bombardowani informacjami o ewakuacjach z al. Jana Pawła II. Z klubu odeszli Bartosz Rymaniak i Janusz Gol (w wiadomym kierunku), Jason Lokilo, Bartosz Śpiączka, Marcel Wędrychowski, Mietek Kryspin Szcześniak, Michał Mak, Szymon Drewniak, Gerson, Leandro, Michał Goliński, Bartłomiej Kalinkowski, Adrian Kostrzewski, Tomasz Midzierski, Przemysław Banaszak (ten ostatni przeniósł się do Paxtakoru Taszkient, a więc do miasta 124 razy większego niż główny ośrodek powiatu łęczyńskiego)… W zasadzie moglibyśmy powiedzieć, że zawodnicy wyjeżdżali z Łęcznej całymi wagonami, gdyby nie fakt, że do tego miasta nie dojeżdża kolej. Tak czy owak, trener Marcin Prasoł stanął przed trudnym zadaniem zbudowania sensownej drużyny właściwie od zera. 41-letni szkoleniowiec zdążył już co prawda liznąć Ekstraklasy, ale wciąż jego doświadczenie na stanowisku pierwszego trenera nie jest duże, więc misja, jakiej poddany został opiekun zielono-czarnych, może jawić się jako bardzo poważna. Ciężko posądzać Górnika o aspiracje powrotu do Ekstraklasy w tym sezonie, bo zwyczajnie brakuje mu w tym momencie argumentów ku mierzeniu w takie cele – choć działacze z al. Jana Pawła II postarali się o jak najszybsze załatanie dziur w składzie i tutaj akurat czas powinien pracować na korzyść łęcznian, więc być może za miesiąc gra tego zespołu będzie wyglądała znacznie lepiej. Na Lubelszczyznę sprowadzono m.in. doskonale znanego w Gdyni Damiana Zbozienia, środkowych obrońców Marcina Biernata z Górnika Polkowice i Wiktora Łychowydkę z Narwi Ostrołęka, lewego defensora Karola Turka z Sokoła Ostróda, środkowych pomocników Łukasza Grzeszczyka z GKS-u Tychy i Egzona Kryeziu z Lechii Gdańsk (22-letni Słoweniec podobno ma jakiś talent, ale to głównie ludowe legendy) czy napastnika Karola Podlińskiego z Zagłębia Lubin. Czas na zgranie i wypracowanie mechanizmów między zawodnikami musi jeszcze upłynąć, bo w pierwszych pięciu kolejkach nowego sezonu Górnik ani razu nie wygrał, trzy razy zremisował i dwa razy schodził z boiska pokonany, co daje mu 15. lokatę w tabeli. Również gra zielono-czarnych w tym momencie nie napawa optymizmem, a w ich poczynaniach widać wiele chaosu. Słowem, mamy do czynienia z typowym procesem budowy drużyny, która może za jakiś czas zrobić duży postęp, ale niewykluczona jest też jej walka o utrzymanie do ostatniego spotkania. Podstawowym golkiperem łęcznian jest Maciej Gostomski, ale on z powodu choroby nie wystąpił w zremisowanym 1:1 wyjazdowym meczu z Ruchem Chorzów w czwartek – zastąpił go wówczas Tomasz Woźniak i nie wiadomo, czy doświadczony bramkarz zdąży wykurować się na niedzielę. Trójkę obrońców powinni utworzyć Zbozień (który z miejsca wskoczył do podstawowej jedenastki), Biernat i Jonathan de Amo. Prawe skrzydło to teren Serhija Krykuna, lewe należy do Turka (choć nie można wykluczyć występu Daniela Dziwniela). W środku pola zobaczymy Alexa Serrano, nieco wyżej będzie ustawiony Kryeziu, a jeszcze wyżej – Damian Gąska i Grzeszczyk, operujący za plecami Podlińskiego. Mówimy tu o wariancie, w którym między słupkami stoi 20-letni Woźniak. W przypadku, gdyby Gostomski zdążył wyleczyć się na potyczkę z Arką, 33-letni golkiper wróci do bramki Górnika, a rolę młodzieżowca przejmie od Woźniaka środkowy pomocnik Łukasz Szramowski i w takim układzie jedenastka okaże się zbyt ciasna dla Gąski lub Grzeszczyka. Zbozień po zameldowaniu się na Lubelszczyźnie oznajmił, że będzie chciał nadać tej drużynie trochę serducha i góralskiego charakteru. To cechy, które z pewnością będą przez podopiecznych Prasoła pożądane – tym bardziej, że ostatni mecz rozgrywali w Chorzowie jeszcze w czwartek o 20:30. Czasu na regenerację przed kolejną potyczką właściwie nie ma.
W Arce robią wszystko, żeby tę kwestię zmęczenia napiętym terminarzem wyeliminować. Po spotkaniu z Resovią gdynianie nie wracali nad morze, a zostali na południu Polski. Odszedł aspekt przejazdu przez pół kraju, więc żółto-niebiescy powinni być w niedzielę wypoczęci i gotowi do walki. Sytuacja kadrowa z jednej strony się poprawia, bo zdrowi są już Bartosz Rymaniak i Hubert Adamczyk, z drugiej zaś – podczas konfrontacji z Resovią boisko z urazem opuścił Sebastian Milewski i pozostaje nam mieć nadzieję, że nie będzie to nic groźnego, bo ,,Mileś” przy Hetmańskiej należał do wyróżniających się zawodników i dla całej gry Arki jest postacią kluczową. W czarnym scenariuszu, gdyby defensywny pomocnik jednak nie dał rady, w jedenastce zastąpi go Adrian Purzycki. Starcie z Górnikiem to też ostatni mecz, w którym pauzować musi Christian Aleman – od następnej kolejki Ekwadorczyk będzie już do dyspozycji Ryszarda Tarasiewicza. W środę gra żółto-niebieskich wyglądała przyzwoicie, pokazali oni większą skuteczność niż w poprzednich pojedynkach. Świetnie do drużyny wprowadził się Omran Haydary, który w dwóch pierwszych występach zaprezentował się bardzo efektownie, a do solidnego wrażenia w Rzeszowie dołożył jeszcze premierową bramkę. Gola w dwóch ostatnich meczach strzelał Karol Czubak i liczymy, że tę passę 22-latek podtrzyma też na Lubelszczyźnie. Bilans spotkań rozegranych przy al. Jana Pawła II jest dla Arkowców fatalny – w dziewięciu takich potyczkach ani razu jeszcze nie wygrali, cztery razy dzielili się punktami i pięciokrotnie musieli uznać wyższość zielono-czarnych. Mamy nadzieję, że w niedzielę nastąpi ten pierwszy raz, kiedy gdynianie w wyjazdowej konfrontacji z Górnikiem podniosą z murawy komplet punktów. Niedzielne zawody będą miały szczególny wymiar dla Bartosza Rymaniaka i Janusza Gola, którzy spędzili poprzedni sezon w barwach klubu z Łęcznej. W tym momencie musi jednak paść jeden z najbardziej oklepanych sloganów w polskiej piłce, a mianowicie ,,miejsca na sentymenty nie będzie”. Arka jest bowiem ósma w tabeli i traci do strefy bezpośredniego awansu cztery oczka. Trzeba rozpędzić tę maszynę. Niedzielna rywalizacja będzie pierwszą z dwóch sierpniowych odsłon konfrontacji podopiecznych Tarasiewicza z Górnikiem - dwa i pół tygodnia później łęcznianie zameldują się w Gdyni na meczu 1/32 finału Pucharu Polski. Zwycięstwo w najbliższym spotkaniu, oprócz szalenie ważnych punktów, dałoby więc żółto-niebieskim przewagę psychologiczną przed ostatnim dniem sierpnia.
Hasłem promocyjnym miasta Łęczna jest ,,łączy nas energia”. Mamy nadzieję, że Arkowcy pójdą podobną drogą zabaw brzmieniowych i w Łęcznej dokonają połączenia łupów z południa Polski, do trzech punktów z Rzeszowa dokładając ,,trójkę” z malowniczej, sielskiej, anielskiej Lubelszczyzny. Walka o awans trwa, dlatego nie można sobie pozwolić na zwolnienie nogi z pedału gazu. Upragniony cel będzie możliwy do osiągnięcia tylko przy seryjnym wygrywaniu. Piłkarze Tarasiewicza muszą skorzystać z faktu, że Górnik nie jest w tym momencie w najwyższej dyspozycji, i wykorzystać własne argumenty. Sialalalalalalaaaaa, Aaaaaarka Gdyniaaaaaaa!