Data 26 listopada 2018 wbiła się już do głowy chyba każdemu sympatykowi żółto-niebieskich. To wtedy Arka po raz ostatni zdobyła 3 punkty w meczu, pokonując 4:1 Wisłę Kraków. Niedługo tak pamiętną datą zostanie również 21 grudnia tego samego roku. Wtedy z kolei, w meczu z drugą Wisłą, tą z Płocka, Arkowcy na swoim koncie zapisali punkt.
Wydawało się, że wiosną nie może być gorzej niż przed rokiem i dwoma laty, ale rzeczywistość dogoniła największe koszmary i obawy wszystkich, którzy kibicują Arce Gdynia. 5 meczów i 5 porażek. Żadne pogromy, wszystkie pojedynki przegrane różnicą jednej bramki, ale jednak same porażki, zero punktów. To sprawiło, że Arka osunęła się w tabeli, a póki co to porażka Wisły Płock w tej kolejce sprawia, że po 26. meczach żółto-niebiescy na pewno nie będą w strefie spadkowej. Marne to jednak pocieszenie, gdy patrzy się na dotychczasowy dorobek drużyny Zbigniewa Smółki i terminarz kolejnych gier.
W pierwszych trzech wiosennych meczach Arka grała bardzo słabo i mówienie, że miała pecha byłoby nietaktem. Postawa drużyny z Gdyni wyglądała nieco lepiej w meczach z Lechem i Legią, ale tam także skończyło się bez happy endu. Z drugiej strony można mieć niedosyt, patrząc na to jaką formę prezentują drużyny, z którymi Arce nie udało się zdobyć nawet punktu. Korona potrafiła później stracić 10 goli w dwóch meczach. Lech po porażce z Zagłębiem Lubin na otwarcie wiosny i pogromie przyjętym od Piasta, przegrał też dwa ostatnie mecze, tracąc łącznie 6 goli z Miedzią i Górnikiem. Nijaka Legia przegrała z Cracovią i Lechem, a także odpadła z Pucharu Polski. Zwłaszcza z tymi dwoma ostatnimi rywalami można było pokusić się o coś więcej.
A w niedzielę przed Arką być może największe wyzwanie. Zagra z Zagłębiem Lubin, które pozostaje w walce o górną ósemkę. Walce, która w tym sezonie może być wyjątkowo zacięta. Lubinianie wygrali ostatnie dwa mecze, pokonując m.in. Lechię, ale po dzisiejszym zwycięstwie Korony, muszą gonić kielczan i będą jeszcze bardziej zmotywowani. Więcej o jutrzejszym rywalu Arki, napisaliśmy tutaj.
Zbigniew Smółka będzie musiał pozmieniać nieco wyjściowy skład w porównaniu do meczu z Legią, mimo, że drugi mecz z rzędu nikt nie pauzuje za kartki. W tamtym spotkaniu dość szybko boisko z powodu kontuzji musiał opuścić Damian Zbozień, którego zabraknie w Lubinie. Etatowego prawego obrońcę zmienił wtedy Tadeusz Socha, ale przeciwko Zagłębiu na prawej obronie może zagrać Michael Olczyk. Gdyby tak się stało, dla Olczyka byłby to trzeci z rzędu mecz w pierwszej jedenastce i zarazem występ na trzeciej kolejnej pozycji, po lewej obronie w Poznaniu i prawym skrzydle w meczu z Legią. W tym ostatnim starciu Olczyk zastąpił w wyjściowej jedenastce Lukę Zarandię, którego występ przeciwko Zagłębiu nie jest pewny. Smółka będzie więc być może zmuszony do poprzestawiania niektórych personalnych puzzli, także jeśli chodzi o drugą linię.
Na kogo musi liczyć Arka? Może na Michała Janotę, który przebudził się w drugiej połowie meczu z Legią. Jesienią ofensywny pomocnik potrafił mocno wpływać na losy meczów. Jeśli od początku niedzielnego pojedynku zaprezentuje się tak, jak w drugich 45 minutach meczu z mistrzem Polski, Arka zyska duży atut w ofensywie. Może na Aleksandyra Kolewa, który po dłuższej przerwie powinien coraz lepiej czuć piłkę i dać siłę fizyczną, wzrost i więcej opcji w ataku. A może na Marko Vejinovicia, który zebrał dobre recenzje po dwóch pierwszych występach, a czas i kolejne minuty na boisku muszą wpływać pozytywnie na jego zgranie z resztą drużyny.
Po meczu w Lubinie czeka nas przerwa na mecze reprezentacji. Czy ewentualna seria 6 porażek z rzędu i ligowy bilans 0-2-8 dalej pozwoli Zbigniewowi Smółce na pracę w Gdyni? Byłby to z pewnością przykład anielskiej jak na polskie warunki cierpliwości władz klubu. Miejmy jednak nadzieję, że jutro Arka będzie w końcu mogła dopisać na swoje konto punkty, bo strefa spadkowa i widmo degradacji do I ligi w roku 90-lecia klubu staje się coraz bardziej realne.