Arka Gdynia - GKS Katowice 1:0 (Socha 90')
Arka: 13. Konrad Jałocha - 2. Tadeusz Socha, 33. Alan, 3. Krzysztof Sobieraj, 23. Marcin Warcholak - 8. Marcus Vinícius (84, 32. Przemysław Stolc), 14. Michał Nalepa (76, 28. Grzegorz Tomasiewicz), 6. Antoni Łukasiewicz, 11. Rafał Siemaszko, 7. Michał Renusz (62, 17. Rashid Yussuff) - 9. Paweł Abbott.
GKS: 96. Mateusz Kuchta - 4. Alan Czerwiński, 27. Mateusz Kamiński, 29. Adrian Jurkowski, 2. Rafał Pietrzak - 33. Adrian Frańczak, 23. Łukasz Pielorz, 37. Wojciech Trochim (69, 20. Sławomir Duda), 25. Filip Burkhardt (89, 99. Daniel Ciechański), 11. Krzysztof Wołkowicz (73, 8. Maciej Bębenek) - 7. Grzegorz Goncerz.
Żółte kartki: Tomasiewicz - Wołkowicz, Czerwiński, Frańczak.
Sędziował: Wojciech Krztoń (Olsztyn).
Widzów: 4532.
Na taki mecz cała Gdynia czekała od dawna! Arka przeprowadziła po przerwie prawdziwą nawałnicę na bramkę gości i dopięła swego w ostatniej chwili, praktycznie 30 sekund przed upływem regulaminowego czasu gry. Bohaterem Arki został Tadeusz Socha, ale na cenne 3 punkty pracował cały zespół, który był dziś znakomicie umotywowany i nawet na chwilę nie stanął w miejscu.
Trener Grzegorz Niciński zaserwował dziś aż trzy zmiany w porównaniu do wygranego meczu w Płocku. W środowym meczu Pucharu Polski znakomite wrażenie zrobił Alan Fialho i dziś wskoczył do składu w miejsce poprawnie grającego Michała Marcjanika. Miejsce Grzesia Tomasiewicza zajął Paweł Abbott, a po krótkiej przerwie wrócił Marcus i od pierwszych minut chciał pokazać swoją wartość. Już w 40 sekundzie zatrudnił młodego golkipera "GieKSy", który pewnie wyłapał strzał w środek bramki. Mimo sporego upału, na tempo meczu nie można było narzekać. Arkowcy dobrze weszli w meczu i stwarzali kolejne sytuacje. Najlepsze zaprzepaścili Michał Nalepa, którego strzał obronił Kuchta i Siemaszko, którego uderzenie zatrzymał na linii bramkowej Pietrzak. "GieKSa" odgryzła się bardzo groźną akcję Frańczaka, ale i jemu zabrakło precyzji. Pierwsza połowa zakończyła się więc remisem 0:0, ale z lekkim wskazaniem na gospodarzy.
Druga połowa to już prawdziwa nawałnica na bramkę gości. Trudno zliczyć wszystkie okazje Arki, bo mogło by nie starczyć nawet palców dwóch rąk. Siemaszko już w... 50 sekundzie tej części gry mógł otworzyć wynik, ale trafił prosto w bramkarza. W 67 minucie Rafał dostał kapitalną piłkę z głębi pola, ale miał chyba za dużo pomysłów w głowie, bo zamiast spokojnie minąć bramkarza, uwikłał się z nim w drybling. W sukurs poszedł mu Abbott, któremu "Mały" oddał piłkę, ale potężny strzał Pawła zatrzymał się na poprzeczce. Żółto-niebiescy po tej sytuacji jeszcze mocniej uwierzyli w siebie i praktycznie nie schodzili z połowy gości. Pojedyncze kontry "GieKSy" były szybko przerywane przez bardzo dobrze dysponowanych dziś obrońców Arki. W 87 minucie kibice znów wyskoczyli w górę, gdy wydawało się, że nic nie uchroni gości po strzale Alana Fialho. Piłka jednak jak przyciągana magnesem znów spadła w to samo miejsce poprzeczki. Aż przyszła 94 minuta. Po jednym z niezliczonych rzutów rożnych, akcję ponowił Warcholak. Gdy zobaczył przed sobą gąszcz nóg wycofał do Sochy. Mocno uderzona piłka odbiła się od nóg Kamińskiego i przelobowała Kuchtę!
Trudno opisać szał radości, którzy wstrząsnął stadionem. Ostatni raz Arka w takich okolicznościach wygrała w pamiętnym meczu z Chojniczanką (3:2), ale dziś o sukcesie nie zdecydowało szczęście, tylko ogromna determinacja i poświęcenie. Nie było piłkarza, który zrezygnował czy stracił wiarę. Bardzo dobra gra całego zespołu złożyła się na końcowe zwycięstwo. Mamy 7 punktów, mamy lidera. Arka takiego startu nie miała od spadku z ekstraklasy.