Arka Gdynia - Pogoń Siedlce 4:1 (Siemaszko 43', Marcus 52'k, Renusz 54', Wojowski 73' - Chyła 11')
Arka: 13. Konrad Jałocha - 2. Tadeusz Socha, 29. Michał Marcjanik, 3. Krzysztof Sobieraj, 23. Marcin Warcholak - 8. Marcus Vinícius (70, 25. Paweł Wojowski), 6. Antoni Łukasiewicz, 14. Michał Nalepa, 11. Rafał Siemaszko (80, 16. Maciej Wardziński), 19. Miroslav Božok (28, 7. Michał Renusz) - 9. Paweł Abbott.
Pogoń: 34. Rafał Misztal - 5. Sebastian Krawczyk (75, 95. Ernest Dzięcioł), 3. Rafał Zembrowski, 7. Daniel Dybiec, 77. Konrad Wrzesiński - 27. Michał Ogrodnik (65, 11. Adrian Dziubiński), 8. Daniel Chyła, 6. Marcin Paczkowski, 9. Krzysztof Bodziony, 10. Mariusz Rybicki - 20. Piotr Krawczyk (55, 15. Adam Duda).
Żółte kartki: Socha - Zembrowski, Paczkowski, Dzięcioł.
Sędziował: Tomasz Radkiewicz (Łódź).
Widzów: 2712.
Wielu kibiców podchodziło do pierwszego meczu ostrożnie, z pewną rezerwą i obawą. Niepotrzebnie. Arka w roli zdecydowanego faworyta sprawdziła się znakomicie i chociaż ponad pół godziny musiała gonić wynik, to za pierwszą połowę też należą jej się pochwały. A łatwo nie było, bo jak to w pucharowym meczach Arki bywa, nie obyło się bez ofiar.
Gra Arki mogła podobać się już od pierwszych minut, gdy Michał Nalepa trzykrotnie próbował uderzać na bramkę Pogoni. Goście przyjęli te ostrzeżenia i wyprowadzili niespodziewany cios. Po rzucie rożnym piłkę głową uderzył Dybiec, bramkarz Arki instynktownie odbił przed siebie, a z dobitką pospieszył debiutujący w Pogoni Chyła. Ten nieoczekiwany zimny prysznic podziałał jednak orzeźwiająco na Arkowców. Podopieczni trenera Grzegorza Niciński ruszyli do dalszych ataków. Niestety nawet zbyt ostro. W 28 minucie przy starcie do piłki za udo złapał się aktywny Miro Bożok. Od razu stało się jasne, że to uraz mięśniowy i Miro nie dogra nawet pierwszej połowy. Słowak doczekał się wczoraj pięknego przywitania od kibiców, którzy także przy schodzeniu z boiska dodali mu otuchy głośnym i długim skandowaniem jego nazwiska. Arka musiała jednak grać dalej, bo wynik był niekorzystny, a czasu coraz mniej. Na szczęście, nikt nie spoglądał na boiskowy zegar i w 43 minucie żółto-niebiescy nie byli jeszcze myślami w szatni. Akcję na 1:1 rozpoczął rozgrywający dobre zawody Paweł Abbott. Ładnym podaniem uruchomił Renusza, który z kolei dograł piłkę wzdłuż bramki do Marcusa. Ten odegrał na środek do Rafała Siemaszko i jego pierwsze trafienie w barwach Arki stało się faktem. To była bez wątpienia akcja meczu. Trzy szybkie, dokładne podania po zroszonej murawie kompletnie rozmontowały obronę Pogoni i trener Niciński miał ułatwione zadanie w kontekście motywacji zespołu na drugą połowę.
Po zmianie stron na boisku istniała już tylko Arka. Trener Sasal na pomeczowej konferencji brutalnie stwierdził, że Pogoń przypomina wciąż zlepek piłkarzy i zwłaszcza w poczynaniach obronnych widać było spore problemy z ustawieniem i trzymaniem linii spalonego. Kanonada rozpoczęła się w 52 minucie. Nalepa minął kilku rywali, wpadł w pole karne i... pozwolił się sfaulować nacierającemu obrońcy. "Jedenastkę" pewnie wykorzystał niezawodny Marcus. Arkowcy chcieli jak najszybciej odsunąć widmo ewentualnej dogrywki. Dwie minuty później prowadzili już 3:1. Kolejny raz błysnął Abbott, który zabrał piłkę rywalowi i przekazał Marcusowi. Brazylijczyk ruszył prawą flanką, kapitalnie dograł do Renusza, a ten z kilku metrów wbił piłkę do siatki. To był koncert Marcusa dedykowany zmarłemu Ojcu. Dzieła zniszczenia dopełnił w 73 minucie Wojowski, wykorzystując przywilej korzyści po faulu na Nalepie w polu karnym. Zaczynamy drogę w Pucharze Polski od efektownego 4:1 i oby to był dobry prognostyk na mecz z Zawiszą, który już w przyszłą sobotę.