Ten mecz będzie stał pod znakiem wspomnień. Kibice zgromadzeni na stadionie w Gdyni pewnie nieraz uronią łezkę wzruszenia przy okazji odświeżania w pamięci gola Rafała Siemaszki ze 107. minuty legendarnego finału Pucharu Polski i bramki Luki Zarandii ze 111. minuty. Jeśli zawodnicy gości będą marnować sytuacje, pojawią się flashbacki z Radosława Majewskiego nietrafiającego w bramkę w idealnej okazji w czasie doliczonym do regulaminowych 90 minut. Rok temu w wywiadzie dla portalu meczyki.pl Jan Bednarek powiedział, że porażka z żółto-niebieskimi w tamtym finale to największa porażka w jego karierze. A wybór przecież ma bardzo szeroki. Wielu z nas nadal ma przed oczami, jak kaukaski dzik nawija środkowego obrońcę jak makaron na widelec. Ta wypowiedź ze strony reprezentanta Polski pokazuje skalę sukcesu osiągniętego wówczas przez gdynian. Wprawdzie Wisława Szymborska pisała, że nic dwa razy się nie zdarza, ale my polskiej noblistce nie do końca wierzymy. W czwartek o 21:00 Arka bije się o ćwierćfinał Pucharu Polski z Lechem Poznań.
Głównym i najważniejszym celem Kolejorza w tym sezonie jest mistrzostwo Polski, to nie ulega wątpliwości. Lech ma ku temu absolutnie wszystko, czego potrzeba – niezwykle jakościową, szeroką kadrę, trenera z najwyższej półki, nareszcie uporządkowane struktury i wuchtę kibicowskiej wiary, tłumnie odwiedzającej stadion przy Bułgarskiej. Tyle, że droga po majstra nie jest usłana różami. W sierpniu fani ze stolicy Wielkopolski przeżyli pierwsze potężne rozczarowanie, kiedy Kolejorz odpadł z eliminacji Ligi Konferencji Europy po dwumeczu ze słowackim Spartakiem Trnava. Pierwszy dzień października przyniósł kolejny cios – łomot 0:5 przyjęty od Pogoni w Szczecinie. A i listopad nie wyszedł Lechitom na czysto, bo pod koniec miesiąca przydarzyła się nieoczekiwana porażka z Widzewem 1:3 na własnym boisku. Przy każdej takiej wpadce w przestrzeni internetowej pojawiają się głosy spekulujące o możliwym zwolnieniu Johna van den Broma. To są jednak komentarze absurdalne, bo Holender robi w Poznaniu bardzo dobrą robotę, zaszczepił w tej drużynie mentalność zwycięzców, potrafi zarządzać kryzysem, ma pomysł na funkcjonowanie drużyny na murawie i generalnie (na ile to możliwe w warunkach polskiej piłki) panuje nad sytuacją. Lech w tym momencie plasuje się na 3. lokacie w tabeli Ekstraklasy, traci dwa punkty do Jagiellonii i pięć do Śląska, ale wyprzedza Raków, Legię i Pogoń. W Pucharze Polski w pierwszej rundzie miał wolny los, a w drugiej rozbił bydgoskiego Zawiszę 4:0. Jeśli chodzi o zestawienie personalne poznaniaków, jakie obejrzymy w czwartek w Gdyni, pojawia się tutaj mnóstwo znaków zapytania – wszystko przez to, że van den Brom może potraktować pucharową potyczkę z dużo niżej notowanym rywalem jako szansę do pokazania się dla zmienników (tak było w Bydgoszczy), a podstawowym zawodnikom dać odpocząć przed ostatnimi kolejkami ligowymi. To tym bardziej prawdopodobne, że jak na dłoni widać, jak trudne w ostatnich tygodniach jest granie w piłkę w zimowych warunkach. Przekonał się o tym też Kolejorz – w sobotę wygrał co prawda w Kielcach z Koroną 1:0, ale iworyjski skrzydłowy Adriel Ba Loua zszedł z boiska z kontuzją i w Gdyni go zabraknie. Od dłuższego czasu kontuzjowany jest też szwedzki środkowy obrońca Filip Dagerstal. Na kogo zatem postawi van den Brom? Dostępu do bramki w lidze strzeże Bartosz Mrozek, ale w rozgrywkach pucharowych holenderski szkoleniowiec wystawił ostatnio Filipa Bednarka i wydaje się, że tak uczyni też w czwartek. Na prawej obronie prawdopodobnie zobaczymy często podłączającego się do ofensywy Joela Pereirę, choć nie można też wykluczyć wprowadzenia do gry Alana Czerwińskiego. Na lewej flance w Ekstraklasie pojawia się Barry Douglas, ale my w czwartek prognozujemy szansę dla Eliasa Anderssona. Na środku obrony zamelduje się pewnie fundament wyjściowej jedenastki Miha Blazić, ale czy obok Słoweńca zagra pierwszy wybór van den Broma Antonio Milić, czy może kolejną okazję na zbieranie doświadczenia otrzyma 20-letni Maksymilian Pingot? Podobne niewiadome występują też w ofensywie. Na ,,szóstce” prawdopodobnie pozostanie kluczowy dla gry Lecha Radosław Murawski, natomiast obok niego możemy obejrzeć grającego w lidze Jespera Karlstroema albo występującego ostatnio nieco mniej Nikę Kwekweskiriego. Wyżej na co dzień operuje Filip Marchwiński, ale podejrzewamy, że w czwartek będzie to robił raczej Afonso Sousa. Na prawym skrzydle holenderski trener raczej postawi od pierwszej minuty na Alego Gholizadeha, bo Irańczyk rozegrał jak dotąd bardzo mało minut i powinien zbierać doświadczenie na polskich boiskach. Z kolei na przeciwległej flance być może obejrzymy gwiazdę Ekstraklasy Kristoffera Velde, a być może 20-letniego Filipa Wilaka, który w Bydgoszczy strzelił dwa gole. Na szpicy nie stawiamy specjalnie na występ Mikaela Ishaka – raczej spodziewamy się Artura Sobiecha lub Filipa Szymczaka. Ktokolwiek jednak nie rozpocznie tego pojedynku w wyjściowej jedenastce Kolejorza, Arkowców czeka szalenie trudne zadanie. Lech ma jakość w każdej formacji – i dotyczy to również nominalnych zmienników. To drużyna potrafiąca znakomicie, kombinacyjnie atakować, bazując na umiejętnościach technicznych (trzecia ofensywa Ekstraklasy), ale w obronie poznaniacy również prezentuje wysoką, stabilną formę. Trzeba jednak powiedzieć, że podopieczni van den Broma w lidze wygrali tylko trzy wyjazdowe spotkania na dziewięć stoczonych. Poza Poznaniem czują się zdecydowanie mniej pewnie niż przy Bułgarskiej – niech to będzie nadzieja dla piłkarzy Wojciecha Łobodzińskiego.
Zwłaszcza, że ci z kolei na własnym terenie wygrali sześć ostatnich meczów z rzędu. To dwa razy więcej niż w całej poprzedniej kampanii. Arka jest rozpędzona, Arka gra efektownie i skutecznie, Arka nie zamierza się zatrzymywać. W sobotę skończyła się co prawda bajeczna seria dziewięciu zwycięstw z rzędu, ale żółto-niebiescy mimo osłabień personalnych i tak zagrali w Katowicach niezłe spotkanie w szalenie trudnych warunkach pogodowych, a za przerwanie spektakularnej passy mogą winić głównie własną nieskuteczność. Murawa w Gdyni powinna prezentować się w czwartek znacznie lepiej niż na Górnym Śląsku, przez ostatnie dni płytę od opadów śniegu chroniła płachta rozciągnięta nad trawą. Powierzchnia będzie jednak nadal bardzo zmrożona i surowa, więc o fajerwerki techniczne może być trudno – tyle, że ten problem będzie dotyczył obu zespołów, a granie piłką zamiast fizycznych przepychanek jest domeną zarówno Arki, jak i Lecha. Wojciech Łobodziński zapowiedział, że zamierza posłać w bój optymalny skład, więc o jakimkolwiek odpuszczaniu hitowego starcia nie może być mowy. Do dyspozycji trenera będą w czwartkowy wieczór nieobecni z powodu kartek w ostatniej potyczce ligowej Michał Marcjanik i Kacper Skóra, z kadry wypadną natomiast Ołeksandr Azacki, który musi odcierpieć drugie spotkanie dyskwalifikacji za czerwoną kartkę z Legnicy, oraz Sebastian Milewski, dla którego będzie to pierwszy mecz pauzy za czerwony kartonik obejrzany w Bytomiu. Kontuzjowany jest Martin Chudy, więc w bramce prawdopodobnie stanie Kacper Krzepisz – choć być może Łobodziński zdecyduje się postawić na regularnie broniącego w lidze Pawła Lenarcika. Bilans spotkań ligowych pomiędzy obiema drużynami rozgrywanych w Gdyni jest korzystny dla Arki, która wygrywała dziesięciokrotnie przy pięciu triumfach Kolejorza. Żółto-niebiescy zwyciężyli też w poprzedniej konfrontacji w Pucharze Polski – tak, mowa tu o 2 maja 2017 r. i wspaniałej wiktorii na Stadionie Narodowym. W czwartek gdynianie zagrają o podtrzymanie marzeń o kolejnej wizycie w stolicy na starciu o trofeum. Mecz z Lechem będzie miał szczególny wymiar dla Olafa Kobackiego, bo skrzydłowy Arki jest chłopakiem z Poznania, wychowankiem Lecha, posiadającym szczególny związek emocjonalny z klubem z Wielkopolski. Na barkach 22-latka spoczywa spora część gry ofensywnej żółto-niebieskich, więc mamy nadzieję, że dodatkowy wymiar rywalizacji jeszcze bardziej go napędzi. Trener Łobodziński mówił na konferencji prasowej, że zespół chce uniknąć rzutów karnych – to o tyle zrozumiałe, że w tym sezonie gdynianie zmarnowali już trzy jedenastki. Oby spotkanie ułożyło się pod oczekiwania Arkowców. Wyeliminowanie Lecha z Pucharu Tysiąca Drużyn byłoby megasensacją, ale właśnie na taki scenariusz mamy chrapkę, bo doskonale wiemy, że z pozycji underdoga często można ugrać znacznie więcej niż startując w roli faworyta. A poza tym już raz to zrobiliśmy.
W życiu piękne są tylko chwile, jak śpiewał Dżem. Sześć lat temu na Stadionie Narodowym wydarzyła się chwila, którą wielu z nas zapamiętało jako najwspanialszy moment swojego życia, za który warto było latami wchodzić w cierpienie. Zwycięstwo z walczącym o mistrzostwo Polski Lechem z pozycji pierwszoligowca i zameldowanie się w ćwierćfinale rozgrywek z pewnością przypomniałoby tamtą chwałę, a jednocześnie stanowiłoby kolejną piękną chwilę, za którą sporo można poświęcić. Arka w tym meczu tak naprawdę nie ma nic do stracenia – porażka jest wliczona w koszty ryzyka, ale wszystko, co uda się ugrać, będzie fantastycznym bonusem. I tej świadomości piłkarze Łobodzińskiego powinni zrobić użytek, ona jest ich sprzymierzeńcem i dużym atutem. Zapraszamy do przybywania stadion i głośnego dopingu dla obu drużyn w zgodowym szlagierze. Ekstraklasę za rok będziemy mieli, Puchar Polski powróci do nas też!