Dopiero na początku sierpnia urzędujący prezes Michał Kołakowski postanowił skomentować trwające od końca zeszłego sezonu protesty całego środowiska skupionego wokół Arki, domagającego się jego odejścia z klubu. W wywiadzie dla redaktora Jarosława Kolińskiego z Przeglądu Sportowego przedstawiał swoje teorie, w których wielokrotnie mijał się z prawdą, sugerował złe intencje, wywołanie wojny i zmanipulowanie całego naszego środowiska, pomijając wiele kluczowych kwestii. Przeciwko tym kłamliwym oskarżeniom kolejny raz wypowiedzieli się mniejszościowi akcjonariusze oraz osoby związane ze środowiskiem Arki, legendy i byli piłkarze naszego klubu. Zapraszamy na subiektywne podsumowanie ostatnich medialnych wypowiedzi.
Oskarżenia Kołakowskiego skomentował oczywiście Marcin Gruchała. Mniejszościowy akcjonariusz Arki w rozmowie, którą przeprowadził Jakub Treć (Przegląd Sportowy Onet) i Przemysław Olszewik (Przegląd Sportowy) szczegółowo wyjaśnił istotę narastającego od miesięcy konfliktu, zaprzeczył zarzutom o szantaż i sprokurowanie konfliktu. Co istotne to Jarosław Kołakowski już w marcu 2023 zwrócił się do Marcina Gruchały z zapytaniem czy jest gotów odkupić ich pakiet akcji. Gruchała dodał też w rozmowie z Przeglądem Sportowym, iż wszyscy w Gdyni wiemy, kto tak naprawdę zarządza klubem.
Przestańmy udawać, że Michał jest rzeczywistym właścicielem, prezesem i że przyjechał do Gdyni, aby realizować się po ukończonych studiach. Wiemy, że niestety jest inaczej. Doświadczenia zarówno moje, jak i innych ludzi z gdyńskiego środowiska jednoznacznie wskazują na to, że klubem zarządza Jarosław Kołakowski.
Polecamy całość tego ciekawego wywiadu, w którym poruszone zostały też kwestie między innymi budowy akademii oraz chęci dofinansowani Arki przez Marcina: Bardzo ostra walka o Arkę. "Wszyscy w Gdyni wiemy. Przestańmy udawać" - Sport (onet.pl)
Pozostali akcjonariusze, sponsorzy Arki, byli zawodnicy i legendy naszego Klubu również nie mogli przejść obojętnie wobec bezpodstawnych oskarżeń Michała Kołakowskiego. Przedstawiamy wybrane fragmenty ich wypowiedzi, które w całości znajdziecie w kolejnym interesującym artykule Przeglądu Sportowego, autorstwa Jakuba Trecia.
Mariusz Delgas, mniejszościowy akcjonariusz Arki Gdynia:
Od dłuższego czasu widoczna jest strategia, którą obrał pan Michał Kołakowski, mająca na celu oczernianie i zdyskredytowanie pana Marcina Gruchałę, co dla nas wszystkich jest nie tylko śmieszne, ale również obelżywe. Według niego Marcin Gruchała miał nas wszystkich zmanipulować. Nas, czyli kibiców, legendy klubowe, całe miasto, Urząd Miasta z prezydentem na czele, sponsorów, profesorów, mniejszościowych akcjonariuszy, media i wszystkich innych zacnych członków naszej żółto-niebieskiej Rodziny. Czyżby on naprawdę uważał, że całe nasze środowisko jest na tyle głupie, że dałoby się tak łatwo zmanipulować jednej osobie?
Konkluduje: „Trzeba zobaczyć i zrozumieć całą społeczność, która murem stoi za ludźmi, którym wierzą i ufają. Jedną z tych osób jest pan Marcin Gruchała, z którym mamy wspólne marzenie: budować Wielką Arkę, podobnie jak marzenie budowy pięknej i przyjaznej Gdyni — bogatej i dumnej.”
Marcus zaprzecza, że został zmanipulowany.
Właściciel Arki stwierdził: "Zależało mi na tym, aby Marcus został w Arce. Zaproponowałem mu przedłużenie umowy, za co wyraził wdzięczność podczas rozmowy w cztery oczy i poprosił o kilka dni na skonsultowanie tematu z żoną. Po tych kilku dniach Marcus wrócił i powiedział wprost, że jest naciskany przez mniejszościowego akcjonariusza, który zaproponował mu wynagrodzenie w zamian za to, że odejdzie z Arki".
Nie zostałem zmanipulowany, to zdecydowanie błędne określenie. Jestem dorosłym facetem i sam musiałem wybrać, czy chcę zostać w klubie, czy nie. Powiedziałem Michałowi, że potrzebuję czasu, żeby przemyśleć, zbadać sytuację. Chciałem porozmawiać z żoną, z której zdaniem też się liczę. Po czasie wybrałem opcję, że nie zostaję. Michał powiedział, że zostałem zmanipulowany, to nieprawda. Po pierwsze poznałem pana Marcina Gruchałę i dobrze się z nim dogaduję. Gdzie tu jest manipulacja czy szantaż? Sam musiałem wiedzieć, po której stronie konfliktu stanę. Jeśli zostałbym w Arce, oznaczałoby, że nie jestem po stronie pana Marcina, tu nie ma nic skomplikowanego. Nagle ktoś chciał, żebym został w klubie? Dostałem opcję A i opcję B, wybrałem jedną i tyle.
Michał Nalepa: Jarek Kołakowski mówił nam jak mamy grać
Najsłabsze w tym wszystkim jest to, jak ja to nazywam "wybielanie", że to nie Jarosław Kołakowski rządzi klubem.Tak, wymyśliliśmy sobie to, że pan Jarek mówił Adasiowi Marciniakowi, jak ma wrzucać piłkę, jak mi tłumaczył, że powinienem więcej strzelać i podawał przykłady piłkarzy z innych lig. Przed jednym z meczów zapytał nas tj. Radę Drużyny (było nas 3 czy 4), czy zdajemy sobie sprawę, w jakim miejscu jesteśmy i czy wiemy, o co gramy? Na co Marcus odpowiedział, że oczywiście, że zdajemy sobie sprawę i wiemy. Otrzymał stanowczą odpowiedz "ch… wiecie!". Dobrze wiemy, że każdy przychodzący zawodnik do Arki, bez zgody Jarosława do niej nie trafi.
"Sprawa Arki to nie jest sprawa lokalna, ani nawet regionalna. Tak naprawdę jest to wierzchołek góry lodowej, który pokaże, jakim systemem wartości kieruje się PZPN. W tej sprawie nie ma potrzeby dyskursu z pogranicza etyki i aksjologii, co do szerokości przyjętej definicji konfliktu interesu. Konflikt interesu obecnych właścicieli Arki jest bowiem oczywisty i totalny” stwierdza jeden z autorów listu lekarzy do prezydenta Gdyni w sprawie konfliktu interesu w Arce, pan prof. dr hab. med. Tomasz Zdrojewski.
Przemysław Adam, mniejszościowy akcjonariusz i członek rady nadzorczej Arka Gdynia S.A.
Prezes stwierdził, iż "mniejszościowi akcjonariusze przez lata nie zgłaszali żadnych konkretnych zastrzeżeń". Pan prezes mija się w tym zdaniu z prawdą.
Mniejszościowi akcjonariusze wielokrotnie zgłaszali różnorakie zastrzeżenia, począwszy od wprowadzonych przez pana Michała Kołakowskiego zmian w statucie spółki, odnośnie zbywania akcji, kwot limitów wynagrodzeń lub transferów piłkarzy wymagających zgody rady nadzorczej. Przez postulowanie zmian ułatwiających wejście kibiców na stadion, przez uwagi do sprawy bytowych piłkarzy pierwszej drużyny i drużyn młodzieżowych. Przez zaangażowanie się w negocjacje pomiędzy panem Michałem Kołakowskim a panią Alicją, prowadzącą od lat pub Olimpijska 5, przez krytyczną ocenę pracy pionu sportowego, przez zwracanie uwagi na fatalną atmosferę, panującą w klubie, a kończąc na pisemnym oświadczeniu, żądającym zaprzestania zarządzania klubem z tylnego fotela przez pana Jarosława Kołakowskiego. Problemem jest to, że na wszelkie uwagi i zastrzeżenia panowie Kołakowscy są głusi.
Zauważa słusznie, iż: „obecna sytuacja konfliktu wokół Arki nie wynika z braku awansu, odmowy sprzedaży akcji klubu Marcinowi Gruchale czy innego jednorazowego zdarzenia. Konflikt z tak licznymi środowiskami wskazuje, że to efekt zaniedbań wizerunkowych na wielu polach. Informacje dotyczące tego, że większościowy akcjonariusz nie jest otwarty na inwestycje infrastrukturalne (a więc w jakimś sensie nie jest zainteresowany budową długoletniej wartości klubu) mogły natomiast stanowić kroplę, która "przelała czarę goryczy"
Czesław Boguszewicz, Tomasz Korynt i Jacek Kaszubowski, byli zasłużeni piłkarze Arki Gdynia również stanowczo podkreślali, że nie ulegają manipulacji z czyjejkolwiek strony, bo zawsze nadrzędne dla nich jest dobro naszego klubu i głęboka troska o jego przyszłość dlatego protestują i w dalszym ciągu czekają na zmiany.
Podobnie do licznych głosów całego środowiska Arki sprawę konfliktu komentował w innym wywiadzie Przeglądu Sportowego jeden z kibiców Arki, Marek Ziemian:
Bojkot jest wyrazem poparcia kibiców Arki dla działań, które podjęło miasto Gdynia, sponsorzy czy mniejszościowi akcjonariusze. Ich oświadczenia poruszyły środowisko. Kibice stwierdzili, że jeżeli osoby, które z bliska obserwują, jak Arka funkcjonuje oraz mają znacznie większą wiedzę na temat tego, co dzieje się w klubie zdecydowały się na tak drastyczne środki jak na przykład wstrzymanie finansowania klubu, to naszą rolą jest stanąć po właściwej stronie.
Podkreślał, że nie czuje się zmanipulowany, co wszystkim próbuje wmawiać Kołakowski, oraz to jak mocno zjednoczone jest całe środowisko, a nie tylko sami kibice i że Klub to nie jest zwykła firma. Słusznie zauważa, że trudno będzie tu o kompromis.
Wobec tych wszystkich jednoznacznych wypowiedzi, kilka dni temu, nieudolną próbę wybielania swoich znajomych podjął portal „Weszło”. Długi reportaż, sprawiający jedynie pozory obiektywności, był w wielu miejscach stronniczą i subiektywną oceną sytuacji, pomijająca wiele istotnych kwestii. Prawdziwym kuriozum, pozbawionym elementarnej logiki, był późniejszy komentarz Stanowskiego, w którym dokonywał on absurdalnych porównań zakupu klubu piłkarskiego do otwarcia piekarni oraz, zgodnie z jedyną linią obrony Kołakowskich, sugerował również, że konflikt w Gdyni to jakiś szantaż i układ, rodem z lat 90-tych. Poziom odrealnienia sięgnął zenitu.
Właściwie po wcześniejszych wypowiedziach Marcina Gruchały i całego naszego środowiska dla wszystkich postronnych osób powinno być jasne, co jest rzeczywistym powodem konfliktu w Gdyni i jakie intencje mają Kołakowscy, a komu zależy jedynie na dobru naszego Klubu. Jednak w uzupełnieniu dodamy jeszcze kilka zdań komentarza, podkreślając że całe środowisko jest zjednoczone jak nigdy wcześniej i zdeterminowane, by panowie Kołakowscy jak najszybciej opuścili Arkę.
Biznesmen po odmowie sprzedaży akcji jakiejś spółki poszedłby inwestować w inną spółkę, ale biznesmen będący kibicem Arki jak Marcin Gruchała nie może sobie wybrać innego klubu do inwestowania, poza tym jak widzi jak jego klub, do którego masz duży sentyment, jest źle, niezgodnie z prawem (związkowym) zarządzany, bez dbałości o rozwój młodzieży, a ma możliwości żeby temu zapobiec to stara się robić co może.
Michał Kołakowski mówi, że był szantażowany przez Marcina Gruchałę „pójściem do mediów”. Jeżeli realnie nie ma się z czym pójść do mediów, to ewentualne pójście nie jest żadnym szantażem. Czyżby coś było na rzeczy?
Zresztą w ujawnionej korespondencji nie ma mowy o szantażu. Maile wskazują na bardzo profesjonalne negocjacje, na wysokim poziomie kultury wypowiedzi. Dawanie terminu na podjęcie decyzji jest czymś normalnym. Marcin Gruchała wie jakie są nastroje wśród kibiców (jest jednym z nich), sponsorów (jest jednym z nich), byłych piłkarzy Arki (jest jednym z nich), Gdynian (jest jednym z nich). Jeżeli wie, że się w klubie źle dzieje to może to upublicznić, ale nie chce (choć pewnie upublicznienie mogłoby wpłynąć na obniżkę ceny). Marcin Gruchała chce zapłacić za Arkę zdecydowanie za dużo.
W 2020 roku wartość Spółki to ok 3,3 mln zł (skoro 75% kosztowało 2,5 mln zł). Michał Kołakowski zapłacił (choć nie zapłacił) 2,5 mln zł i potem podniósł kapitał o 1,5 mln zł. Powinien dostać 4 mln. Marcin Gruchała oferuje mu 4,5 mln zł i jeszcze premie po 1 mln zł za sezon. Warunki świetne, kto w firmie otrzymuje premie za brak realizacji celów (brak awansu)? Uzyskanie z zainwestowanego kapitału (1,5 mln zł) jednego miliona rocznie (nawet przy wysokiej inflacji) jest świetną stopą zwrotu (67%). Wynagrodzenie na poziomie 83 tys. miesięcznie (1.000.000 zł/12 miesięcy) to poziom wynagrodzeń jaki otrzymują dobrzy, doświadczenie menadżerowie w dużych firmach, a nie młodzi ludzie zaraz po studiach w spółkach o przychodach kilkunastu milionów. Tu widać ewidentnie, że Marcin Gruchała jest gotowy przepłacić za usługę zarządczą w latach 2020-2023, bo sukcesy jeżeli są to jednak na kolana nie rzucają.
Jeżeli Marcin Gruchała przestrzegał przed tym co się może stać, to Michał Kołakowski powinien być wdzięcznym za przestrogę. Dziś, gdy to obawy czy ostrzeżenia Marcina Gruchały stały się faktem, nie ma co płakać i robić z siebie ofiary, tylko po męsku, korzystając ze swojego bogatego menedżerskiego doświadczenia, zmierzyć się z wyzwaniem i utrzymać spółkę w dobrej kondycji. Sugestia, że Prezydent Gdyni, zasłużeni piłkarze, poważni biznesmeni, profesorowie uniwersytetów, trenerzy grup młodzieżowych działają jak mafia składająca ofertę „ochrony” to daleko posunięty zarzut. Próba sprowadzenia konfliktu w Arce do animozji Gdynia-Warszawa jest naciągana i śmieszna, a na pewno nie ma nic wspólnego z prawdą.
W wywiadzie przywołane są słowa Michała Kołakowskiego, że Ojciec nie pełni w klubie żadnej funkcji. Oddajmy więc głos Ojcu: „Ja w Arce Gdynia pełnię funkcję dyrektora sportowego” - w ten sposób o swojej roli w Arce Kołakowski powiedział w audycji „Stan Futbolu”, dodawał „Zawsze chciałem mieć wpływ na budowę zespołu, na politykę transferową (…). Zawsze chciałem mieć wpływ na budowę zespołu”.
Przegląd Sportowy 9 stycznia 2021 pisał: „Sprawą zaangażowania Jarosława Kołakowskiego w Gdyni natychmiast powinien zająć się rzecznik dyscyplinarny PZPN Adam Gilarski. Jeżeli umowa doradcza, o której powiedział Kołakowski, istnieje, to zachodzi prawdopodobieństwo, że powinien zostać zawieszony jako pośrednik transakcyjny. To sprawa dla Komisji Dyscyplinarnej PZPN.” Pan Jarosław Kołakowski jawnie łamie uchwała Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej nr III/42 z dnia 27 marca 2015 roku w sprawie współpracy z pośrednikami transakcyjnym. Wprawdzie komisja niczego się nie dopatrzyła, bo formalnie pan Jarosław zadbał o to, żeby być w klubie nikim. A że całe środowisko, w tym dziennikarze „Weszło” widzą jak jest de facto to inna sprawa.
O negatywnym zakulisowym wpływie Jarosława Kołakowskiego na inne kluby (Polonia Warszawa, Cracovia Kraków) rozpisywały się media. Skoro Jarosław Kołakowski potrafił pociągać za sznurki w klubach, w których nie miał nikogo z rodziny w zarządzie, to trudno oczekiwać, że nie będzie wpływał na Arkę przez syna (zwłaszcza że taki jest jego cel – wpływać na budowę i politykę transferową).
Dzisiejsza sytuacja nie jest walką o przechwycenie Arki. Jest buntem przeciw nieudolności zarządu, braku niezależności, poruszania się na granicy prawa (związkowego), przeciwko pysze i arogancji doradcy prezesa zarządu spółki, od którego prezes nie potrafi się odciąć. Od kiedy padły słowa o utopieniu Arki przez Jarosława Kołakowskiego, nie sądzę żeby sprawy mogły wrócić na poprzednie tory. Nawet jeżeli Michał Kołakowski znajdzie w sobie odwagę do odcięcia pępowiny łączącej go z tatą.
Za to co się dzieje w spółce odpowiada jej zarząd - w Arce jednoosobowy, a w dodatku uosabiający właściciela 75% akcji. To w rękach Michała Kołakowskiego leży rozwiązanie tego problemu, a on zamiast go rozwiązywać jeszcze zaognia sprawę. Dziś już trudno mieć nadzieję że ktokolwiek z dotychczasowych interesariuszy spółki mu jeszcze zaufa.
P.S.
Dziś na łamach portalu Sport.pl ukazał się jeszcze jeden istotny wątek konfliktu. Okazuje się, że umowa, na bazie której Kołakowscy pozyskali trzy lata temu klub, może zostać unieważniona. Na wniosek byłego właściciela Dominika Midaka sąd uznał jego pozew na tyle zasadny, że dał mu zabezpieczenie w postaci zablokowania akcji klubu. Dopóki nie będzie prawomocnego wyroku lub ugody pomiędzy zainteresowanymi stronami, Michał Kołakowski ma zakaz rozporządzania lub obciążania akcji. To oznacza, że nawet jeśli Kołakowski chciałby teraz choćby sprzedać akcje Arki komu innemu, to po prostu zrobić tego nie może. Sam Midak do piłki wracać nie chce, więc ewentualne odzyskanie przez niego akcji (sądownie lub przez ugodę z Michałem) w ostateczności może to być dobrą sytuacją dla Arki, rozwiązującą trwający konflikt...