Po efektownym rozbiciu GKS-u Tychy wśród całej żółto-niebieskiej społeczności poprawiły się nastroje. Najlepszym sposobem na budowę atmosfery są dobre wyniki i w poprzednią niedzielę podopieczni Ryszarda Tarasiewicza stanęli na wysokości zadania, by taką właśnie entuzjastyczną otoczkę wokół siebie kreować. Teraz natomiast trzeba pójść za ciosem. Triumf nad tyszanami był drugim zwycięstwem żółto-niebieskich z rzędu. By otwarcie bić się o awans do Ekstraklasy, koniecznością jest jednak zanotowanie całej passy wygranych. Przeciwko GKS-owi nareszcie odblokowana została skuteczność gdynian. Ta tendencja musi zostać potwierdzona w sobotnie popołudnie w Bełchatowie. Przestrzegamy natomiast przed jakimkolwiek lekceważeniem rywala – najbliższy przeciwnik piłkarzy Tarasiewicza stanowi bardzo zgraną ekipę, niebezpieczną dla każdej drużyny w lidze, a w poprzednim sezonie napsuł żółto-niebieskim sporo krwi. Mamy nadzieję, że tym razem obędzie się bez niespodziewanych kłopotów. W sobotę o 15:00 Arka gra w delegacji ze Skrą Częstochowa.
W poprzednim sezonie częstochowianie według wszelkiej maści ekspertów mieli z hukiem spaść z ligi. Tymczasem oni nic sobie z tego nie zrobili i swawolnie finiszowali na 13. pozycji w tabeli, ani przez chwilę nie znajdując się w położeniu rozpaczliwym. Minęła przerwa letnia i jeśli chodzi o prognozy przedsezonowe, to mieliśmy do czynienia z powtórką z rozrywki. Ze Skry odeszli piłkarze, którzy przez poprzedni rok stanowili podporę składu: Mateusz Kos, Aleksander Paluszek, Krzysztof Napora, Mikołaj Kwietniewski, Maciej Mas czy Kamil Wojtyra. Biało-niebiesko-czerwoni we wszelkich przewidywaniach byli typowani do spadku. Do Częstochowy sprowadzono co prawda Jakuba Bursztyna, Radosława Gołębiowskiego, Szymona Michalskiego, Huberta Sadowskiego, Jakuba Sangowskiego, Bartłomieja Babiarza, Damiana Hilbrychta czy Filipa Kozłowskiego, ale żadne z tych nazwisk nie gwarantowało jakości podnoszącej z miejsca wartość drużyny w sposób zauważalny. Do tego przed duetem trenerskim Jakub Dziółka – Jacek Rokosa znów zostało postawione zadanie budowy zespołu po rewolucji kadrowej. To wszystko nie nastrajało optymistycznie, ale czy Skra coś sobie z tego zrobiła? Otóż ani trochę. Po dziewięciu kolejkach piłkarze z ul. Loretańskiej znajdują się na kapitalnej 8. lokacie w tabeli, tracąc zaledwie punkt do strefy barażowej i mając na koncie już cztery zwycięstwa. ,,Skrzacy” stanowią szalenie charakterny team, który ambicją i cechami wolicjonalnymi jest w stanie sprowadzać grę rywala do poziomu typowych ,,meczów walki” w środku pola, a potem w najmniej spodziewanym momencie zadać decydujący cios. Tak było w Bielsku-Białej (gdzie wygrali 1:0 po golu Adama Mesjasza z karnego), tak było w starciu z Zagłębiem Sosnowiec (również 1:0 po bramce Mesjasza z jedenastu metrów), tak było też w ubiegłą sobotę w Rzeszowie w konfrontacji z Resovią (2:1). Częstochowskie wydanie tiki-taki ma już kilka ofiar i Arkowcy muszą się pilnować, by nie dać się uśpić i zahipnotyzować tym swoistym syrenim śpiewem. Podopieczni Dziółki – podobnie jak w poprzednim sezonie – mało strzelają, ale też mało tracą. Zdobyli póki co tylko siedem bramek (trzecia najgorsza ofensywa w stawce), natomiast stracili jedynie osiem (trzeci najlepszy wynik w lidze). W niskim deficycie tkwi spora zasługa stojącego między słupkami Jakuba Bursztyna oraz tercetu defensywnego w osobach Szymona Szymańskiego, Adama Mesjasza i Oskara Krzyżaka. Bardzo ważna dla dyspozycji obronnej Skry jest też forma wahadłowych, a więc Rafała Brusiły i Łukasza Winiarczyka. W środku pola zobaczymy w sobotę defensywnie usposobionego Adama Olejnika i ustawionego nieco wyżej Bartosza Baranowicza, natomiast za ofensywę odpowiadać powinni Damian Hilbrycht, Filip Kozłowski i Piotr Pyrdoł (ewentualnie Przemysław Sajdak). Częstochowianie doskonale odnajdują się w warunkach gry kontaktowej, ostrej, agresywnej. Siłą żółto-niebieskich powinno być przygotowanie techniczno-taktyczne i trzeba zrobić wszystko, żeby to spotkanie przebiegało na zasadach typowo piłkarskich.
Gdynianie dysponują wysoką jakością piłkarską. Udowodnił to mecz z GKS-em Tychy, w którym nareszcie do kreowania sobie sytuacji strzeleckich dołączyła skuteczność, dzięki czemu spotkanie zakończyło się efektownym 5:0. Po dwie bramki zdobyli Omran Haydary i Karol Czubak, którzy mają na koncie po pięć trafień, są wiceliderami klasyfikacji strzelców I ligi i rosną do miana motorów napędowych ekipy Ryszarda Tarasiewicza. Fantastyczne zawody rozegrał też Sebastian Milewski, co jest bardzo dobrym prognostykiem, jeśli chodzi o moc środka pola Arki w sobotę – bo akurat ten sektor boiska musi nastawić się na solidną orkę. Do zagrożonego pauzą za kartki Janusza Gola w niedzielę dołączył Bartosz Rymaniak – obaj mają na koncie po trzy ,,żółtka”. Rywalizacja żółto-niebieskich ze Skrą w poprzednim sezonie stanowi całą historię potyczek obu drużyn. Gdynianie legitymują się więc bilansem jednego zwycięstwa i jednej porażki – najwyższy czas przechylić tę szalę na swoją stronę. Tym bardziej, że trzy punkty będą w sobotę szalenie ważne z perspektywy walki o awans – po 9. kolejce Arka znajduje się na 3. miejscu w tabeli, ale traci zaledwie jedno oczko do strefy awansu. Takie mecze, jak ten ze Skrą, piłkarze Tarasiewicza muszą wygrywać bez mrugnięcia okiem. Tu nie ma miejsca na wielką filozofię, tu trzeba po prostu wyjść na boisko i zrobić swoje.
Z powodu braku posiadania stadionu na miarę I ligi Skra rozgrywa swoje spotkania przy ul. Sportowej w Bełchatowie, ale jej prawdziwy dom znajduje się przy ul. Loretańskiej w Częstochowie, pod Jasną Górą. Podopieczni Jakuba Dziółki przyzwyczaili się już jednak do boiskowej bezdomności i na zapleczu Ekstraklasy radzą sobie bardzo dziarsko. Arkowcy muszą w sobotę zatrzymać ich dzielny marsz i zburzyć mury starannie budowanej drużyny, by samemu utrzymać tempo bitwy o awans. W Bełchatowie trzeba walczyć bezpardonowo, twardo, a przy tym mądrze i rozważnie, starając się grać piłką bardziej niż warunkami fizycznymi. Niech podopieczni Tarasiewicza nie biorą jeńców. Arkowcy gooooool!