I liga wkracza w decydującą fazę sezonu. Przed nami ostatnich pięć kolejek, które zadecyduje o końcowych rozstrzygnięciach. Żółto-niebiescy w 2022 roku idą jak walec, są niepokonani i tylko raz nie udało im się zgarnąć kompletu punktów. Tyle, że, by cała kampania zakończyła się sukcesem, musi starczyć im pary na finisz. Przed gdynianami pięć małych finałów. Każde z tych spotkań będzie bardzo trudne, ale na mecie czeka laur, o który warto się bić. Szalenie prawdopodobne, że w wielu momentach trzeba będzie dać już nie tyle z umiejętności, ile z wątroby. Ale i takie konfrontacje podopieczni Ryszarda Tarasiewicza już w ostatnim miesiącu przesądzali na swoją korzyść. Na początek wielkiej finałowej gry podejmą na Stadionie Miejskim drużynę, z którą mają rachunki do wyrównania – zarówno w ubiegłorocznym barażu, jak i w meczu rundy jesiennej żółto-niebiescy dominowali optycznie w sposób ewidentny, ale nie wykorzystywali sytuacji podbramkowych i przegrywali 0:1. Tym razem niezbędny jest diametralnie inny efekt końcowy. W środę o 20:30 Arka zmierzy się w Gdyni z Łódzkim Klubem Sportowym.
Rzadko można się spotkać z takim kontrastem aspiracji z problemami, jaki pojawia się przy al. Unii Lubelskiej. ŁKS od początku sezonu głośno mówił o awansie, deklarował chęć walki o najwyższe cele, jego siłą miało być zgranie jeszcze z poprzedniego sezonu i kadra złożona z zawodników o zaawansowanych inklinacjach technicznych. Z drugiej strony łodzianie nieustannie muszą się borykać z dziurawym budżetem i problemami finansowymi, które mocno zajmują piłkarzom myśli i ograniczają swobodę w poczynaniach. A na to wszystko nagle spadła jeszcze presja towarzysząca wielkiemu wydarzeniu w postaci otwarcia ukończonego, przebudowanego stadionu. W piątek w obecności ok. 18 tys. kibiców ,,rodowici” przegrali z Chrobrym Głogów 0:1 po bramce Jaki Kolenca w 87. minucie, co oczywiście zepsuło fanom przy al. Unii święto. Trzeba natomiast powiedzieć, że z piłkarskiego punktu widzenia taki rezultat nie jest ogromnym zaskoczeniem. Łodzianie na wiosnę wygrali tylko dwa razy – i to ze słabymi w tej rundzie Resovią i Sandecją. Wywalczyli 13 punktów, prawie o połowę mniej niż Arka. Konsekwencją falującej dyspozycji jest lokata w tabeli, która nie daje w tym momencie nawet baraży. Stabilizacji nie przyniosło odejście z klubu Kibu Vicuny i powierzenie stanowiska pierwszego trenera Marcinowi Pogorzale. Ruchy przy al. Unii są nerwowe, bo w przypadku braku awansu w tym sezonie, w kolejnych latach nad zespołem wisi widmo zapaści w ligową nijakość, przeciętność, dolne rejony tabeli. Mając ten kontekst, łatwiej zrozumieć frustrację, jaka pojawiła się w biało-czerwono-białych po porażce z Chrobrym. Póki co wciąż jednak podopieczni Pogorzały walczą o happy-end. Silną stroną tej drużyny jest defensywa – ,,rodowici” stracili 28 goli, lepszym wynikiem mogą pochwalić się tylko Miedź i Chrobry. Łańcuch obronny powinni w środę utworzyć Mateusz Bąkowicz, Maciej Dąbrowski, Oskar Koprowski i Bartosz Szeliga, którzy będą próbowali zatrzymać najlepszą ofensywę I ligi przed znalezieniem drogi do bramki Marka Kozioła. Bolesnym ubytkiem dla łodzian może być natomiast wypadnięcie ze składu pauzującego za kartki defensywnego pomocnika Maksymiliana Rozwandowicza. Jego miejsce w wyjściowej jedenastce prawdopodobnie zajmie 19-letni Jan Kuźma, któremu w środku pola sekundować będzie Antonio Dominguez, a przed nimi należy spodziewać się kreatywnego Michała Trąbki. Uczulamy Arkowców na grę najlepszego strzelca ŁKS-u, autora 8 bramek i 5 asyst, Pirulo, który nominalnie wychodzi na murawę na prawym skrzydle, ale w czasie meczu bardzo często schodzi do środka i piastuje funkcję dodatkowego napastnika – w taki też sposób Hiszpan strzelił gola, który wyeliminował żółto-niebieskich z gry o Ekstraklasę w ubiegłorocznym barażu. Przeciwległa flanka to teren Kelechukwu Ibe-Tortiego, natomiast na szpicy spotkanie rozpocznie w środę Ricardinho. Brazylijczyk przeżywa bardzo ciężkie chwile, bo rozegrał w tym sezonie 1054 minuty, a wciąż nie udało mu się strzelić premierowego gola. Centralnymi postaciami dla gry ofensywnej biało-czerwono-białych są Pirulo i Trąbka i to ich gdynianie muszą odciąć od piłek w pierwszej kolejności. Potyczkę z Arką na ławce zacznie prawdopodobnie doskonale znany w Gdyni Adam Marciniak, bo choć w starciu z Chrobrym wystąpił on w pełnym wymiarze czasowym, to ten fakt należy rozpatrywać bardziej w kategoriach ukłonu dla jednej z legend ŁKS-u w obliczu premiery nowego obiektu – na co dzień pewne miejsce na lewej flance defensywy dzierży Szeliga. Także kolejny z byłych Arkowców, Adrian Klimczak, ma w tych rozgrywkach problemy z regularnym łapaniem minut. Dla podopiecznych Pogorzały tak naprawdę potyczka w Gdyni stanowi mocno problematyczny punkt sezonu – w następnej kolejce ŁKS zmierzy się w derbach Łodzi z Widzewem na swoim pachnącym nowością stadionie. Bardzo nie na rękę byłoby mu złapanie kontuzji albo wykartkowanie któregoś z zawodników – a zagrożonych taką pauzą jest aż pięciu graczy.
W Arce również widmo absencji kartkowych wisi nad podstawowymi piłkarzami – Karolem Czubakiem, Sebastianem Milewskim i Olafem Kobackim. Z tego samego powodu w środę na murawie Stadionu Miejskiego nie obejrzymy Christiana Alemana, który czwarte ,,żółtko” w rozgrywkach zobaczył w meczu z Koroną. W tym spotkaniu żółto-niebiescy zmagali się ze swoimi problemami, przede wszystkim z bardzo słabą dyspozycją formacji defensywnej w pierwszej połowie. Mamy nadzieję, że tym razem takiej nerwówki w polu karnym Kacpra Krzepisza uda się uniknąć – tym bardziej, że do składu po karencji za kartki wrócą Michał Marcjanik i Michał Bednarski. Oby kontuzja Mateusza Stępnia, której 20-latek doznał przy Ściegiennego, nie okazała się szczególnie poważna. W wyjściowej jedenastce powinien zameldować się już natomiast Hubert Adamczyk. Arka jest w gazie, w ostatnich dziesięciu kolejkach zanotowała 9 zwycięstw i remis, co daje fenomenalny dorobek 28 punktów na 30 możliwych do wywalczenia. Teraz trzeba iść za ciosem i wejść w środowy mecz z impetem, bo cech wolicjonalnych łodzianom na pewno nie zabraknie. Dekadę temu przygodę z ŁKS-em zaliczyli Ryszard Tarasiewicz i Paweł Sasin – przed meczem polecamy wywiad z 38-letnim obrońcą, który jest dostępny tutaj. Gdynianie znów muszą zmierzyć się z kwestią natężenia spotkań, bo na przestrzeni ośmiu dni rozegrają trzy pojedynki. Tym razem jednak będzie o tyle łatwiej niż kilka tygodni temu, że na południe kraju nie trzeba ruszać już w środku tygodnia, a można skorzystać z atutu własnego boiska i zmagazynować kolejne siły. ŁKS wygrał w Gdyni tylko raz na 20 podejść – miało to miejsce w czerwcowym barażu. Nikt nad morzem nie wyobraża sobie teraz powtórki z takiego czarnego scenariusza. Tym bardziej, że ,,rodowici” w dwóch ostatnich konfrontacjach między obiema ekipami wyczerpali już limit szczęścia, zwyciężając w meczach, w których z gry mieli bez porównania mniej niż Arkowcy. W środę trzeba się bić o triumf z całych sił – Widzew w najbliższych kolejkach ma trudny terminarz i zakładamy, że gdzieś powinien stracić punkty. Szansa na przeskoczenie RTS-u w tabeli wciąż żyje.
Za miesiąc o tej porze sezon I ligi będzie zakończony i do rozegrania pozostaną jedynie baraże. Być może będą one dotyczyły podopiecznych Tarasiewicza, ale nie można też wykluczać, że będą oni już wówczas opalać się na wakacjach po dobrze spełnionym obowiązku. By tak się stało, trzeba jednak dać z siebie w ostatnich pięciu kolejkach absolutne maksimum. Gdynianie mają umiejętności, są dobrze przygotowani motorycznie, posiadają w swoich szeregach indywidualności zdolne do przesądzania wyników spotkań. Nie pozostaje nic innego, jak wykorzystać wszystkie swoje atuty, obrać kurs na Ekstraklasę i dryfować wprost ku niej. Tutaj nikt się nie będzie na nikogo oglądał. Tu trzeba narzucić mocne tempo, utrzymać je i zgubić rywali za plecami. Arka to my, fanatycy, MZKS po życia kres!