Są takie mecze, o których zwykło się mawiać ,,o sześć punktów”. Bardziej modelowego przykładu takiej rangi spotkania niż sobotnia potyczka przy ul. Ściegiennego nie da się sobie wyobrazić. Na Arenie Kielc zmierzą się zespoły bezpośrednio konkurujące ze sobą w tabeli i goniące za tym samym celem – wymarzoną strefą bezpośredniego awansu. Obie drużyny po raz ostatni przegrały jeszcze w listopadzie. Obie na wiosnę w czasie poszczególnych pojedynków przeżywają fazy boiskowego cierpienia, ale w ostatecznym rozrachunku nie schodzą z boiska pokonane. Obie mają bardzo wysokie aspiracje. Obie posiadają w swoich szeregach indywidualności stanowiące o sile ligi. I żadnej z nich nie zadowoli w sobotę jeden punkt. W kapitalnie zapowiadającym się hicie 29. kolejki I ligi Korona Kielce w sobotę o 12:40 podejmuje Arkę. A wszystko to z personalnymi podtekstami w tle.
Złocisto-krwiści zimowali w znacznie lepszym położeniu niż gdynianie. Po rundzie jesiennej plasowali się bowiem na 3. pozycji w tabeli ze stratą zaledwie czterech oczek do drugiego Widzewa. W przerwie pomiędzy rundami też nie próżnowali na rynku transferowym i sięgnęli po wartościowe uzupełnienia pierwszej jedenastki – na środek obrony ściągnięto doświadczonego 31-letniego Ukraińca Kyryło Petrowa (który w przeszłości zaliczył już zresztą przygodę z Kielcami), na lewą flankę defensywy 24-letniego Hiszpania Roberto Corrala, do środka pola 24-letniego Słowaka Dalibora Takaca, a na szpicę – 29-letniego Białorusina Jewgienija Szykawkę. Jak zatem doszło do tego, że kielczanie, mimo że ostatni mecz przegrali 27 listopada, roztrwonili sześć punktów przewagi nad Arką i w tym momencie tracą do żółto-niebieskich dwa oczka? Spośród ośmiu rozegranych wiosną kolejek Korona inkasowała pełną pulę tylko trzy razy, a pozostałych pięć konfrontacji zremisowała. Zresztą i te trzy triumfy ,,scyzory” odniosły jedną bramką, po rezultatach 2:1. Skąd my w Gdyni znamy takie przepychanie meczów jednym golem? Pewnie niejeden kibic roni w tym momencie łezkę wzruszenia, wspominając maszynę Leszka Ojrzyńskiego z lat 2017-2018 – niegrającą może futbolu widowiskowego (choć i taki się wtedy Arkowcom przydarzał), ale punktującą w Ekstraklasie z bardzo porządną regularnością, a do tego dorzucającą jedno trofeum za drugim. Legendarny trener, który zdobył z żółto-niebieskimi Puchar i Superpuchar Polski, doprowadził drużynę do drugiego finału krajowego pucharu z rzędu i pokazał się z nią w europejskich pucharach, tym razem staje po drugiej stronie barykady. Przy Ściegiennego Ojrzyński jest równie szanowany, bo w stolicy województwa świętokrzyskiego doskonale pamiętają słynną ,,bandę świrów” z okresu pierwszej pracy szkoleniowca w Kielcach i liczą na wytworzenie się teraz podobnie zżytej ze sobą ekipy. Póki co złocisto-krwistym nie można odmówić ambicji, charakteru i waleczności, ale brakuje im nieco piłkarskiej jakości i zgrania, które pozwalałoby na uzyskiwanie większej dominacji na murawie. Korona bez przerwy punktuje, nie przegrywa, ale też nie demonstruje efektu ,,wow”, nadającego zespołowi skrzydła lekkości, polotu i swobody w zmaganiach o awans do elity. Jednego możemy być jednak pewni – doskonale znając Ojrzyńskiego, z całym przekonaniem stwierdzamy, że ,,scyzory” zagrają ostro i z wielką determinacją. Bardzo ciekawie zapowiada się bezpośrednie zderzenie najlepszej ofensywy w I lidze (Arka strzeliła już 54 gole) z drugą najlepszą obroną (Korona straciła 27 bramek, lepszym wynikiem może pochwalić się jedynie Miedź). To na tym polu nastąpi kluczowe przeciąganie liny, więc można się spodziewać oczekiwania na gdynian ze strony gospodarzy na własnej połowie. Nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć z pełną odpowiedzialnością, czy Ojrzyński zdecyduje się w sobotę na ustawienie z trójką, czy czwórką obrońców – desygnowana przez niego jedenastka w ogóle jest zresztą wielką niewiadomą, bo kadra Korony została w tym tygodniu zdziesiątkowana przez grypę i siedmiu zawodników prawdopodobnie wypadnie ze składu (ich nazwiska nie są znane). W każdym razie w pierwszym wariancie tercet defensywny utworzyliby Piotr Malarczyk, Michał Koj i Mario Zebić lub Petrow. Między słupkami stanie Konrad Forenc, wahadła zostaną obstawione przez Jacka Podgórskiego (6 goli i 5 asyst w tym sezonie) oraz Corrala, a środek pola zapełnią odpowiedzialny za destrukcję Michał Szpakowski i ustawiony nieco wyżej Filipe Oliveira. Jeśli chodzi o atak kielczan, to obrońcy Arki muszą nastawić się na zatrzymanie Jakuba Łukowskiego (9 bramek w bieżących rozgrywkach), Dawida Błanika (5 goli i 6 ostatnich podań) oraz Szykawki, ewentualnie Adama Frączczaka (4 bramki, 5 asyst). Natomiast gdyby złocisto-krwiści rozpoczęli jednak z czwórką w defensywie, to do wyjściowej jedenastki wskoczy prawy obrońca Adrian Danek, odciążając Podgórskiego z zadań w tyłach. Wiecznie żywy w Kielcach pozostaje Jacek Kiełb, który nie jest już piłkarzem pierwszego wyboru dla trenera, ale wciąż potrafi dać drużynie impuls, wchodząc na murawę z ławki rezerwowych. Korona nie ma w podstawowym składzie klasycznego rozgrywającego. Ciężar gry opiera się głównie na skrzydłach. Warto o tym pamiętać, by przyłożyć większą uwagę do zabezpieczenia boków boiska. A skoro już o tym sektorze mówimy – to właśnie przy Ściegiennego o powrót do poważnego grania w piłkę walczy kolejna z gdyńskich legend, Luka Zarandia. Gruzin przed miesiącem parafował ze ,,scyzorami” umowę obowiązującą do końca sezonu. Na razie 26-latek zanotował jedynie dwa epizody w końcówkach, ale nikogo w Gdyni nie trzeba przecież przekonywać, jak groźny potrafi być w każdym momencie przebywania na murawie – niezależnie od aktualnej formy, sylwetki czy rytmu meczowego. Być może tym razem otrzyma od Ojrzyńskiego więcej minut – tym bardziej, że gospodarze przystąpią do sobotniej potyczki mocno osłabieni kadrowo ze względu na grypę.
Sytuacja personalna w Arce jest lepsza niż w obozie miejscowych, jednak tu też nie możemy mówić o warunkach luksusowych. Co prawda kontuzjowani ostatnio Sebastian Milewski i Hubert Adamczyk powinni znaleźć się w kadrze meczowej, ale za kartki pauzują Michał Marcjanik i Michał Bednarski. Mamy nadzieję, że Ryszard Tarasiewicz będzie w stanie załatać powstałe po nich wyrwy w wyjściowej jedenastce w stosunku jeden do jednego, choć nie będzie to zadanie proste. Trzeba jednak przywyknąć do kombinowania, bo zagrożeni pauzą są też Milewski, Christian Aleman i Karol Czubak, więc należy liczyć się z ewentualną karencją kolejnych zawodników w następnych spotkaniach. Obawy co do problemów kadrowych są w pewnym stopniu uzasadnione, ale też nie można popadać w panikę – w ostatnim miesiącu sezonu kluczowe będzie przygotowanie motoryczne, a to u gdynian stoi na wysokim poziomie. W minionym tygodniu mogli też oni nareszcie odpocząć po trudach przedświątecznych wojaży po Polsce w krótkich odstępach czasowych i wielkiej intensywności rozgrywania kolejnych pojedynków. Wierzymy, że ta regeneracja zaprocentuje ogromną energią pokazywaną przy Ściegiennego. Sobotnia konfrontacja będzie szczególna dla Djibrila Diawa i Pawła Sasina, którzy kawał swojego życia poświęcili złocisto-krwistym barwom. Podopieczni Tarasiewicza w starciu z GKS-em Jastrzębie mierzyli się ze swoimi problemami, ale ostatecznie przełamali wszystkie trudności i podnieśli z boiska ósmy komplet punktów w dziewięciu ostatnich kolejkach, jednocześnie wyrównując zaliczoną nie tak dawno passę czterech wiktorii z rzędu. Teraz nadszedł czas na pobicie tego wyniku i śrubowanie serii. W poprzednim sezonie na Arenie Kielc mieliśmy do czynienia z prawdziwym thrillerem – Korona prowadziła już 3:0, ale zdeterminowani gdynianie zdołali odrobić straty i zremisować 3:3, choć wówczas ze względu na sytuację w tabeli podział łupu ich nie zadowalał. Tym razem muszą wyjść na murawę z podobnym nastawieniem i od pierwszego gwizdka sędziego Tomasza Musiała bić się o zwycięstwo, nie zważając na okoliczności. Przy skutecznej realizacji celu Arka przynajmniej na dwie i pół godziny wskoczy na pozycję wicelidera tabeli. To o tyle ważne, że presja znów będzie po stronie Widzewa. Trzeba zrobić wszystko, by ją na łodzianach wywrzeć, jednocześnie odskakując od kielczan na pięć oczek.
W hymnie Korony, utworze ,,Dni, których nie znamy” Marka Grechuty, pojawiają się słowa ,,jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy, jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych”. Z pewnością taka nostalgia będzie kibicom Arki przez chwilę doskwierać, kiedy na własne oczy zobaczą Leszka Ojrzyńskiego i Lukę Zarandię w innych barwach niż święte żółto-niebieskie. Sam sentyment nie jest niczym uwłaczającym, wręcz przeciwnie – on uszlachetnia. Nie można sobie jednak pozwolić na to, by przejął stery w naszych poczynaniach. Piłkarze Tarasiewicza w sobotnie popołudnie muszą wyjść na murawę pewni swoich racji, użyć wypracowanych schematów ofensywnych, uważnie przypilnować tyłów, zrobić swoje i wracać nad morze z trzema punktami. Do końca ligi zostało sześć kolejek. W każdej z nich trzeba wznieść się na wyżyny swoich możliwości. Jeśli tak się stanie, upragniona Ekstraklasa z marzenia ściętej głowy stanie się namacalnym dowodem ciężkiej pracy i konkretnym faktem. Jest w Trójmieście taki jeden klub, my kibicujemy właśnie mu!