Cztery punkty – tyle tracą żółto-niebiescy do pozycji gwarantującej bezpośredni awans do Ekstraklasy na dziesięć kolejek przed końcem sezonu. W najbliższych czterech seriach gier trzykrotnie spotkają się z ekipami z dolnej połowy tabeli. Finisz tych rozgrywek zapowiada się szalenie apetycznie. Jednak by zaostrzyć smak, potrzebna jest pikantna przystawka. Takim wstępem do wyjątkowo przyjemnych momentów może być dla podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza powrót do wygrywania po przerwaniu serii triumfów w starciu z GKS-em Katowice. Natomiast diabeł tkwi w szczegółach – niech przestrogą dla gdynian będzie jesienna konfrontacja z dzielnymi częstochowianami, którzy wówczas bezlitośnie wypunktowali słabości żółto-niebieskich. Wierzymy jednak, że w tym momencie, na początku kwietnia, ta drużyna wygląda znacznie dojrzalej i odpowiedzialniej aniżeli w mrocznym wrześniu. Czy taka teza znajdzie potwierdzenie na boisku? W niedzielę o 18:00 na Stadionie Miejskim w Gdyni Arka podejmuje Skrę Częstochowa.
Niedzielny rywal bulterierów Tarasiewicza to zgrana ekipa, której celem po sensacyjnym awansie na zaplecze Ekstraklasy było utrzymanie się na drugim szczeblu rozgrywkowym. I wygląda na to, że to założenie uda się ,,skrzakom” zrealizować na dużo większym poziomie luzu niż sami przewidywali. Po 24 meczach częstochowianie plasują się na 13. lokacie w tabeli i mają 9 punktów przewagi nad strefą spadkową. Z gorszych wiadomości – na wiosnę Skra jeszcze nie wygrała, notując dwa remisy i dwie porażki. Natomiast trzeba przyznać, że jako drużyna nie wyglądała ona w tych spotkaniach źle i w każdym z nich miała swoje okazje, a tym, co szwankowało, była skuteczność. Klub z siedzibą przy ul. Loretańskiej jest bardzo ciekawym projektem – zespół prowadzony przez duet trenerski Jakub Dziółka – Jacek Rokosa nie ma w kadrze żadnego obcokrajowca, a prym wiodą w nim młodzi Polacy. W wyjściowej jedenastce wybiegają 20-letni Aleksander Paluszek, 20-letni Bartłomiej Burman, 22-letni Przemysław Sajdak, 19-letni Bartosz Baranowicz, 19-letni Kamil Lukoszek, 22-letni Piotr Pyrdoł czy 20-letni Maciej Mas. Oczywiście na tym etapie biało-niebiesko-czerwonym brakuje doświadczenia i boiskowej ogłady – zwłaszcza, że drużyna dopiero uczy się I ligi – ale rokują oni zupełnie przyzwoicie, w kolejnych latach mogą być niezłym zespołem środka tabeli. Ich poczynania na murawie cechuje dobra organizacja gry – co prawda dysponują zdecydowanie najsłabszym atakiem w stawce (tylko 15 goli w 24 meczach!), ale rekompensują te mankamenty stabilną defensywą (24 stracone bramki – mniej mają na koncie tylko Miedź, Chrobry i Korona, z kolei Arka tyle samo). A trzeba dodać, że częstochowianie cały sezon rozgrywają na wyjazdach – czy to na stadionach przeciwników, czy to na relikcie epoki słusznie minionej w Sosnowcu, czy to (niebawem) w jednym z ulubionych ośrodków dla bezdomnych w rzeczywistości polskiego piłkarstwa, Bełchatowie. ,,Skrzacy” to drużyna bardzo ambitna, więc można spodziewać się zaprezentowania przez nich podobnego poziomu cech wolicjonalnych do tego, jaki stał się udziałem GKS-u Katowice przed dwoma tygodniami. Podopieczni Dziółki stanowią team solidnie poukładany na swojej połowie, gdzie przed bramkarzem Mateuszem Kosem twardo na nogach stoi tercet środkowych obrońców z Paluszkiem, Adamem Mesjaszem i Szymonem Szymańskim. Stoperom często pomaga cofający się z drugiej linii Sajdak, tę strefę wspierają również defensywnie nacechowane wahadła z Burmanem i Lukoszkiem. Jeśli chodzi o ofensywę, to teoretycznym rozgrywającym jest w tym zespole Baranowicz, ale w praktyce grę do przodu robi trio Piotr Nocoń – Pyrdoł – Mas. Skra potrafi kreować sobie sytuacje podbramkowe, ale ma problem z ich wykorzystywaniem. Biało-niebiesko-czerwoni umieją też rozgrywać stałe fragmenty gry. Przed tygodniem rozegrali sparing z Rakowem Częstochowa, który co prawda przegrali 0:2, ale na tle wicemistrza Polski zebrali cenne doświadczenie. Nikt w szeregach częstochowian nie pauzuje za kartki, kontuzjowany jest Kamil Wojtyra.
Arka w poprzedni ,,aktywny” weekend zakończyła serię czterech zwycięstw z rzędu. W meczu z GKS-em Katowice szło jak po grudzie, ale żółto-niebiescy pokazali charakter i, przełamując wszystkie trudności, wyszli na prowadzenie 2:1. Kiedy już wydawało się, że piąty kolejny triumf musi stać się faktem, Wojciech Myć postradał zmysły, co kosztowało gdynian cenne dwa punkty. Tamte okoliczności trzeba jednak już wyrzucić z głowy i w stu procentach skupić się na odganianiu demonów – wszyscy pamiętamy jesienną porażkę ze Skrą i na powtórkę tamtego dramatu zespół nie może sobie pozwolić. W czasie przerwy na reprezentację, w obliczu kontuzji Martina Dobrotki i Gordana Bunozy, kontrakt z Arką podpisał Senegalczyk Djibril Diaw, który wygląda na rozsądne posunięcie transferowe i może okazać się wzmocnieniem kadry. W niedzielę żaden z Arkowców nie pauzuje za kartki, wciąż zagrożeni taką karencją są Michał Marcjanik, Adam Deja i Sebastian Milewski. Zawody na Stadionie Miejskim będą drugą w historii konfrontacją obu zespołów – liczymy na podreperowanie bilansu, który prezentuje się w tej sytuacji w sposób lakonicznie oczywisty. Druga pozycja w lidze jest w zasięgu zawodników Tarasiewicza i trzeba o nią walczyć z całych sił. Awanse robi się właśnie poprzez regularne punktowanie z ekipami środka i dolnych rejonów tabeli, więc do rywalizacji ze Skrą trzeba się przyłożyć z wyjątkowym pietyzmem.
Arka będzie miała w niedzielę wszystkie atuty po swojej stronie. Jakość piłkarską, potencjał ofensywny, doping własnej publiczności, silną sferę mentalną. Żółto-niebieskim nie pozostaje nic innego, jak wtargnąć ten mecz z wielką energią i dynamiką. Do spotkania nie można podejść rutynowo. Musi zaiskrzyć, na murawie powinny lecieć wióry. Wykonajmy wszystko, co w naszej mocy, by gorącym śpiewem ponieść gdynian do kolejnego zwycięstwa. Róbmy robotę na trybunach, piłkarze zrobią na boisku. Oleoleole, oleoleoleola, oleoleoleo, Arka Gdynia dzisiaj gra, ooooo, Arka Gdynia, ukochana i jedyna!