Przed pierwszym meczem rundy rewanżowej nikt w Gdyni nie wyobrażał sobie innego scenariusza niż przekonujące i spokojne zwycięstwo Arki przy ul. Kresowej. Przeciwnikiem żółto-niebieskich była 16. drużyna I ligi, która wygrała w tym sezonie ledwie dwa spotkania, a żadne z nich nie miało miejsca na własnym boisku. Do tego gospodarze legitymowali się trzecią najgorszą ofensywą w stawce. Faworyt był jeden i zainkasowanie trzech oczek było dla podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza fundamentalnym obowiązkiem. W podstawowej jedenastce szkoleniowiec Arki nieoczekiwanie umieścił Pawła Sasina, który zastąpił pauzującego za kartki Arkadiusza Kasperkiewicza. W ataku potyczkę rozpoczął Maciej Rosołek, a skrzydła zostały obstawione przez Artura Siemaszkę i Mateusza Stępnia, choć Olaf Kobacki jest już zdrowy i był do dyspozycji trenera, zasiadając na ławce rezerwowych. Artur Skowronek przywrócił natomiast do podstawowego składu Zagłębia Kamila Bielikowa i Dawida Ryndaka, którzy w porównaniu do poprzednich kolejek zastąpili Matko Perdijicia i Kacpra Smolenia. Zgodnie z oczekiwaniami, miejsce pauzującego za kartki Wojciecha Szumilasa zajął kapitan zespołu Maciej Ambrosiewicz.

Mecz mógł rozpocząć się od mocnego uderzenia gospodarzy. Już w 1. minucie Zagłębie przeprowadziło akcję zakończoną wrzutką z lewej strony boiska, Dobrotka uprzedził Sobczaka na przedpolu bramki Kajzera, ale interweniował na tyle ekwilibrystycznie, że omal nie zaliczył szybkiego samobója. Sosnowiczanie w pierwszych minutach zdominowali żółto-niebieskich i długo utrzymywali się na ich połowie. W 7. minucie Pawłowski strzelał po ziemi sprzed pola karnego, jednak Kajzer nie miał problemów ze złapaniem futbolówki. Pięć minut później Adamczyk centrował z rzutu wolnego z lewej flanki, Marcjanik wygrał pojedynek powietrzny z Ambrosiewiczem i wykonał celne uderzenie głową, ale Bielikow zdołał odbić piłkę. Po kolejnych pięciu minutach Adamczyk został zablokowany przy próbie strzału z dystansu, poszła kontra wyprowadzana przez Pawłowskiego, który zdecydował się na indywidualną finalizację z 20 m i pomylił się bardzo nieznacznie. Chwilę później musiało być 1:0 dla Arki. Stępień napędził akcję podopiecznych Tarasiewicza lewym skrzydłem, zewnętrzną częścią stopy dograł perfekcyjnie w szesnastkę, tam w doskonałej sytuacji znalazł się Siemaszko, ale mając przed sobą całkowicie otwartą drogę do bramki, strzelił obok słupka. A że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić... W 24. minucie Sobczak dostał piłkę przed polem karnym Arkowców, między Hiszpańskim a Marcjanikiem zagrał do Banaszewskiego, ten drugi błyskawicznie odegrał do napastnika sosnowiczan, tym razem kierując futbolówkę między Marcjanikiem a Dobrotką, Sobczak wyrósł sam przed Kajzerem i mięciutkim uderzeniem w lewy róg bramki żółto-niebieskich posłał piłkę do siatki, dając Zagłębiu prowadzenie. Obrońcy Tarasiewicza zagrali w tej akcji jakiś zupełnie niewytłumaczalny skrajny kryminał. Ta sytuacja stanowiła gong dla gdynian, którzy nie potrafili się już otrząsnąć do końca pierwszych 45 minut. Sprzed szesnastki próbował co prawda jeszcze Hiszpański, ale było to uderzenie znacznie niecelne - zresztą podobnie jak strzał Oliveiry po drugiej stronie boiska.

W przerwie boisko opuścili kontuzjowany Adamczyk, a także Sasin i Siemaszko. W ich miejsce na murawie pojawili się Aleman, Valcarce oraz Kobacki. Druga połowa powinna zacząć się od szybkiego wyrównania. W 48. minucie Bielikow popełnił fatalny błąd - mając piłkę przy nodze, za daleko ją sobie wypuścił. Przy golkiperze sosnowiczan znalazł się Kobacki i momentalnie dziubnął futbolówkę w kierunku bramki, ale 20-letni bramkarz zostawił jeszcze rękę i zdołał w porę naprawić swój błąd. Chwilę później głupi faul pod własnym polem karnym popełnił Valcarce i sędzia Krasny podyktował rzut wolny dla podopiecznych Artura Skowronka z 18 m. Do piłki podszedł Banaszewski, strzelił technicznie w okolice poprzeczki i chybił minimalnie. Po kolejnych kilku minutach Sobczak podwyższył prowadzenie gospodarzy, ale arbiter odgwizdał spalonego. Po upływie godziny gry Arkowcy zaliczyli kolejną serię katastrofalnych pomyłek w defensywie, w efekcie z piłką w polu karnym zameldował się Sobczak, z dziecinną łatwością ograł Marcjanika i uderzył w kierunku bliższego słupka, jednak Kajzer zanotował świetną paradę i uratował zespół przed utratą drugiego gola. Cztery minuty później Gojny dośrodkował z okolic 40. metra w szesnastkę gdynian, tam Banaszewski przechytrzył Valcarce i oddał sprytny strzał szczupakiem, ale Arkowcom tym razem z pomocą przyszedł słupek. Chwilę później Rosołek znalazł drogę do siatki gospodarzy, jednak sędzia nie mógł uznać tej bramki, bo chwilę wcześniej Kobacki wygarnął futbolówkę już zza linii końcowej. W 74. minucie Aleman szczęśliwie ograł Dalicia w polu karnym sosnowiczan, znalazł się w dobrej sytuacji przed Bielikowem, ale Chorwat w porę naprawił swój błąd i zdołał zatrzymać Ekwadorczyka. W kolejnej akcji znów Aleman pojawił się przed bramką Zagłębia, jednak tym razem został zablokowany i Arka z całej akcji uzyskała jedynie rzut rożny. Dziesięć minut później Marcus próbował szczęścia z rzutu wolnego, ale strzelił lekko i Bielikow nie miał tarapatów. W 87. minucie piłkarze Tarasiewicza wygenerowali sobie ostatnie zagrożenie pod bramką gospodarzy - Stępień ładnie znalazł się na lewym skrzydle, dośrodkował wprost na głowę zamykającego akcję Kobackiego, jednak skrzydłowy żółto-niebieskich nie dał rady skierować piłki w światło bramki. W doliczonym czasie gry gdynianie próbowali jeszcze coś zmienić, ale byli bezradni wobec dobrze zorganizowanego w swojej szesnastce Zagłębia Sosnowiec.

Michał Marcjanik w wywiadzie pomeczowym stwierdził ,,to my przez większość czasu kontrolowaliśmy mecz". Nie, kapitanie. Wy niczego nie kontrolowaliście. Ani przez minutę. O kontroli spotkania można mówić przy dwóch-trzech bramkach przewagi. W sytuacji przegrywania od 24. minuty na boisku jednej z najgorszych drużyn w lidze nie można powiedzieć o jakimkolwiek cieniu kontroli. Kolejna wypowiedź Marcjanika, ,,jest jeszcze dużo kolejek", też woła o pomstę do nieba. Oczywiście to prawda, długa faza sezonu jeszcze przed nami, dopiero zaczęliśmy rundę wiosenną, ale przy takiej grze kibice Arki nie mają złudzeń co do aspiracji drużyny. W takiej dyspozycji zespół nie tyle nie walczy o awans, ile utknie na wysokości połowy tabeli. Żółto-niebiescy nie pokazują na boisku nic. Tak było w Legnicy, tak było w Niepołomicach, tak było w Sosnowcu. Ryszard Tarasiewicz na razie nie ma żadnego pomysłu na Arkę. Przybycie szkoleniowca nad morze miało stanowić dla Arkowców zimny prysznic, otrzeźwić ich w sytuacjach podbramkowych i odblokować skuteczność. Tymczasem gdynianie przestali sobie już nawet te okazje stwarzać. Żółto-niebiescy grają piach. Nie da się tego oglądać i godzić się na to z czystym sumieniem. Mecz w Sosnowcu był kolejną w tych rozgrywkach kompromitacją, jakąś dramatyczną żenadą. Kibice po takich spotkaniach czują wyłącznie wstyd. W tabelę nikomu nie chce się już patrzeć. Następne spotkanie Arkowcy rozegrają za tydzień o tej samej porze, a ich rywalem w pojedynku wyjazdowym będzie Chrobry Głogów.


Zagłębie Sosnowiec - Arka Gdynia 1:0

Bramka: Sobczak 24'

Zagłębie: Bielikow - Kamiński, Jończy, Dalić (81' Duriska) - Ryndak, Oliveira, Ambrosiewicz, Gojny - Pawłowski (75' Bryła), Banaszewski (88' Seedorf) - Sobczak (88' Tanque).

Arka: Kajzer - Sasin (46' Valcarce), Marcjanik, Dobrotka, Hiszpański - Siemaszko (46' Kobacki), Milewski, Bednarski (56' da Silva), Adamczyk (46' Aleman), Stępień - Rosołek (80' Czubak).

Żółte kartki: Pawłowski, Dalić, Oliveira, Bryła - Marcjanik, Sasin, da Silva, Dobrotka.

Sędzia: Sebastian Krasny (Kraków).