Pokolenia kibiców, które łączy bezgraniczna miłość do dwóch barw. Społeczność nadmorskiego miasta oddychająca swoim klubem. Rodziny i grupy przyjaciół, których życie kręci się wokół boiska i trybun. Fenomen socjologiczny, którego człowiek spoza środowiska nigdy nie zrozumie. Wspólnie przeżywane emocje, bycie ze sobą w trudnych czasach. Budowanie wspólnoty wokół historii, w której nie brakuje też bolesnych klęsk. Wszystko po to, by każde pokolenie miało swój moment chwały, który da mu siłę do końca życia. Są w dziejach klubów piłkarskich mecze wynagradzające wszystko, co boli – i w piłce, i w życiu. Spotkania, które już same w sobie stanowią święto i którym towarzyszy określona celebra. Takie właśnie starcie czeka podopiecznych Dariusza Marca. Cała Gdynia odlicza godziny. W niedzielę o 16:00 Arka gra o Puchar Polski z Rakowem Częstochowa. Wygraj to dla nas!
W wielu analizach przedmeczowych i badaniach nastroju w obozie żółto-niebieskich w kontekście szans Arkowców na ostateczny triumf wspomina się finał z 2017 r., gdy buldogi Ojrzyńskiego po dogrywce ograły Lecha Poznań. Jest to bardzo słuszny kierunek, choć trzeba uczciwie przyznać, że tym razem poprzeczka zawieszona jest chyba jeszcze wyżej. Gdynianie mimo wszystko występują w tym momencie ligę niżej od swojego przeciwnika. Tymczasem Raków jest wiceliderem Ekstraklasy, walczy o wicemistrzostwo Polski, zapewnił już sobie udział w europejskich pucharach przez ligę. Podopieczni Marka Papszuna po zadyszce na początku rundy wiosennej wrócili do swojego rytmu z jesieni i grają rewelacyjną, energetyczną piłkę. Licząc Ekstraklasę i Puchar Polski, ,,medaliki” nie przegrały już od dwunastu meczów, z których osiem kończyły zwycięstwami. Duża w tym zasługa ich szkoleniowca. Marek Papszun reprezentuje nową szkołę trenerską i przywiązuje dużą wagę do szczegółów kluczowych w nowoczesnym futbolu – przede wszystkim do strategii i strony mentalnej. Częstochowianie wyróżniają się zdolnością do motywacji, atmosferą wewnątrz zespołu i poukładaniem taktycznym. Jeżeli dodamy do tego liczby (druga ofensywa i druga defensywa w Ekstraklasie), to wyjdzie nam obraz ekipy niemal kompletnej. Czerwono-niebiescy doprowadzili do perfekcji (oczywiście jak na polskie warunki) preferowany przez nich system 3-4-3. Dysponują fantastycznymi warunkami fizycznymi – większość podstawowej jedenastki mierzy powyżej 185 cm, a za wzrostem idzie też muskulatura. Szalenie ciężko jest przedrzeć się chociażby przez obronę Rakowa tworzoną przez świeżo upieczonego reprezentanta Polski Kamila Piątkowskiego, Andrzeja Niewulisa i Zorana Arsenicia. Częstochowianie znakomicie wykonują stałe fragmenty gry, wykorzystując sporą przewagę w powietrzu. Do tego potrafią uderzyć z dystansu (domena Davida Tijanicia, Bena Ledermana, Petra Schwarza, Igora Sapały czy Marko Poletanovicia, czyli w zasadzie wszystkich opcji na środek pola Rakowa w niedzielne popołudnie). Na skrzydłach są szybcy i dynamiczni za sprawą Frana Tudora i Patryka Kuna, a trzeba też zaznaczyć, że i Piątkowski lubi zapędzić się na połowę przeciwnika. Mają do dyspozycji szeroką kadrę, w meczach ligowych rotują składem, a na każdej pozycji posiadają wartościowego dublera. Pomocnicy czerwono-niebieskich są dobrze wyszkoleni technicznie, zagranie świetnej prostopadłej piłki nie stanowi dla nich większego problemu. Zagęszczają środek pola, grają blisko siebie. Dużo biegają, ale robią to mądrze. Nawet Marcin Cebula, który w dotychczasowej karierze piłkarskiej nie był wyróżniającym się zawodnikiem najwyższej klasy rozgrywkowej, w tym sezonie jest prawdziwym reżyserem gry ,,medalików”, a w Ekstraklasie zanotował już 6 goli i 7 asyst. Do tego w 2021 roku Raków obchodzi 100-lecie istnienia. Pierwsze w historii trofeum do klubowej gabloty jest dla nich łakomym kąskiem na uczczenie jubileuszu. Nie będziemy owijać w bawełnę – piłkarze Papszuna na papierze są zdecydowanym faworytem rywalizacji. Z drugiej strony na korzyść Arkowców może zagrać doświadczenie z gry w finałach. Michał Marcjanik, Marcus da Silva czy Adam Danch znają otoczkę potyczki o puchar i z pewnością przekażą kolegom wskazówki co do atmosfery takiego pojedynku. Częstochowianie we współczesnej historii tak wysoko jeszcze nie byli – kto wie, czy stawka konfrontacji nie spęta im nóg?
Tymczasem ścigająca się z własną legendą Arka wraca do Lublina po 42 latach od triumfu nad Wisłą Kraków, który na dobrą sprawę zapoczątkował legendę żółto-niebieskich i sprawił, że gdynianie stali się uznaną marką na polskiej arenie. Historia lubi się powtarzać i mamy nadzieję, że ponownie to zrobi, a podopieczni Dariusza Marca w niedzielny wieczór będą świętować. Atmosfera wewnątrz zespołu jest znakomita. Arkowcy nie przegrali od sześciu meczów (wliczając spotkanie z Piastem w półfinale Pucharu Tysiąca Drużyn), co napędza ich mental. Na ich korzyść gra też fakt, że Raków jest ewidentnym faworytem. Jak powszechnie wiadomo, żółto-niebiescy są drużyną pucharową i uwielbiają sprawiać sensacje. Jakie warunki muszą się spełnić, by ich udziałem stała się kolejna niespodzianka? Konieczna jest składowa wielu czynników. Kluczowe będzie przetrzymać początkowy napór częstochowian, jakiego się spodziewamy – jeżeli przez pierwsze pół godziny uda się nie stracić bramki, każda następna minuta będzie wzmacniać gdynian. Trzeba pamiętać, by do absolutnego minimum ograniczyć faule na swojej połowie – każdy stały fragment gry w wykonaniu ,,medalików” będzie zagrożeniem pod bramką Kacpra Krzepisza. Warto też tworzyć przewagę liczebną na skrzydłach, by zamknąć częstochowianom autostradę pod szesnastkę Arki. Przy wielkiej determinacji możliwe jest zyskanie panowania nad środkiem pola – podopieczni Marca mają ku temu narzędzia w postaci rewelacyjnie dysponowanego Adama Dei i jego kompanów z centralnego sektora boiska. Jeżeli ta misja się powiedzie, być może realne będzie wykonanie kolejnego kroku – narzucenie własnych warunków, zabarwienie rywalizacji na mecz walki z dużą liczbą fauli. Brudny futbol pozwoliłby zneutralizować walory techniczne rywala. To jednak tylko dywagacje. Żółto-niebiescy mają swoje atuty, sam Kacper Krzepisz jest w stanie wybronić mecz. Zróbmy jednak wszystko, by był on dopiero ostatnią instancją. Jak to w finałach bywa, oczywiście niezbędne będzie szczęście i umiejętność radzenia sobie z presją. I tutaj widzimy kolejny plus po stronie gdynian – oni nic nie muszą, oni tylko mogą. Wprawdzie Arkowcy włożyli dużo zdrowia w starcie z Zagłębiem Sosnowiec przed czterema dniami, ale przebieg tamtej rywalizacji i siła mentalna, jaką zyskali dzięki zwycięstwu po walce, niweluje zmęczenie i daje ogromnego pozytywnego kopniaka przy regeneracji. W niedzielę trzeba dać z serca i z wątroby 200%, wtedy wszystko jest w naszym zasięgu. Dodatkowym smaczkiem jest pojedynek o koronę króla strzelców rozgrywek – przed decydującą bitwą Vladislavs Gutkovskis ma na swoim koncie 5 goli, a Maciej Rosołek i Marcus da Silva – 4. W równoległej rzeczywistości Ekstraklasy kilka klubów ostrzy sobie zęby na grę w europejskich pucharach przez zajęcie 4. miejsca w lidze. Piękną sprawą byłoby pokrzyżowanie tych planów i huraganowy wjazd na salony. W dotychczasowych jedenastu spotkaniach z Rakowem Arka wygrała tylko raz – ale za to jaki raz. Rok temu do 72. minuty żółto-niebiescy przegrywali 0:2, by po bramce Mateusza Młyńskiego i golach Marko Vejinovicia oraz Nemanji Mihajlovicia w ostatnich minutach zgarnąć trzy punkty. Właśnie tę potyczkę powinni mieć z tyłu głowy podopieczni Dariusza Marca – jesteśmy Arka Gdynia, dla nas nie ma rzeczy niemożliwych. Siła, walka, ofiarność, mądrość, konsekwencja, jeżdżenie na dupach, jeden za drugiego w ogień – to jest nasz klimat i nasze warunki.
Kilka miesięcy temu rekordy popularności bił netflixowy serial o karierze Michaela Jordana pt. ,,Ostatni taniec”. Wierzymy, że Arkowcy zatańczą z drużyną koszykarzy Marka Papszuna, urządzając sobie fiestę, narzucą swoje warunki, a ostatecznie dobiją przeciwnika i zamkną temat. To jest tylko jeden mecz. Panowie, wejdźcie w ten taniec. Nie będziemy nakładać dodatkowej presji i używać retoryki spod znaku noża na gardle. Nie, wy już zrobiliście w tych rozgrywkach Pucharu Polski więcej niż oczekiwaliśmy. Niech ten finał będzie dla was nagrodą za codzienny pot wylewany na treningach, za lata zasuwania. Doceniajcie każdy moment, bawcie się, celebrujcie, niech każde udane zagranie dodatkowo was napędza i wzmacnia kolegów. Wspierajcie się wzajemnie i pobudzajcie, bądźcie jednością. Możecie przejść do historii klubu, który dla tysięcy ludzi jest całym życiem. Zagrajcie tak, jakby jutra miało nie być, jakby to był wasz ostatni mecz w życiu. Jesteście w stanie to zrobić. Dajcie nam jeszcze jedną magiczną noc, niech Gdynia nie zaśnie. Do boju, dla Arki! Na Górce tłum i głośny śpiew, niech do zwycięstwa dzisiaj, Arko, niosą cię, jesteśmy tu, śpiewamy ci, walcz nasza Arko, nigdy nie oszczędzaj sił!