Dariusz Marzec deklarował, że mecz z Zagłębiem Sosnowiec jest dla niego tak samo ważny, jak finał Pucharu Polski w Lublinie. I rzeczywiście, w spotkaniu na Stadionie Ludowym nie zamierzał oszczędzać swoich podstawowych zawodników. Jedenastka, którą desygnował do boju od pierwszej minuty przy ul. Kresowej, prezentowała się w zbliżonym kształcie do składu, który prawdopodobnie wybiegnie na murawę w niedzielę. Po kontuzjach do kadry meczowej żółto-niebieskich wrócili Arkadiusz Kasperkiewicz, Luis Valcarce (ta dwójka od razu wylądowała w wyjściowym zestawieniu), Kacper Skóra oraz Christian Aleman (zajęli miejsca na ławce rezerwowych). Kazimierz Moskal niespecjalnie zaskoczył składem. W ataku pod nieobecność pauzującego za kartki Szymona Sobczaka i kontuzjowanego Goncalo Gregorio postawił na Martima Maię, choć późniejsze wydarzenia boiskowe pokazywały, że Portugalczyk także często schodził do skrzydeł i pomagał kolegom w drugiej linii.
Rywalizację lepiej rozpoczęli gdynianie. W 2. minucie Letniowski krótko rozegrał rzut wolny i uruchomił na prawej flance Hiszpańskiego, ale ostrą wrzutkę wahadłowego żółto-niebieskich złapał Frankowski. Pięć minut później Letniowski dośrodkował w pole karne, szukając głowy Rosołka, jednak futbolówka minęła 19-latka. Akcję zamykał jeszcze Valcarce i zacentrował z przeciwległej strony, a główka Żebrowskiego powędrowała nad poprzeczką. W odpowiedzi Seedorf dobrym podaniem znalazł w polu karnym Arki Misaka, Słowak zgrabnie skleił piłkę, znalazł się w znakomitej sytuacji, ale jego próba minęła prawy słupek bramki Kajzera o dwa metry. W 12. minucie znów pokazał się Seedorf, który zagrał kapitalną otwierającą piłkę ze środka boiska, Maia i Misak wybiegli do sytuacji dwóch na bramkarza, Portugalczyk obsłużył Słowaka, a temu nie pozostało nic innego, jak umieścić futbolówkę w pustej bramce i wyprowadzić Zagłębie na prowadzenie. Pięć minut później Kasperkiewicz niecelnie wyrzucał piłkę z autu, futbolówkę przejął Oliveira, dograł ją do Ambrosiewicza, wychowanek Arki prostopadłym podaniem uruchomił Maię, a Portugalczyk łatwo poradził sobie z Marcjanikiem, wyrósł sam przed Kajzerem i załadował piłkę do siatki tuż przy prawym słupku, podwyższając wynik na 2:0. Sytuacja boiskowa wymusiła na Arkowcach przejście do ofensywy. W 30. minucie Hiszpański wrzucił futbolówkę w pole karne gospodarzy, Turzyniecki chciał wybić ją głową, ale piłkę zebrał Letniowski, oddał Żebrowskiemu, ten wycofał na piętnasty metr do Dei, a defensywny pomocnik bardzo ładnym uderzeniem posłał futbolówkę w okienko bramki Frankowskiego, dzięki czemu podopieczni Dariusza Marca złapali kontakt. Sosnowiczanie nie zamierzali przyglądać się poczynaniom ofensywnym żółto-niebieskich z boku. Już po chwili mieli rzut wolny sprzed pola karnego, na szczęście Misak posłał piłkę dwa metry obok prawego słupka bramki gdynian. W 36. minucie Marcus zmienił Valcarce, który kilka minut wcześniej odniósł kontuzję w wyniku ostrego wejścia Ambrosiewicza. Dwie minuty później Maia dostał piłkę w szesnastce Arki z prawej strony, ale tym razem nie zdołał oddać celnego uderzenia. W 44. minucie po dorzucie futbolówki z prawego skrzydła Hiszpański powalił we własnym polu karnym Oliveirę i sędzia Złotnicki podyktował rzut karny dla gospodarzy. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Misak, strzelił w lewy róg bramki Kajzera, ale golkiper Arki fenomenalnie go wyczuł, rzucił się dokładnie w miejsce uderzenia i odbił futbolówkę. Piłka wróciła do Misaka, który z kilku metrów próbował dobitki, jednak i tym razem nie udało mu się pokonać bajecznie dysponowanego bramkarza żółto-niebieskich, który jakimś cudem obronił ten strzał nogami. 29-latek utrzymał więc drużynę w grze i to jemu piłkarze Marca zawdzięczali, że do przerwy przegrywali tylko 1:2.
Druga część meczu od początku przebiegała pod dyktando dążących do wyrównania Arkowców. W 59. minucie Rosołek po stałym fragmencie gry zgrał piłkę głową pod nogi Marcusa, ale Brazylijczyk strzelił wysoko nad poprzeczką. Trzy minuty później gdynianie mieli rzut wolny sprzed pola karnego Zagłębia, jednak uderzenie Dei po murze wyszło na korner. Minutę później było już 2:2. Deja zacentrował z rzutu wolnego z prawej strony boiska, a Marcjanik przeskoczył Ambrosiewicza i głową zapakował futbolówkę w prawy górny narożnik bramki Frankowskiego. Żółto-niebiescy doprowadzili do remisu po akcji bliźniaczej do trafienia Żebrowskiego z potyczki ze Stomilem. W 70. minucie dla odmiany to podopieczni Marca mieli sporo szczęścia. Po dośrodkowaniu z lewej flanki wyśmienitą okazję miał stojący sam w polu karnym Ambrosiewicz, ale jego uderzenie świetnie zablokował Żebrowski. Osiem minut później sędzia podyktował rzut wolny dla Arki na środku boiska. Do piłki podszedł Deja, zauważył, że Frankowski jest wysunięty poza swoje przedpole, po czym... przelobował 19-letniego bramkarza sosnowiczan z połowy boiska! Niesamowita bramka środkowego pomocnika żółto-niebieskich dała im prowadzenie, a sama w sobie z pewnością będzie żelaznym kandydatem do miana gola sezonu. W 83. minucie mogło być już 4:2. Marcus napędził kontrę Arki, świetnie podał do pędzącego w stronę bramki gospodarzy R. Wolsztyńskiego, napastnik nawinął jednego z obrońców i stanął oko w oko z Frankowskim, ale przegrał ten pojedynek. W drugiej minucie doliczonego czasu gry z kolejnym kontratakiem popędził Siemaszko, uderzył sprzed szesnastki, a bramkarz Zagłębia sparował piłkę na rzut rożny. Niedługo później arbiter zakończył spotkanie. Arka wróciła z zaświatów i odwróciła losy meczu, wychodząc od stanu 0:2 na 3:2, z popisem Daniela Kajzera po drodze do triumfu.
Arka zagrała na Stadionie Ludowym słabą pierwszą połowę i znacznie lepszą drugą część meczu, gdy dominowała nad Zagłębiem wyraźnie. Martwi kolejna kontuzja Luisa Valcarce, ale przebieg środowego starcia i comeback, jaki zaliczyli gdynianie, będzie stanowić potężny zastrzyk pozytywnej energii przed finałem Pucharu Polski. Nawet jeżeli podopieczni Dariusza Marca zostawili na boisku przy ul. Kresowej masę zdrowia i sił, to moc mentalna, jaką dzisiaj zyskali, powinna ich w Lublinie nieść jak na skrzydłach. Stosunek zysków i strat z pojedynku rozgrywanego na cztery dni przed meczem sezonu wypada więc pozytywnie dla Arkowców. Żółto-niebiescy nie przegrali w I lidze od pięciu spotkań, notując w nich 3 zwycięstwa i 2 remisy. Korzystnie oddziałuje to na tabelę, w której wobec dobrych dla gdynian wyników Arka przesunęła się na 5. miejsce (choć GKS Tychy gra swój mecz dopiero jutro), traci zaledwie punkt do ŁKS-u, Górnika Łęczna i Radomiaka (ten ostatni zespół ma jeszcze w zanadrzu zaległą potyczkę z Niecieczą) i ma siedem oczek zapasu nad Odrą Opole i Widzewem. Teraz trzymamy kciuki za szybką i efektywną regenerację Arkowców. Wszystkie siły na finał Pucharu Polski. Wierzymy, że za cztery dni o tej porze będziemy świętować gigantyczny sukces. Panowie, dziękujemy za dzisiaj i prosimy o jeszcze jedno zwycięstwo!
Zagłębie Sosnowiec - Arka Gdynia 2:3
Bramki: Misak 12', Maia 17' - Deja 30' i 78', Marcjanik 63'
Zagłębie: Frankowski - Turzyniecki (87' Popczyk), Duriska, Polczak, Gojny - Seedorf (82' Pisarek), Korzeniecki (82' Karbowy), Oliveira (46' Masłowski), Ambrosiewicz, Misak - Maia (68' Ryndak).
Arka: Kajzer - Kasperkiewicz, Marcjanik, Danch - Hiszpański, Sasin, Deja (83' Ł. Wolsztyński), Letniowski (60' R. Wolsztyński), Valcarce (36' da Silva) - Rosołek, Żebrowski (84' Siemaszko).
Żółte kartki: Gojny, Oliveira, Ambrosiewicz, Seedorf, Turzyniecki - Letniowski, Hiszpański, Ł. Wolsztyński, da Silva.
Sędzia: Mateusz Złotnicki (Lublin).
W 44. minucie Daniel Kajzer obronił rzut karny wykonywany przez Patrika Misaka.