Losy spadkowiczów z Ekstraklasy w tym sezonie I ligi są niezwykle kręte. W zasadzie każda z trzech drużyn, które w poprzednim sezonie rywalizowały w elicie, idzie przez ostatni rok swoją drogą, po drodze napotykając na rozmaite wzloty i upadki. Wypadki mające miejsce w Gdyni i Łodzi mogłyby posłużyć jako fabuła do zupełnie wciągającego serialu. Elementem łączącym rzeczywistości obu klubów są wygłaszane ciszej lub głośniej (w zależności od aktualnych uwarunkowań) aspiracje do awansu pomimo regularnych problemów na każdej płaszczyźnie. Całkowicie logiczne, że przy markach o tak solidnej jak na realia pierwszoligowe renomie takie ambicje nie milkną. Na inaugurację 25. kolejki przy al. Unii Lubelskiej dojdzie do starcia, które nada obu zespołom kierunek na decydującą fazę sezonu. W piątek o 17:40 Łódzki Klub Sportowy podejmuje Arkę.
Jeszcze w styczniu czy lutym wydawało się, że w biało-czerwono-białej części Łodzi sytuacja jest całkowicie pod kontrolą. ŁKS po rundzie jesiennej plasował się na 2. miejscu w tabeli i jawił się jako faworyt do zajęcia tej lokaty również na finiszu rozgrywek. Łódzka drużyna jako jedna z trzech ekip w gronie I ligi miała możliwość przygotowywania się do piłkarskiej wiosny za granicą (w tureckim Side), a dokonane przez nią transfery na papierze wyglądały wręcz znakomicie. Na al. Unii Lubelskiej wrócił – o czym dobrze wiemy – Adam Marciniak, a oprócz niego sprowadzono 30-letniego środkowego pomocnika Mikkela Rygaarda (Duńczyk pojawił się w Łodzi wprost z rodzimej ekstraklasy, w której rywalizował w barwach FC Nordjsaelland i nie był tam statystą), dobrze znanego na polskich boiskach Ricardinho (Brazylijczyk poprzednio zbijał kokosy w Khor Fakkan ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich) i 21-letniego lewoskrzydłowego Piotra Janczukowicza (jesienią 5 goli, 2 asysty i bardzo dobra gra w II lidze w barwach Olimpii Grudziądz). Tymczasem póki co ,,rycerze wiosny” zasługują na noszone przez siebie miano mocno średnio. Co prawda zajmują w tym momencie 3. miejsce w stawce ze stratą dwóch punktów do Górnika Łęczna, ale przecież jeszcze niedawno to oni uciekali ligowemu peletonowi, a zaledwie trzy zwycięstwa w ośmiu wiosennych kolejkach (włączając zaległy z jesieni pojedynek z GKS-em Tychy) z pewnością chluby im nie przynoszą. Po zremisowanych 2:2 derbach Łodzi z Widzewem sensacyjnie doszło przy al. Unii do kolejnego plot-twista – Wojciecha Stawowego na stanowisku trenera zastąpił… Ireneusz Mamrot. Szkoleniowiec z Trzebnicy po okresie pracy w Arce nie musiał nawet specjalnie weryfikować głoszonych przez siebie celów – jak grał o awans, tak robi to dalej, tyle, że już w innych barwach. Na ,,dzień dobry” Mamrot wyrwał z zeszytu Stawowego wszystkie kartki dotyczące taktyki i wyrzucił je do kosza na śmieci, zmieniając ustawienie łodzian z 4-3-3 na 4-5-1. W efekcie jego zawodnicy tracą kolejne spotkania w bardzo ważnej fazie sezonu na naukę nowego systemu – zresztą kibice w Gdyni z pewnością pamiętają, jaką uwagę były trener Chrobrego i Jagiellonii przykłada do boiskowej strategii. Przybycie 50-latka na al. Unii Lubelskiej miało jednak zasadniczy cel w postaci poprawy gry ,,rodowitych” w defensywie. I rzeczywiście, w pięciu potyczkach stoczonych pod batutą Mamrota ŁKS stracił tylko trzy gole (choć w meczu poprzedniej kolejki z Resovią rywal wchodził w obronę łodzian jak w masło). Co tracili dotychczas w tyłach, gospodarze piątkowej rywalizacji odbijają sobie w ataku. Legitymują się zdecydowanie najlepszą ofensywą w I lidze, strzelili do tej chwili aż 44 gole (podczas gdy drugie pod tym względem Nieciecza i Górnik Łęczna mają na swoim koncie 36 bramek). Zmorą ,,rycerzy wiosny” są natomiast błędy indywidualne. Ich formacja defensywy w teorii prezentuje się niezwykle korzystnie (Tomasz Nawotka, Maciej Dąbrowski, Jan Sobociński, Adam Marciniak, w bramce obchodzący w czerwcu 41. urodziny Arkadiusz Malarz), ale zaskakująco często doświadczeni ligowcy zaliczają nerwowe pomyłki. Na rywalizację z Arką łodzianom wypadnie dodatkowo pauzujący za kartki Marciniak, co stanowi dla Mamrota poważne zmartwienie. Jego miejsce zajmie albo Maciej Wolski, albo (co bardziej prawdopodobne) wycofany z pomocy Adrian Klimczak. Drugą linię ŁKS-u zabezpiecza wszędobylski rzeźnik Jakub Tosik, a przed nim operuje kwartet Pirulo (10 goli i 5 asyst w tym sezonie) – Mikkel Rygaard – Michał Trąbka (mózg zespołu, odpowiadający za większość kluczowych podań) – Klimczak (choć w piątek najpewniej w tym miejscu zobaczymy Piotra Janczukowicza). Trzeba też pamiętać, że Hiszpan lubi podchodzić do ataku jako dodatkowy cofnięty napastnik znajdujący się za plecami ,,dziewiątki” łodzian (w ostatnich kolejkach był nią Janczukowicz, ale tym razem obstawiamy powrót do wyjściowej jedenastki Łukasza Sekulskiego lub Ricardinho). Gdyby Mamrot mógł skorzystać w najbliższym meczu z Marciniaka, bylibyśmy świadkami ciekawych pojedynków Arkadiusza Kasperkiewicza i prawego pomocnika żółto-niebieskich (prawdopodobnie Fabiana Hiszpańskiego) z ,,gdyńską” lewą flanką gospodarzy, bo tę stronę boiska w ŁKS-ie tworzyliby były kapitan Arki i Adrian Klimczak. Już teraz wiemy jednak, że do takiej sytuacji nie dojdzie. Grono byłych Arkowców przy al. Unii uzupełnia jeszcze Maciej Dampc, ale 25-letni stoper nie pojawił się jeszcze wiosną na boisku. W szeregach ,,rodowitych” na pewno nie zobaczymy w piątek kontuzjowanych Kamila Dankowskiego i Samu Corrala, który ma sezon z głowy. Do dyspozycji trenera będzie już za to wracający po urazie pięty Antonio Dominguez, a Ricardinho, który również odbudowuje dyspozycję po problemach zdrowotnych, jest już gotowy otrzymać więcej minut niż pół godziny, jakie spędzał na placu gry w minionych kolejkach. Podsumowując – ŁKS posiada dużą siłę rażenia, ale w rundzie wiosennej jest ona uśpiona. Zespół prezentuje na boisku marazm, schematyczność, brak przyspieszenia. Z pewnością tę drużynę da się ukłuć.
Oczywiście pod warunkiem, że falująca forma Arki tym razem wzniesie się na odpowiednio wysoki poziom. Mecz z Odrą w wykonaniu żółto-niebieskich był słaby, ale logicznie wytłumaczalny – gdynianie mieli w nogach 120 minut rozegrane przeciwko Piastowi zaledwie kilkadziesiąt godzin wcześniej. Teraz jednak ta sama logika nakazuje podejść do starcia z ŁKS-em optymistycznie. Podopieczni Dariusza Marca muszą wyraźnie poprawić skuteczność pod bramką przeciwnika, ale jeśli im się to uda, to mają duże szanse na komplet punktów, bo o kreowanie sytuacji nie powinniśmy się martwić. O wadze tego spotkania nie trzeba nikogo przekonywać – Arkowcy w tym momencie tracą do swojego najbliższego rywala siedem punktów, mając jeszcze w zanadrzu zaległą potyczkę z Niecieczą. Przy korzystnych rozstrzygnięciach może się okazać, że łodzianie są w zasięgu żółto-niebieskich, więc jak najbardziej jest, o co grać. Mamy nadzieję, że stawka tego pojedynku nie przytłoczy gdynian, choć oczywiście oni też zmagają się ze swoimi kłopotami – Dariusz Marzec będzie miał spory problem ze skonstruowaniem środka pola, bo piłkarze występujący w tym rejonie boiska łapią kontuzje jak szaleni. Kolejną trudność stanowić będzie grząskie boisko przy al. Unii Lubelskiej – w Łodzi od kilku dni panują fatalne warunki atmosferyczne, co z pewnością będzie miało swoje konsekwencje w stanie murawy. Oby Arkowcy zachowali ostrożność i nie złapali kolejnych urazów – zwłaszcza mając z tyłu głowy zbliżający się wielkimi krokami finał Pucharu Polski. W Łodzi trzeba zagrać z zębem i ambicją, ale przede wszystkim warto operować piłką i to na grze futbolówką należy się skupić w pierwszej kolejności. Żółto-niebiescy mają korzystny bilans meczów z ŁKS-em – wygrali 16 spotkań między obiema drużynami przy 10 remisach i 10 triumfach łodzian. Kolejna wiktoria jest w piątek realna.
Zarówno w ŁKS-ie, jak i w Arce, bieżące rozgrywki przypominają jazdę rollercoasterem, czyli kolejką górską. Dzieje się bardzo wiele, od rewolucji transferowych, poprzez zmiany trenerów, po wyraźne wahania formy w meczach ligowych. Adam Marciniak i Ireneusz Mamrot nadali kursowi kolejki wręcz zawrotne tempo – zaczynali grę o awans w Gdyni, kontynuują ją w Łodzi. I żaden z nich nie zamierza wciskać hamulca. ,,Rycerze wiosny” po przerwie zimowej zanotowali 3 zwycięstwa, 2 remisy i 3 porażki. Żółto-niebiescy w lidze legitymują się bilansem 2 zwycięstw, 1 remisu i 3 porażek, choć w tym czasie zwycięsko wyszli też z trzech rund Pucharu Polski. Rollercoaster pędzi z prędkością Shinkansena, a obie drużyny, choć chciałyby ustabilizować dyspozycję na górze toru, poruszają się schematem sinusoidy. Oby Arkowcy w piątek znaleźli sposób na wyprostowanie swojego kursu, obrali kierunek na awans i zepchnęli Łódzki Klub Sportowy w dół całej zabawy. Trzy punkty wywiezione z al. Unii byłyby ogromnym zastrzykiem optymizmu i energii przed najważniejszą, finałową fazą sezonu. Gdynian stać na taką zdobycz. Zaczynamy końcowe odliczanie. Sialalalalalala, Arka Gdynia, sialalalalalala, MZKS!