W siedmiotomowej powieści ,,W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta główny bohater wskutek bodźca fizycznego w postaci smaku ciastka zamoczonego w herbacie przywołuje do siebie wspomnienia z 40 lat życia, zastanawiając się nad tym, w jakim miejscu był na początku swojej drogi, a w jakim znajduje się w chwili porządkowania własnej historii. Dla żółto-niebieskich niedaleko za połową trwającego sezonu taką reminiscencją może być wysokie zwycięstwo 4:0 z ekipą Jarosława Skrobacza odniesione w pierwszej fazie rozgrywek. W tamtym momencie wydawało się, że gdynianie wciągną ligę nosem, dziś nic nie przychodzi im łatwo. Nie zmienia się za to jedno – by podnieść z murawy trzy punkty, trzeba włożyć w swoją postawę więcej niż 100% zaangażowania. W sobotę o 12:40 Arka zmierzy się na wyjeździe z Miedzią Legnica.
I będzie to spotkanie szalenie istotne, zwłaszcza biorąc pod uwagę układ tabeli. Po 20. kolejce gospodarze sobotniej rywalizacji plasują się w zestawieniu I-ligowców na 7. miejscu i tracą zaledwie jedno oczko do wyprzedzającej ich o jedną lokatę Arki. Stawką pojedynku na Stadionie Orła Białego będzie więc dla nich powrót do strefy barażowej i urządzenie sobie w niej wygodnego kącika. W Legnicy w przerwie zimowej nie doszło do potężnych przemeblowań. Ze składu ubyli co prawda Krzysztof Danielewicz, Bartosz Bartkowiak, Jakub Łukowski, Bożo Musa czy David Panka, ale nie byli to piłkarze, bez których Jarosław Skrobacz miałby się załamać, zamknąć w sobie i powiedzieć, że nie wyobraża sobie, co teraz będzie. Względem rundy jesiennej doszło za to do roszady między słupkami Miedzi. Trwającą kampanię w bramce legniczan rozpoczynał Mateusz Hewelt, w trakcie ligowego grania stracił miejsce w wyjściowym składzie na rzecz Jędrzeja Grobelnego, a teraz – wskutek kontuzji tego ostatniego – podstawowym wyborem Skrobacza jest sprowadzony z GKS-u Bełchatów Paweł Lenarcik. Ten ostatni przyjechał zresztą na Dolny Śląsk jednym pociągiem ze ściągniętym z powrotem z wypożyczenia 22-letnim ofensywnym graczem Patrykiem Makuchem, który z miejsca wskoczył do pierwszego zestawienia gospodarzy sobotniej rywalizacji. Ciekawy transfer stanowi też wyciągnięty z Górnika Polkowice lewy obrońca Piotr Azikiewicz, ale 26-latek póki co przegrywa rywalizację z Hiszpanem Danim Pinillosem. Zimą zielono-niebiesko-czerwoni wykuwali formę na dwóch zgrupowaniach – w Szamotułach i Krakowie. Tak jak często zmieniali w tym okresie miejsce treningów, tak zmienna jest też ich dyspozycja u progu ligowej wiosny. Legniczanie przegrali w Nowym Sączu z Sandecją 0:2, wygrali na własnym boisku z GKS-em Bełchatów 3:0 i zremisowali na terenie Resovii 0:0. Trzeba jednak z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że ich siła ognia jest spora – Miedź dysponuje czwartą ofensywą w lidze. I w zasadzie to nie powinno nikogo dziwić, skoro Skrobacz może skorzystać z tak rewelacyjnego duetu, jak napastnik Kamil Zapolnik (11 goli i 5 asyst) i lewoskrzydłowy Joan Roman (7 bramek i 4 ostatnie podania). Dobrą otwierającą piłkę potrafią zagrać również Paweł Tupaj czy Damian Tront, a zimą wachlarz możliwości z przodu dodatkowo poszerzył jeszcze Makuch. Szkoleniowiec drużyny z Dolnego Śląska preferuje na placu gry ustawienie 4-2-3-1 z parą defensywnych pomocników w osobach Adriana Purzyckiego i Szymona Matuszka (ten drugi wróci na mecz z Arką po odcierpieniu pauzy za żółte kartki w poprzedniej kolejce), z Joanem Romanem często schodzącym z lewego skrzydła do środka boiska oraz ze stabilną, praktycznie niezmienianą formacją defensywy z Pawłem Zielińskim, Wiktorem Pleśnierowiczem, Marcinem Biernatem oraz Danim Pinillosem. Interesująco przed sobotnimi zawodami zapowiada się zwłaszcza starcie hiszpańskich lewych obrońców, Pinillosa i Luisa Valcarce. Arkowcy powinni nastawić się na niezwykle ciężką przeprawę – co prawda Miedź w obu wiosennych potyczkach wyjazdowych nie prezentowała się na murawie najlepiej, ale też należy pamiętać, że zarówno w Nowym Sączu, jak i w Rzeszowie, grający techniczną piłkę zielono-niebiesko-czerwoni musieli zmagać się z fatalnymi nawierzchniami, podczas gdy boisko przy ul. Hetmańskiej w Legnicy jest w bardzo dobrym stanie, porównywalnym z podłożami ekstraklasowymi.
W tym miejscu, przy przechodzeniu do omówienia sytuacji w żółto-niebieskim obozie, zazwyczaj staramy się odnosić do poprzednich meczów gdynian… ale tym razem niespecjalnie jest, do czego się odnosić. Grę Arki w starciu z Górnikiem Łęczna podsumowało niewytłumaczalne logicznie pudło Mateusza Żebrowskiego. Tego samego Żebrowskiego, który we wrześniu był bohaterem spotkania z Miedzią po strzeleniu dwóch goli. Po pauzie za kartki do składu ekipy Dariusza Marca wróci w sobotę Adam Deja, ale z powodu nadmiaru napomnień indywidualnych tym razem nie zobaczymy na murawie Adama Dancha. Arkadiusz Kasperkiewicz, który przed tygodniem obejrzał czerwony kartonik, jest do dyspozycji trenera, bowiem kary za przewinienia przeciwko łęcznianom były dla niego piątą i szóstą w sezonie. Być może do obiegu wróci Juliusz Letniowski, w minionej kolejce zasiadający już na ławce rezerwowych. Wiadomo za to, że Arkowcy nie będą mieli prawa narzekać na zły stan murawy, bowiem ta będzie przygotowana na wysokim poziomie. By jednak uświadomić sobie, jak trudne zadanie czeka w najbliższy weekend żółto-niebieskich, trzeba przypomnieć, że gdynianie wygrali dotychczas w Legnicy tylko raz – miało to miejsce równo 100 lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. 11 listopada 2018 r. Arka zwyciężyła na Stadionie Orła Białego wysoko – 4:0 po golach Michała Janoty, Nabila Aankoura, Macieja Jankowskiego i Damiana Zbozienia. Teraz na pewno takich samych rozmiarów ewentualnego triumfu nie można oczekiwać, jednak na pewno powinniśmy wymagać wyrównanej walki o trzy punkty – i tak też czynimy.
W meczu 4. kolejki I ligi Arka błyskawicznie, bo już w 3. minucie za sprawą Macieja Jankowskiego, ustawiła sobie pojedynek na własnych warunkach. Od tamtego czasu minęły 183 dni. Mamy nadzieję, że ten okres w ostatecznym rozrachunku nie będzie brany na tapetę przez Dariusza Marca jako czas stracony, który należy przeanalizować i wyciągnąć wnioski. Przeciwnie – liczymy, że tak jak jesienią starcie z legniczanami okazało się przejściem żółto-niebieskiego huraganu, tak w sobotę doświadczymy podobnego zjawiska, które pomogłoby skierować drużynę na odpowiednie tory przed decydującą fazą walki o baraże. Dość czasu straciliśmy już do tej pory, najwyższy czas zacząć regularnie sięgać po komplet punktów. Jest w Trójmieście taki jeden klub, my kibicujemy właśnie mu!