Arka Gdynia - Śląsk Wrocław 0:1 (Łuczak 1')


Bez zaangażowania, bez walki. Arkowcy popadli w marazm i do meczu ze Śląskiem podeszli w formie z poprzednich spotkań. Podopiecznym Leszka Ojrzyńskiego ciężko było stworzyć składne akcje.

Arka zaczęła mecz najgorzej jak to możliwe. Już w pierwszej minucie Arkadiusz Piech prostopadłym podaniem wypuścił Daniela Łuczaka, a młody pomocnik minął Pavelsa Steinborsa i skierował piłkę do pustej bramki. W 6. minucie przed szansą na ostatniego gola w żółto-niebieskich barwach stanął Krzysztof Sobieraj, ale po dośrodkowaniu z rzutu różnego nieczysto trafił w piłkę stojąc dwa metry przed bramką. W 14. minucie składną akcję Śląska starał się skończyć Marcin Robak stojąc na 5. metrze, ale nie trafił czysto w piłkę i ostatecznie odbił ją ręką. Kilka minut później Mateusz Szwoch zdecydował się na strzał z dystansu, piłka zrobiła kozioł przed Jakubem Wrąblem, ale ostatcznie o milimetry minęła lewy słupek. W 30. minucie nadeszła wiekopomna chwila. Arbiter przerwał spotkanie, zawodnicy Arki zrobili szpaler, a "Sobi" oddał opaskę Marcusowi Da Silvie i przy okrzykach wsparcia z trybun, ostatni raz pożegnał się z boiskiem jako zawodnik żółto-niebieskich. Do końca pierwszej połowy spotkania Arka dwukrotnie uderzała celnie na bramkę Śląska, ale prosto w ręce Wrąbla i wynik pozostał bez zmiany.

W 51. minucie przed kolejną szansą stanął Robak, ale znowu nie trafił w piłkę stojąc przed bramką Steinborsa. Dwie minuty później z kontrą wyszli żółto-niebiescy, a dośrodkowanie wylądowało na ręce jednego z defensorów. Arbiter przewinienia się nie dopatrzył, co spotkało się z falą gwizdów z trybun. W 74. minucie blisko zdobycia bramki był Szwoch. Maciej Jankowski strącił piłkę do Rafała Siemaszko, filigranowy napastnik zagrał ją do "Bani", który uderzył technicznie, ale minimalnie nad poprzeczką. Pięć minut później Szwoch faulował Jakuba Koseckiego na 17. metrze. Strzał z rzutu wolnego minął mur, ale także bramkę Arkowców. Akcja przeniosła się na drugą stronę boiska, gdzie Grzegorz Piesio strąceniem piłki głową wypuścił Siemaszkę. Napastnik Arki otoczony trzema obrońcami oddał strzał, część trybun wyskoczyła w górę, ale futbolówka wylądowała na bocznej siatce. Minutę przed końcem regulaminowego czasu gry Tadeusz Socha skierował piłkę do bramki Śląska, ale sędzia boczny stwierdził, że prawy obrońca Arki znajdował się na pozycji spalonej.

Mimo, że dzisiejszy mecz był w cieniu wydarzeń związanych z końcem gry w żółto-niebieskich barwach Sobieraja, Marcjanika i Szwocha, to jednak szkoda straconych punktów. Arka przegrała mecz z każdą drużyną, która była niżej w tabeli po 30. kolejkach, a wygrała z jedyną, która znajdowała się nad nimi - ironia losu? Kibice i piłkarze długo po meczu zostali na obiekcie i dziękowali naszym zawodnikom. Sezon zakończony porażką, ale należy go uznać za udany.

Cóż pozostaje powiedzieć... Trenerze, Krzysiu, Mateusz, Michał, Drużyno - DZIĘKUJEMY!