Śląsk Wrocław - Arka Gdynia 0:2 (Siemaszko 57', Marcjanik 60)
Śląsk: Mariusz Pawełek - Kamil Dankowski, Piotr Celeban, Lasza Dwali, Mariusz Pawelec - Mario Engels, Ostoja Stjepanović, Adam Kokoszka, Ryota Morioka, Alvarinho (67' Bence Mervo) - Kamil Biliński
Arka: Konrad Jałocha - Tadeusz Socha, Michał Marcjanik, Krzysztof Sobieraj, Adam Marciniak - Marcus da Silva, Antoni Łukasiewicz, Yannick Sambea, Dominik Hofbauer (79' Mateusz Szwoch), Paweł Wojowski (85' Adrian Błąd) - Rafał Siemaszko (90' Przemysław Stolc)
Prorocze okazało się zdjęcie główne zapowiadające dzisiejszy pojedynek we Wrocławiu. Umieściliśmy na nim Rafała Siemaszkę i Michała Marcjanika, którzy okazali się bohaterami dzisiejszego meczu. Obaj pokazali, że są bardzo ważnymi ogniwami drużyny i ich brak miał widoczny wpływ na grę Arki. Dziś obaj doskonale spisali się w polu karnym Śląska, wykorzystując błędy gospodarzy. Arka zagrała jak na początku sezonu, gdy tłamsiła rywali wysokim pressingiem i ogromną intensywnością gry. Momentami zblazowani gracze wrocławian wyglądali przy naszych piłkarzach jak kuracjusze domu wczasowego.
Pierwsza połowa nie zapowiadała wyraźnego zwycięstwa Arki. Oba zespoły miały swoje okazje, ale bliżej szczęścia była Arka, gdy po sytuacyjnym strzale głową najlepszego na boisku Siemaszki piłka zatrzymała się na poprzeczce. Z każdą minutą żółto-niebiescy przekonywali się, że pusty stadion we Wrocławiu nie jest dziełem przypadku, a wykładnią tego, jak interesująca i skuteczna jest gra Śląska. Zespół naszpikowany przepłaconymi "kelnerami i aptekarzami" z całej Europy tracił inicjatywę, miotał się w akcjach ofensywnych i popełniał sporo błędów w defensywie.
Kluczową rolę odegrały stałe fragmenty gry. W 57. minucie aktywny Hofbauer doskonale dośrodkował z rzutu wolnego, piłkę przedłużył Marcus Silva, a nadbiegający Rafał Siemaszko uprzedził Mariusza Pawełka i z bliska wepchnął ją do siatki. Wychowanek Orkana Rumia pokazał w tej akcji swój największy atut, czyli instynkt, który podpowiada mu, gdzie piłka może spaść po kolejnym zagraniu. Warto podkreślić jakość bitych przez Hofbauera dośrodkowań, zwłaszcza mając w pamięci nieefektywne "zawiesinki", które przez pół rundy serwował nam Mateusz Szwoch. Po chwili żółto-niebiescy wyprowadzili drugi cios, nokautujący. Piłkę w pole karne znów dograł, tym razem z narożnika boiska, Hofbauer, a Pawełek w swoim stylu piąstkował na przedpole bramki, prosto pod nogi Michała Marcjanika. Wychowanek Arki niczym rasowy napastnik popatrzył gdzie jest bramka i precyzyjnym lobem strzelił gola w drugim z rzędu meczu wyjazdowym. Cały zespół z radości podbiegł pod sektor fanatyków Arki, którzy w dużej liczbie wspierali dziś drużynę w ostatnim meczu roku 2016. Śląsk nie miał pomysłu, ale przede wszystkim werwy i ambicji, by odpowiedzieć i wrócić do meczu. Przeraźliwie wolne tempo rozgrywania akcji przez gospodarzy odbijało się od gdyńskiego muru, a każda kolejna akcja była kopią poprzedniej. Żółto-niebiescy byli dziś o klasę lepszym zespołem, bardziej zmotywowanym, walecznym i po prostu lepszym piłkarsko.
Ciesząc się z tak udanego zakończenia tego fantastycznego roku, możemy jedynie żałować, że tak dużo czasu zajęło trenerom Arki zrezygnowanie z piłkarzy bezproduktywnych na rzecz tych, którzy gwarantują w każdym meczu gole, walkę i zaangażowanie. Mamy nadzieję,że wiosną cała drużyna dostosuje się do ich poziomu i przyniesie nam kolejny raz swoją grą wiele radości. Arka kończy rok na 8. miejscu, ale to dopiero połowa drogi do celu.