"Kamyczek do ogródka"
Wigry Suwałki. Klub, który drugi sezon z rzędu występuje w I lidze. Klub, który przez większość swojej historii grał w niższych ligach polskich, bez znaczących sukcesów, bez osiągnięć, które zwracałyby uwagę szerszej publiczności, poza mieszkańcami Suwalszczyzny. Jednocześnie klub, z którym w trzech meczach z rzędu Arka nie potrafi wygrać. Co więcej, klub, któremu Arka w tychże trzech meczach nie potrafi strzelić nawet jednej bramki. Ciekawe, prawda?
Ciekawe, tym bardziej, że często przed rozpoczęciem sezonu można było usłyszeć o tym, jak to Arka Gdynia jest wreszcie gotowa na, nie tylko efektowną, ale przede wszystkim efektywną i skuteczną walkę o awans do piłkarskiej elity. Arka Gdynia, która w opinii wielu ekspertów powinna znajdować się wśród najlepszych szesnastu drużyn w Polsce. Tylko, że to wszystko i wyłącznie eksperckie opinie, nic więcej.
Kolejny sezon, w którym za mocni na „wielką Arkę” stają się „potentaci” z Rybnika, Świnoujścia, Bytowa, Brzeska, czy wspomnianych wcześniej Suwałk. Nie chcąc obrażać żadnego z tych miast, ale jeszcze kilka lat temu ciężko byłoby sobie wyobrazić, że Żółto–niebiescy mogli by polec w konfrontacji z tymi drużynami.
Ale marka, jaką jest Arka, jak często słyszymy przy okazji zapowiedzi przed rozpoczęciem każdego kolejnego sezonu, to mit. Arka, jeszcze w ekstraklasie przestała być marką, a po spadku zostało to dobitnie udowodnione. Zresztą, każdy kolejny sezon spędzony na zapleczu ekstraklasy utwierdza w tym każdego kibica gdyńskiej drużyny. Początek obecnego sezonu rozbudził wielkie nadzieje wśród gdyńskich kibiców na wymarzony awans, ale dwie ostatnie porażki z Zagłębiem Sosnowiec i właśnie Wigrami Suwałki, szybko ostudziły oczekiwania.
W pierwszych trzech meczach obecnego sezonu Arka straciła tylko jedną bramkę, co było wynikiem bardzo dobrej gry gdynian w defensywie. Tak było tylko do poprzedniej kolejki, w której tylko w ciągu 90. minut Konrad Jałocha wyjmował piłkę z siatki aż 4 razy. Dzisiaj ponownie bramkarz Arki wchodził do bramki dwukrotnie w tym samym celu. Zastanawiające jest to, że w pięciu ostatnich meczach trener Grzegorz Niciński ustawiał obronę na cztery różne sposoby. Każdy, kto choć w małym stopniu interesuje się piłką nożną wie, że to właśnie w formacji obronnej potrzeba największej stabilizacji i ogrania aby drużyna mogła osiągać dobre wyniki.
vs Wisła Płock: Socha - Marcjanik - Sobieraj - Warcholak
vs Chojniczanka Chojnice: Stolc - Marcjanik - Alan - Wojowski
vs GKS Katowice: Socha - Alan - Sobieraj - Warcholak
vs Zagłębie Sosnowiec: Socha - Alan - Sobieraj - Warcholak
vs Wigry Suwałki: Stolc - Marcjanik - Sobieraj - Warcholak
W sytuacji kiedy zmiany personalne w meczu z Chojniczanką, gdzie wystąpił mocno rezerwowy skład, są w miarę zrozumiałe, tak roszady wykonane przez trenera w ostatnich dwóch meczach ligowych są co najmniej zaskakujące. Oczywiście, strata czterech bramek w jednym spotkaniu ewidentnie ciąży na zawodnikach bloku defensywnego, to nie podlega najmniejszym wątpliwościom. Jednak zastąpienie solidnych Sochy i Alana w meczu z Wigrami mocno dziwi. Tym bardziej, że można się pokusić o wskazanie zawodników, którzy w większym stopniu przyczynili się do porażki z Zagłębiem, jak chociażby kapitan Krzysztof Sobieraj, który również w dzisiejszym meczu popełnił błąd skutkujący bramką dla przeciwników.
Grzegorz Niciński, to istotna postać w historii Arki. Chyba każdy kibic Żółto–niebieskich pamięta jego bramkę na wagę zwycięstwa w ostatnich jak do tej pory wygranych derbach, czy też bramkę dającą utrzymanie w meczu z Odrą Wodzisław. Bez wątpienia dał nam, kibicom, wiele powodów do radości jako zawodnik gdyńskiego klubu. Wiele osób cieszyło się z faktu, że „Nitek” będzie mógł poprowadzić klub, w którym rozegrał wiele świetnych spotkań. Jednak jego dotychczasowa praca trenerska pozostawia wiele wątpliwości.
Dzisiaj takimi na pewno są ciągłe zmiany ustawienia obrony, które, wydaje się, nie są podejmowane w sposób przemyślany i przekonujący. Próby wyciągania konsekwencji z poniesionych porażek są na pewno rzeczą, którą warto chwalić, jednak czasami zbyt pochopne podejmowanie decyzji może przynieść odwrotny do zamierzonego skutek, o czym zresztą mogliśmy się przekonać w dzisiejszym spotkaniu.
Zostawiając już formację defensywną, na pewno trzeba pochwalić Arkę za bardzo dobrą pierwszą połowę, w której gdynianie byli zdecydowanie lepszym zespołem, stwarzając sobie dogodne sytuacje do strzelenia bramki. Niestety, niewykorzystane. Nie po raz pierwszy. Dzisiaj, podobnie jak z Zawiszą Bydgoszcz Arka powinna rozstrzygnąć losy spotkania już w pierwszych 45. minutach. Jak wyszło, każdy wie.
Z perspektywy trybun na pewno widać duże zaangażowanie piłkarzy, o czym świadczy chociażby gra Michała Nalepy, który mimo wszystko powinien zwracać uwagę na to, że został wcześniej ukarany żółtą kartką i swoimi interwencjami ryzykuje osłabieniem drużyny. Jednak to jest ten element piłkarskiego rzemiosła, które kibice cenią u zawodników najbardziej – zaangażowanie. Tego, oraz chęci i świadomości zaistniałej sytuacji piłkarzom, odmówić na pewno nie można. Ten kamyczek do ogródka, nie zmienia jednak faktu, że wszystkim nam, zależy na jak najlepszych wynikach naszej Niepokonanej. Nie ma czasu na rozpamiętywanie porażki, należy z niej tylko pobrać właściwą naukę, i w sobotę wrócić na właściwe, zwycięskie tory. WSZYSCY NA MECZ. HEJ ARKA GOL!
Turzyn