Byłoby bardzo fajnie... Pisałbym się na 100%... Wchodzę w to... Miej mnie na uwadze... Tak, tylko jak tego dokonać? Bo przecież terminarzu sami sobie nie ułożymy. Nie? No jak to?
Cała historia zaczęła się w 2010 roku, kiedy wymyśliłem sobie, że byłoby cudownie połączyć dwie pasje - mecze i żeglarstwo. Flota gra w tej samej lidze co Arka! Trzeba to wykorzystać! Problem jest tylko jeden. Musimy grać na wyjeździe w jakimś ciepłym miesiącu. Wtedy jeszcze jako student uznałem, że musi to być sierpień, bo we wrześniu wspaniałe uczelnie dają możliwość na ponowne podejścia do egzaminów ;) tak więc naiwnie wierząc w uprzejmość PZPN-u, ze znanym i lubianym panem Zdzisławem Kręciną na czele, wysłałem maila z drobną propozycją na ustawienie terminarza. Pewnie zdziwię tutaj każdego, ale... nie dostałem odpowiedzi.
Sytuacja powtórzyła się zatem rok później. Przecież nie będę rezygnował z takich planów. No i była lekka poprawa. Ze związku odpisali. Że przesyłają do innego działu. Koniec.
Rok 2013 to nie lada sukces, ponieważ udało się różnymi drogami dotrzeć do Warszawy. Zrobili nawet mecz w sierpniu. W Gdyni... Jak się później okazało, PZPN dzwonił do naszego klubu z pytaniem czy to aby nie żart, jednak nie dane mi było wtedy o tym wiedzieć. Gdy zaraz przed rundą się o tym dowiedziałem, jasnym było, że za rok się uda!
Do roboty zabrałem się w czerwcu. Przekonałem klub, żeby wysłać pismo do PZPN-u z prośbą o ustalenie tego meczu na wyjeździe latem. Tym razem w grę wchodził też wrzesień, w końcu studia już za mną. Wysłali. Osobno poprosiłem ludzi ze znajomościami w Związku i... udało się! Ale moja radość trwała krótko, Flota nie przystępuje do rozgrywek... Tyle czekania, załatwiania, dlaczego teraz?! A jednak, uff, kamień spadł z serca, udało się, ponowna radość, Flota gra, Arka jedzie tam 13 września 2014 roku. Pojadą tam też jej kibice. Popłyną tam też jej kibice. W końcu jesteśmy Ludźmi Morza!
Załoga została skompletowana w chwilę, czego się właściwie spodziewałem. Choć mogłoby się wydawać, że nie jest to takie łatwe, w końcu rejs trwać miał 7 dni. Jako, że w większości czytają to (nie urażając nikogo) „szczury lądowe” wyjaśniam: do pokonania jest 230 mil, licząc, że zawsze będzie z wiatrem, co w praktyce nie zdarza się za często. A my nie mieliśmy w planie nadwyrężać silnika, żeglarstwo opiera się na wietrze, w końcu nie jesteśmy z Warszawy ;) Tak więc sprawdzaliśmy prognozy na kilka dni przed wypłynięciem, a niektórzy i kilkanaście i modliliśmy się o korzystne wiatry. Trochę przydługi ten wstęp. Przejdźmy do sedna.
Z opowieści dziennika pokładowego:
09/09/2014, wtorek.
1700 Zaokrętowano załogę w składzie: 10 kiboli gdyńskiej Arki. Postawiono żółto-niebieskie bandery. Zastanawiamy się, kto pierwszy zrzyga się za burtę, jednocześnie będąc mianowanym na zaszczytną funkcję Prezesa Zarządu. Drugi w kolejności to vice, trzeci to zwyczajny członek zarządu. Reszta nie podlega klasyfikacji, choć sądzimy, że rzygać będzie więcej niż trzech ;) W załodze mamy 4 jachtowych sterników morskich, więc na doświadczenie załogi nie ma co narzekać. Przynajmniej oficerowie wachtowi znają się na rzeczy.
1800 Wypływamy z mariny jachtowej w Gdyni. Chusteczkami żegnają nas piękne kobiety, a mężczyźni patrząc z podziwem robią zdjęcia oraz życzą nam minimum stopy wody pod kilem. Wieje westowe 4B. To znak, że za półwyspem czeka nas halsówka. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego. Byle wiało, mniejsza o to z której strony :)
2200 Spożywamy dziki i staramy się śpiewać szanty.
10/09/2014, środa.
0100 Jednogłośnie wybrano Prezesa Zarządu. Według jego opinii, powodem kłopotów żołądkowych nie była choroba morska, tylko pizza mrożona Giuseppe, którą nieopatrznie zjadł przed wypłynięciem. Naturalnie mu wierzymy, natychmiast ogłaszamy bojkot pizzy mrożonej Giuseppe i zakazujemy spożywać jej na jachcie (i tak jej nie mieliśmy, kto na jacht zabiera pizzę mrożoną?).
0500 Do Zarządu dołączyły kolejne 2 osoby, zatem uznaje się go za skompletowany. Prezes śpi w kokpicie, nie zimno mu? Nasze współrzędne to 55 02’ N 17 47’ E.
0700 Słabo wieje. Gasimy światła pozycyjne.
0900 Wieje lepiej.
1630 Zjedzono strogonoffa z kluseczkami, wyborny. Prezes podtrzymuje formę i daje znaki, że nie pozwoli się zdetronizować oraz że jego wybór nie był przypadkowy. Zakładamy większą genuę. 54 56’ N 16 19’ E.
2300 Widzimy Bornholm, czeka nas impreza.
11/09/2014, czwartek.
0300 Jesteśmy w Nexo, idziemy zwiedzać miasto z naszą nierozłączną butlą rumu. Kąpiemy się w morzu.
1100 Wracamy na jacht. Głodna załoga ustaliła robienie jajecznicy. Wachta kambuzowa podjęła się tego zadania, lecz w wyniku dużego przechyłu portowego około 15 jajek dosłownie wypadło z patelni, zalewając przy tym podłogę. Winnych nie ustalono, jednak wachta kambuzowa szybko i sprawnie sprzątnęła kambuz, za co otrzymali szacunek i gratulacje kapitańskie. Idziemy spać.
1800 Połowa załogi, która nie uczestniczyła w nocnym/dziennym zwiedzaniu Nexo staje na wachcie i odcumowuje nas od brzegu, żegnając tym samym Bornholm. Druga część załogi odczuwa trudy ciężkiego pobytu na Bornholmie, ratując się dalej snem. Tomek nawet nie zjadł obiadu, który ponownie był bardzo dobry. Napoli z makaronem. Płyniemy do Świnoujścia. Powinniśmy być tam wcześnie rano. Tym razem chcemy najpierw się wyspać, a potem „zwiedzać” miasto. Okazało się, że w Nexo wyczerpano zapasy rumu, co bardzo nas zaskoczyło. Nie wiemy czy jesteśmy z siebie dumni.
12/09/2014, piątek.
0830 Dopływamy do Świnoujścia. Zgodnie z planami, najpierw kładziemy się jeszcze na chwilę spać, żeby z wieczora być bardziej wypoczętym. Obiad planujemy na 1430.
1600 Przyjeżdżają do nas nasi przyjaciele z Gdyni, razem z nimi zaczynamy się dobrze bawić w porcie oraz w okolicach stadionu, na którym jutro grać będzie nasz MZKS. Reszta wydarzeń tego dnia pozostaje TOP SECRET.
13/09/2014, sobota.
1000 Wstajemy. W marinie jest już mocno jesienno, nie widać wielu jachtów, a większość z tych, które tu stacjonują to jednostki duże, którym niestraszne są silniejsze wiatry. Takie przewiduje się jednak niestety na nasz powrót – N i NE 6B może nam się bardzo dać we znaki. Wczoraj na jachcie było mniej szant, a dominowały pieśni kibicowskie, było godnie.
1400 Poszliśmy na mecz, Arka oczywiście przegrała. Flota zrobiła fajną oprawę, przez 8 minut trzymali transparent do góry kołami. Pomogliśmy im śpiewając, że trzymają odwrotnie. Sektor mocno śpiewa szantę przerobioną na pieśń Arki. To oczywiście nasza inicjatywa.
1800 Część załogi poszła do kościoła p.w. Gwiazdy Morza, żeby może jakoś te wiatry odwrócić, bo powrót zapowiada się tragicznie. Po wyjściu okazało się, że zostajemy jednak na kolejną noc, o co poprosił nas armator jachtu, no nic, trzeba to trzeba. Tomka mama zrobiła jakieś tajemnicze domowe trunki. Są bardzo ciekawe, dziękujemy!
14/09/2014, niedziela.
1000 Wiatr lekko zelżał, wypływamy. Najbardziej zmęczeni jeszcze odsypiają. Współczujemy tym, którzy akurat mają wachtę.
1500 A jednak ten dzień jest ponownie dniem zaznajamiania się z pozycją leżącą, gdzie głowa często skierowana jest za burtę. Z racji niesprzyjającego wiatru i naszego kierunku płynięcia jesteśmy zmuszeni do cięcia fali na silniku. Wachy starczy do Kołobrzegu, więc tam zmierzamy.
15/09/2014, poniedziałek.
0200 Weszliśmy do Kołobrzegu. Czekamy do 1300, bo dopiero wtedy będzie można zatankować.
1000 Dwie osoby bardzo się spieszą, więc znając prognozy, opuszczają pokład, wracać będziemy w 8 osób. Obiecali nam, że przywitają nas w Gdyni z szampanem.
1700 Wachty są bardzo przyjemne, nie ma już takiego falowania, każdy czuje się o niebo lepiej.
16/09/2014, wtorek.
0400 Pomiędzy Stilo, a Rozewiem widzimy Świecącego Dzika. Trzeba przyznać, że nie każdemu udaje się przez całe swoje życie doświadczyć tego widoku. Bardzo się z tego cieszymy i czujemy się wyróżnieni przez całą społeczność dzików.
0600 Do Gdyni zostało 50 Mm.
1030 Kuźnica na trawersie, do Gdyni jakieś 4h.
1430 Dopływamy do Gdyni. Jak na wyjazd kibicowski przystało – na brzegu czekają na nas przedstawiciele służb mundurowych. Okazało się, że wpłynęliśmy na akweny okresowo zamykane dla żeglugi, mamy nadzieję, że nas nie rozstrzelają. Uff, skończyło się na razie na spisywaniu. No, ale skoro to wyjazd to logiczne, że spisywanie jest konieczne...
1500 Rejs uznajemy za skończony. Dziękujemy całej załodze, tj. sobie nawzajem za wspólnie spędzony czas i za coś, czego w Polsce (albo i dalej) jeszcze nikt nie dokonał. Podczas wyjazdu/płynięcia na Arkę zrobiliśmy 498 mil morskich, a trwało to łącznie z postojami tydzień, bez 3 godzin. I nic to, że jacht nazywał się…”Legia” ;)
Tysiące mil morskich z Arką w sercu – za tych co na morzu, gromkie Arka Gdynia!
Adam_AG