Rewanżowy mecz półfinału Pucharu Polski, był naszym trzecim wyjazdem, w przeciągu pięciu dni (Grudziądz-130, Gdańsk-1000). Najważniejszym, gdyż mieliśmy możliwość w końcu wesprzeć naszą ukochaną Arkę.
Z racji mało korzystnych połączeń kolejowych, wybieramy transport kołowy, co miało niewątpliwy wpływ na klimat całego wyjazdu. Z Gdyni wyruszamy już po godz. 9, biorąc pod uwagę „utrudnienia” z wchodzeniem na stadion przy Łazienkowskiej (jak się później okazało słuszne). Cała droga do Warszawy minęła nam spokojnie, choć wesoło. Od początku podróży w towarzystwie tych co zazwyczaj, którzy przy okazji tego wyjazdu, urządzili sobie "eurotest", skrupulatnie zabezpieczając całą trasę. Na rogatkach stolicy oczekiwał na nas niecodzienny „komitet powitalny” w postaci kilkudziesięciu radiowozów, tam również mundurowi przeprowadzili gruntowne trzepanie pojazdów i dopiero po nim mogliśmy wjechać do miasta stołecznego.
Pod stadion docieramy w miarę sprawnie, na ok. półtorej godziny przed rozpoczęciem spotkania. Tam jako kolejni fani drużyny przyjezdnej, przekonujemy się o logistycznych „zdolnościach” połączonych sił milicyjno-ochroniarskich.
Wpierw zmuszeni jesteśmy w niesamowitym ścisku pokonać milicyjne „wąskie gardło”, które przepuszczało od 3 do 5 kibiców co 2-3 minuty. By następnie zaznajamiać się z ogólnie znanymi zwyczajami tamtejszej ochrony (drobiazgowa kontrola osobista, zdejmowanie obuwia, wyrywkowe badania alkomatem na nawet śladową zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu, szczegółowa weryfikacja list wyjazdowych z uwzględnieniem każdej litery i cyfry, czy też w końcu zakaz wnoszenia bądź konfiskata tak niebezpiecznych przedmiotów jak aparaty fotograficzne, wlepki itp.). Niestety ok. 40 kibiców nie przechodzi tej specyficznej weryfikacji i pozostaje przez cały mecz pod stadionem, w milicyjnej asyście.
Na sektorze gości meldujemy się w komplecie na kilka minut przed rozpoczęciem spotkania (szczelnie wypełniając jego górną część). Na płocie zawisło 9 flag, w tym naszych zgód (Polonia Bytom, Lech).
Z jedną z flag mamy natomiast małe przygody. Konkretnie z wyjazdową flagą grupy United Patriots (z przekreślonym sierpem i młotem). Nie przechodzi ona weryfikacji (cenzury) pod stadionem i oficjalnie nie może pojawić się na sektorze. Trafia tam jednak nieoficjalnie, co spotyka się od razu z interwencją delegata oraz przedstawiciela ochrony. Krótka wymiana zdań, kończy się zamknięciem bram dla pozostałych kibiców czekających na wejście ( w tym Bytomskiej Polonii) oraz sugestią, jakoby flaga miała trafić do depozytu, a dopiero wtedy reszta zostanie wpuszczona na obiekt. Na przechowanie flagi oczywiście przystać nie możemy, jednak żeby nie utrudniać wpuszczania kibiców, znika ona z płotu z zapewnieniem, że depozyt zapewnimy sobie sami.
Gdy wszyscy znajdowali się już na stadionie, flaga w niewyjaśnionych okolicznościach, ponownie pojawia się w centralnym miejscu na płocie. W drugiej połowie jesteśmy po raz kolejny straszeni konsekwencjami z przerwaniem meczu włącznie, na co podobno telefonicznie naciskał delegat pzpn. Jednak flaga do końca spotkania nie zmienia już swojego miejsca, oddając tym wyraz naszego stosunku do cenzury na polskich stadionach.
Jeśli chodzi o sam przebieg spotkania na trybunach, doping i kibiców gospodarzy.
Jeszcze przed meczem kilkukrotnie (ze wzajemnością) „pozdrawiamy” przybyłych na mecz kibiców Legii. Z racji kolejnego konfliktu na linii legioniści - właściciel (w związku z „działaniami” ochrony wobec kibiców z Żylety), gospodarze wstrzymują się z dopingiem przez 15 minut, zarówno pierwszej, jak i drugiej połowy.
My wykorzystujemy ten czas, by wyrazić naszą solidarność z kibicami gospodarzy głośnym „ITI sp…” oraz „piłka nożna dla kibiców”. Przy okazji przypominamy publiczności na stadionie oraz przed telewizorami, o własnych problemach z działaczami, „pozdrawiając” obecnego na półfinale Prezesa oraz innych klubowych „baranków”. Nie zapominając przede wszystkim o piłkarzach, którzy tego dnia mogli liczyć, jak na każdym wyjeździe, na głośny doping przez pełne 90 minut meczu.
Kibice Legii po wspomnianych 15 minutach protestu, rozpoczęli doping mocnym uderzeniem (dosłownie), na Żylecie w kilku miejscach odpalone zostają stroboskopy, w asyście sporej liczby hukowych petard. Jeśli chodzi o sam doping, to mając w pamięci poprzednie nasze wizyty na Łazienkowskiej, był on jednak trochę słabszy, z kilkoma robiącymi wrażenie wyjątkami. Wpływ na to zapewne miał zarówno sam konflikt z właścicielem, jak i słabsza frekwencja na stadionie (niecałe 15 tys. kibiców).
Na początku drugiej połowy dochodzi natomiast do mało przyjemnego incydentu pod stadionem. Grupa kibiców (niewpuszczonych), zaczyna być prowokowana przez otaczających ją milicjantów. Jeden z chłopaków z Bytomia, nie wytrzymał ciśnienia i postawił się ciągłemu popychaniu ze strony „stróżów prawa”. W konsekwencji czego zostaje siłą odseparowany od reszty, zaciągnięty po ziemi za stojącą w pobliżu polewaczkę (tak aby nikt nie widział co się z nim dzieje) i tam wobec stawiania oporu rozpoczyna się katowanie przez 4 funkcjonariuszy prewencji (kopanie leżącego na ziemi, bicie pięściami itd.). Tego czego nie mieli widzieć kibice pod stadionem, widzieli Ci stojący na stadionowym „tarasie”, rozpoczęły się słowne utarczki zarówno z milicją na dole, jak i ochroną, blokującą schody prowadzące do wejścia na stadion. Na wieść o całym zdarzeniu, momentalnie pustoszeje nasz sektor i zaczyna się robić gorąco. Chwilę wcześniej pod stadionem interweniuje przedstawiciel naszego Stowarzyszenia kibiców, wdając się w słowne przepychanki z mundurowymi. Ci momentalnie odpuszczają chłopakowi z Polonii, ładując go do więźniarki. Na miejscu pojawiają się natomiast „wielogwiazdkowcy”, którzy zaczynają tłumaczyć zachowanie swoich podopiecznych.
Uspokaja się również sytuacja na stadionie, po chwili wracamy na sektor, głośno wyrażając naszą dezaprobatę na działania służb mundurowych w Polsce.
Samo zdarzenie zostało uwiecznione telefonami zarówno przez kibiców pod jak i na stadionie. Niestety tym z przed stadionu, zostały zabrane telefony, a zawartość kart pamięci skasowana. Z tego miejsca, mamy prośbę do wszystkich którzy nagrywali całą sytuację, o wysyłanie filmików na adres redakcji. Nie możemy pozwolić, by w dalszym ciągu, takie zachowania jak w dniu wczorajszym, uchodziły tym bandytom w mundurach na sucho.
Pozostała część meczu przebiegała już spokojnie, co nie oznacza, że w ciszy. Zabawa na sektorze gości trwała do ostatniej minuty meczu, a nawet dłużej, dając tym wyraz podchodzącym piłkarzom, o naszej wdzięczności, za ich walkę do końca.
Jedyny niedosyt z wizyty w Warszawie, pozostawił właśnie sam wynik. Ale ten akurat, w odczuciach większości z nas nie dziwił. Bo cały ten półfinał, począwszy od losowania, poprzez postawę sędziów w obu meczach, w naszej subiektywnej ocenie miał prowadzić do jednego… i tu trochę szyderczo podchodziliśmy do przyśpiewki intonowanej przez kibiców Legii…”ten puchar jest nasz, ten puchar do Legii należy…”, szkoda tylko, że z przydziału.
Droga powrotna, minęła podobnie jak ta w kierunku Warszawy. No może z małym wyjątkiem, na pewnej stacji benzynowej, ale o tym już nie będziemy pisać. Żeby przeżyć coś takiego, trzeba po prostu jeździć na wyjazdy. Do tego zachęcamy wszystkich i widzimy się Ząbkach !
TYLKO ARKA GDYNIA
A oto liczby w jakich wypełniliśmy sektor gości w Warszawie, zarówno my jak i nasze zgody:
Arka - ok. 600 + 40 pod stadionem
Polonia Bytom - 46
Cracovia Kraków - 32
Lech Poznań - 17
Zagłębie Lubin - 9
Górnik Wałbrzych - 4