Historia tczewskiego FC:
Początki fan clubu Arki w Tczewie datuje się na sezon 74/75, kiedy to tamtejsza Wisła grała baraże o 2 ligę. Turniejem tym żył cały Tczew, było to w tym czasie najważniejsze wydarzenie w tym mieście, mimo tego, iż mecze odbywały się w pobliskim Pelplinie. Kilka tysięcy ludzi wyjechało, żeby kibicować Wiśle. Po całodniowych zmaganiach (w rozgrywkach oprócz tczewskiej drużyny brały udział: Wisła Płock, Gwardia Olsztyn i Jagiellonia Białystok) Wisła uległa w decydującym meczu Jadze, a zawiedzeni kibice postawili sobie pytanie "co dalej"? Najwięcej osób zadecydowało, że od tego czasu będą jeździć na Arkę, aż do Gdyni. Pytano "dlaczego, do Gdańska bliżej?". Odpowiedź brzmiała: bo tam zbyt łatwo. Poza tym wiele ludzi nie lubiło tego miasta "historycznie", co można dostrzec i dzisiaj. Jednym z "ojców" tczewskiego fan Clubu Arki był nie kto inny jak znany nie tylko nad morzem Pudel, który w tym czasie zaczynał rozsławiać swoją osobę na całą Polskę. Na najbliższy mecz Arki pojechało ok. 150 kibiców z Tczewa i od tego momentu w Gdyni pojawiała się regularnie bardzo duża ilość Tczewiaków. W końcówce lat 70 Arce kibicowało prawie całe wybrzeże i do Gdyni potrafiło wybrać się nawet kilkaset osób. Był to czas pasiaków, a kibice z Tczewa wyróżniali się swoimi biało-czerwonymi szalami Wisły Tczew. Najstarsi kibice pamiętają jak na każdym meczu "Górka" pozdrawiała klub, przy którym większość Tczewiaków się wychowała.
W latach 80-tych istniał ruch kibicowski na Wiśle i ten klub był jedynym, który reprezentował Tczew w ówczesnej 3 lidze. Można powiedzieć, że większość kibiców Arki zaczynała swoją przygodę z kibicowaniem właśnie przy ulicy Bałdowskiej, gdzie Wisła rozgrywała swoje mecze. Z początkiem lat 80-tych, wraz z kolejnymi spadkami Arki, w Gdyni nastąpił marazm i niewielu kibiców zostało przy swoim klubie. W Tczewie, jakby na odwrót, nastąpiło zwiększenie aktywności młodych Arkowców, którzy pojawiali się w różnych zakątkach Polski nie tylko na meczach swojego klubu, ale również w miastach takich jak Łódź, Zabrze ,Poznań czy Katowice, wspomagając ówczesne zgody Arki. Był to czas, kiedy tworzył się swoisty charakter kibiców z Tczewa. Zdarzały się przypadki, gdzie na wyjazd wyruszali tylko kibice znad Wisły lub wspomagani przez pojedyncze osoby z Gdyni, np. wyjazdy na Ślęzę do Wrocławia czy Piasta do Rudy Śl. Bywało tak, że wyruszając prosto z imprez wracało się po kilku dniach wojaży i zwiedzania całej Polski.
W Tczewie zaczęli się pojawiać kibice Lechii, którzy od początku nie mieli łatwego życia w mieście. Jedynymi środkami transportu był pociąg lub ostatecznie autobus "T", który ruszał spod dworca, gdzie najczęściej na podróżników oczekiwała grupa powitalna kibiców Arki. Tylko spryt lub znajomości pozwalały Lechistom dotrzeć do Gdańska. Dworzec był miejscem, gdzie działo się najwięcej. Wszystkie pociągi z i do Trójmiasta musiały przejeżdżać przez Tczew, więc bardzo często można było tam spotkać Arkowców wyczekujących przyjezdnych. Wycieczki dzienne czy tez nocne na dworzec miały miejsce gdzieś do końca lat 90 i powoli wygasły wraz z pojawianiem się kibiców "zmotoryzowanych". Naturalnie bardzo często przez Tczew przejeżdżali kibice Lechii i to oni byli najczęstszym celem ataków. Jedną z legend jest potyczka w latach 80-tych na peronie z Lechistami jadącymi do Wrocławia, gdzie Tczewiacy dzielnie walczyli z rywalem, któremu przewodził jeden z najsławniejszych kibiców tego klubu.
Z początkiem lat 90-tych nastąpiła przysłowiowa "zmiana warty" i do głosu doszło nowe pokolenie, które z tą sama intensywnością kontynuowało tradycje. Małe grupki tczewskich Arkowców atakowały często silniejszego wroga w iście partyzanckim stylu. Akcja na przejeżdżających Lechistów, gdzie kilku "śledzi" weszło do dwóch wagonów zajętych przez kibiców z Gdańska i skrojenie z niego barw przy totalnym zaskoczeniu rywala, czy wtargniecie do kibiców Lecha wracających z Olsztyna to jedne z historii tamtych czasów. Co ciekawe pewnego razu Tczewiacy oczekiwali na kibiców Bałtyku, a przypadkowo zaatakowali "Kolejorza", z którym w tym czasie już był układ. Jednym z otwartych starć, był atak na malborski FC Lechii, gdzie ok. 15 osobowa grupa tczewskich Arkowców, wspomagana przyjaciółmi z Zagłębia Lubin wtargnęła do wagonu, w którym jechał rywal. Choć akcja była komentowana w prasie i kilka osób zostało zatrzymanych, większych konsekwencji nie było. Był to czas wielkiej przyjaźni z kibicami Zagłębia, którzy dosyć często odwiedzali Tczew, a jeszcze częściej osoby z tego miasta pojawiały się na meczach w Lubinie. Zresztą odwiedzanie zgód zawsze było popularne wśród Tczewiaków, a i wielu zgodowiczów bawiło się regularnie w mieście nad Wisłą. Inna akcja miała miejsce przy okazji meczu Arki w Pruszczu Gd., gdzie 30-osobowa tczewska ekipa obiła kilku miejscowych Lechistów pod kasami, po czym wtargnęła na sektory gospodarzy, skąd zabrała kilka szali i po małej potyczce udała się do sektora gości. Kolejnym miejscem potyczek, była ulica Bałdowska i stadion miejski przy okazji meczów Wisły. Już w latach 80-tych przyjazd Lechii wywołał poruszenie w Tczewie i, gdy kibice z Gdańska dobrze się bawili na stadionie atakując miejscowych, to w międzyczasie zebrała się dosyć pokaźna grupa kibiców, która chciała im ta zabawę popsuć. W końcowym efekcie nawet osoby nie kibicujące, atakowały Lechistów w pobliskim parku, gdzie ci bardziej pechowi salwowali się ucieczką.
W latach 90-tych Tczew odwiedzały Wierzyca Starogard , Pomezania Malbork, Olimpia Elbląg czy Bałtyk i przy okazji meczów z tymi drużynami dochodziło do starć w których strona atakującą zawsze byli Tczewiacy. Dochodziło do ciekawych (i śmiesznych z perspektywy czasu) akcji typu kilkukilometrowa pogoń po polach do stacji Rokitki za kibicami Wierzycy, którzy w tym czasie ruszali z dworca w Tczewie pociągiem. Co ciekawe taka akcja odbyła się dwukrotnie, a każdą z nich organizowało inne pokolenie tczewskiej Arki. Oddaje to determinację, z którą tczewscy fanatycy atakowali prawie wszystkich odwiedzających ich miasto i wielu kibiców innych klubów musi pamiętać jak byli "żegnani" przez Arkowców.
Kolejna i chyba najbarwniejsza część historii, to podróże przez Gdańsk. Tczew z wszystkich stron jest okrążony przez FC Lechii, a do tego jedyna droga do Gdyni wiedzie przez to znienawidzone przez Tczewiaków miasto. Dochodziło do swoistych starć Dawida z Goliatem, no bo jak inaczej można nazywać walki kibiców z 60 tyś. miasta ze sławną na całą Polskę Lechią. Nie sposób opisać wszystkich wycieczek do Gdyni, ale można powiedzieć, że prawie zawsze się coś działo. W latach 80-tych, jedna z największych walk miała miejsce podczas wyjazdu na Zawiszę do Gdyni, gdzie 7 rannych kibiców z Tczewa wylądowało w szpitalu. Po opatrzeniu uciekli z szpitala, dotarli na mecz, a wracając, byli już wspomagani przez "Górkę", która wyruszyła z Tczewianami do Sopotu atakować oczekującą na nich Lechię. Co ciekawe, przy pierwszym spotkaniu, Lechiści chcieli walczyć z Zawiszą, a nie z Arką z Tczewa. Ci ostatni nie chcieli spasować, więc musieli ponieść tego konsekwencje.
Lata 90-te to już derby z Lechią w Gdańsku i na pierwszych z nich, na stacji Politechnika, miała miejsce jedna z dosyć wariackich potyczek. Podczas gdy kibice z Gdyni zapakowali się do kolejek i wracali do domów, Tczewiacy postanowili zostać na peronie i jechać w druga stronę do Tczewa. Tam zauważyli ich Lechiści, którzy w pobliskim pubie "Max" opijali zwycięstwo. Po chwili zostali zaatakowani w samej jaskini lwa, lecz przez kilka minut odpierali atak, aż w końcu nastąpił odwrót. W tym samym czasie akcje zauważyli jadący w SKM-ce kibice BKS-u i po zaciągnięciu hamulca, dołączyli do pościgu. Był to czas, w którym Arkowcy z Tczewa odważnie podróżowali przez teren wroga, zawsze jeżdżąc ze śpiewem na ustach i oczekując przeciwnika. Zdarzało się nawet, że przeganiali kilku-kilkunasto osobowe grupki napastników.
Czasy te zakończył zuchwały list napisany przez "Tczew Fanatics", do zina "Lechista", gdzie dosłownie szydzili ze swoich przeciwników. Gazetka została wypuszczona w dniu meczu Lechii i tak się złożyło, że w tym samym dniu odbywały się derby Gdyni, na które wybrała się ok.30 osobowa grupa z Tczewa. Nie spodziewali się, że na dworzec we Wrzeszczu, prosto z meczu, przyjdzie tak liczny komitet powitalny. To zakończyło erę dosyć swobodnych przejazdów przez Gdańsk, a od tej pory każdy wyjazd większą grupą był łagodnie mówiąc "atrakcyjny".
Koniec lat 90-tych przyniósł wiele zmian w świecie kibicowskim, a w Tczewie politycy skłóceni z włodarzami Wisły wyciągnęli z B-klasy drugi klub z tego miasta i doprowadzili go do 3 ligi. Na Unię początkowo chodzili kibice Arki, a sytuacja przypominała tą z Gdyni, gdy rodził się ruch kibicowski na Bałtyku. Nie da się określić dokładnie kiedy kibice Unii zaczęli się tytułować FC Lechii, ale jeszcze przy okazji meczu sparingowego Arki z Unią przy ul. Wierzbowej, większość trybun była opanowana przez kibiców Arki z Tczewa. Początek nowego tysiąclecia to przyjazd kibiców Lecha na mecz do Gdańska. Na ten mecz wybierała się dobra grupa około 30 Tczewiaków, która dochodząc do dworca zauważyła swoich rywali z FC Lechii w mniej więcej tej samej ilości. To była tak naprawdę pierwsza okazja w historii Tczewa, kiedy mogło dojść do konfrontacji pomiędzy miejscowymi. Niestety większość uciekła do pobliskich domów i wyłapane zostały tylko jednostki. Przez kolejne lata najczęściej dochodziło do podobnych sytuacji.
W 2004 r. tylko rok po smutnych wydarzeniach we Wrocławiu dochodzi do baraży o 2 ligę w tym mieście. Władze informują o niewpuszczeniu przyjezdnych na ten mecz, ale garstka 13 zapaleńców, w tym 7 z Tczewa nie przyjmuje tego do wiadomości i wybiera się na wyjazd. Zaraz za Tczewem postanawiają przeszukać pociąg, co owocuje zdobyciem kilku szali, ale przede wszystkim flagi Lechii "Orunia". To wydarzenie tak rozzłościło kibiców biało-zielonych, że od tego momentu pojawiają się oni w Tczewie bardzo często. Silną pomoc otrzymuje tczewski FC Lechii, który przy prawie każdej okazji jest wspomagany swoimi przyjaciółmi z Gdańska i okolicznych fan clubów. Nie inaczej było przy okazji meczu Lechii z KSZO Ostrowiec, gdzie na wracających z tego spotkania fanów BKS-u z Tczewa ustawiają się ich rywale. Na ok. 15 min przed przyjazdem pociągu dostrzegają oni i atakują grupę zmotoryzowaną z Malborka, która przyjechała wspomóc LGFT. Dochodzi do konkretnego starcia po kilkanaście osób, które po kilku minutach przerywa przyjazd stróżów prawa.
W roku 2003, gdy Arka grała już w ówczesnej 2 lidze, w Tczewie po kilku dość sennych latach, znów zaczęło się coś dziać i na mecz przyjaźni z Cracovią wybrała się liczna ponad 80 osobowa grupa Tczewiaków. Przy okazji tego meczu, pierwszy raz został zorganizowany rodzinny autokar, który zawiózł młodych kibiców Arki do Gdyni oraz debiut miała nowa flaga FC Tczew. Kolejnym, przełomowym momentem był awans piłkarzy Arki do ekstraklasy i ostatni mecz w drugiej lidze z Jagiellonią, na który zorganizowaną grupą autokarami i samochodami wybrało się około 130 kibiców z Tczewa. Zabawa w Gdyni, a później w tczewskich pubach trwała do samego rana. Tego dnia pierwszy raz została użyta nazwa "Tczewska Patologia". Późniejszy okres to coraz większa ilość tczewskich Arkowców na meczach w Gdyni i na wyjazdach, a w 2008 roku na derbach z Lechią zjawiło się ich aż 430. Tu na największe słowa uznania zasługuje już kolejne pokolenie Arkowców, a w szczególności "Młoda Wiara 04", która właśnie od 2004 r. organizuje i mobilizuje młodych ludzi z tego miasta. Dla starszych pokoleń wyjazdy takie jak do Zabrza w 160 osób, czy do Poznania w ok. 250, zawsze pozostawały tylko w sferze marzeń, a dziś okazały się rzeczywistością. Teraz, pod koniec kolejnego 10-lecia, FC z Tczewa cały czas się rozwija i coraz intensywniej działa na każdej płaszczyźnie. Akcja "Kolejne pokolenie", która ma na celu promocje Arki w Tczewie oraz pomoc młodym kibicom z naszego miasta, powstanie sklepu "Arkowiec" oraz organizacja wyjazdów na mecze to główne elementy, które pomogą w rozwoju naszego fan clubu. Do tego coraz lepsza współpraca z Gdynią, Kościerzyną i innymi FC Arki na płaszczyźnie sportowej napawa nadzieją na lepszą przyszłość.
Jak mówi się w Tczewie - dla nas każdy mecz jest wyjazdem, a to, że na co dzień stajemy oko w oko z wrogiem, tylko dodaje nam sił. Często kibice z Tczewa są pytani jak to jest z Wisła Tczew. Myślę, że większość kibicuje temu klubowi od dziecka, wielu w nim trenowało i oglądało jak grają - rodzina, przyjaciele czy znajomi z podwórka. Klub który zajmuje część serca Arkowców z Tczewa.
Na koniec trzeba dodać, że prawie każda historia pisana przez wszystkich kibiców Arki odbywała się i odbywa przy naszym udziale, a w przyszłości będziemy starali się jeszcze intensywniej rozsławiać dobre imię kibiców Arki Gdynia w Polsce.