fot.zaglebie-lubin.pl

 

Gdynię i Gdańsk dzieli zaledwie 20 kilometrów, niemniej jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wyjazdy tam to 7-8 godzin wyrwane z życiorysu. Na mecz naszych przyjaciół z Lubina zbieramy się na dworcu głównym o godzinie 17 (mecz na 20). Biletów mieliśmy 130, część, jak zwykle do Gdańska, rusza bez, także jest nas jakieś 150 osób, z czego większość raczej nieprzypadkowej ekipy. Ogólnie widoczny brak większego ciśnienia, chyba nam te wyjazdy na gorszą część Trójmiasta spowszedniały. Standardowo większość osób się spóźnia, po 40 minutach które upłynęły na luźnych rozmowach wbijamy się w kolejkę i jedziemy. Oczywiście razem z policją. To już nie lata dziewięćdziesiąte, gdzie hordy kibiców siały postrach wśród pasażerów wracających z pracy, a kolejki SKM bywały zwane kolejkami – widmo. Wszyscy wsiadamy, totalna sielanka, psy nie prowokują i tak mija nam spokojna podróż do miasta za Sopotem. Wysiadamy we Wrzeszczu, parę okrzyków, schodkami w dół i… Tu widoczna znaczna różnica w porównaniu do derbów Trójmiasta. Bez zbędnego czekania wbijamy się do wystarczającej ilości autobusów (prawie każdy siedzi!) i jedziemy zadupiami chyba z 40 minut na stadion. U gdańszczan też brak ciśnienia. Nie ma pajacujących debili, szczycących się szalikami, mało kto nawet pokaże fucka.

Pod stadionem jesteśmy ponad godzinę przed meczem i jesteśmy pierwszą grupą gości. Szybka dystrybucja biletów i sprawnie wchodzimy na sektor. Zajmujemy całą grupą prawą część sektora, na płot wędruje flaga „MA”. Większość z nas ubrana na czarno. Drobne zaczepki słowne z lechistami. Niedługo po nas wchodzi na sektor główna grupa kibiców Zagłębia (jakieś 250-270 osób) – prawie wszyscy w klubowych barwach, koszulkach, szalikach. Zdecydowanie się od nas odróżniają. Czas do meczu szybko mija nam pod znakiem rozmów z zagłębiakami. Chwilę przez meczem wchodzi Zawisza (70) wraz z HZL (80-100?), także kibiców Zagłębia jest razem 350. Zawisza zajmuje przeciwległą do nas część sektora, tak, że oddziela nas grupa Zaglębia. Przed rozpoczęciem meczu ściągamy flagę, a na płot wędruje transparent „CHCEMY WOLNOŚCI SŁOWA”. Ze strony Lechii tylko kilka flag („POLSKI BASTION PRAWICY”, „PRUSZCZ GDAŃSKI”, „ULTRAS LECHIA – PRECZ Z KOMUNĄ”…), za to wokół całego stadionu rozwieszają transparenty przeciwko komunie i nawiązujące do patriotyzmu, na czele ze słynnym już 17.09 IV ROZBIÓR POLSKI. Ciekawe, ile tym razem debile z PZPN i Ekstraklasy SA przyłożą im kary, i czy Jacek K. udźwignie to z europoselskiej pensyjki. Pierwsza połowa, poza początkowymi bluzgami na PZPN, mija pod znakiem ciszy, podobnie jak na innych stadionach w tej kolejce. Piłkarsko totalna nuda, nie było na czym oka zawiesić. Nie dziwne, że nasze drużyny odpadają w przedbiegach do europejskich pucharów, skoro poziom całej ligi jest taki żałosny. Po przerwie na płot wędrują flagi „MA”, „TPAG”, „HZL” Zagłębia i jedna flaga Zetki. Doping ciągły z obu stron, wydawało się że z naszej strony dobry, chociaż Lechia twierdzi, że nas w ogóle nie słyszą. Trochę obustronnych bluzgów i pozdrowień dla zgód. Przewijają się także bluzgi na rury z PZPN-u. Ciekawe było, gdy Zagłębie do jednej piosenki usiadło. U nas chyba wszyscy postanowili sobie spojrzeć, jak prezentuje się Zawisza, oni pomyśleli o nas to samo i tak sobie przez chwilę na siebie patrzeliśmy z przeciwległych krańców sektora. W ostatniej minucie sędzia zapewnił Lechii zwycięstwo, i chyba chłopaki idą na mistrza. Aha, warto jeszcze wspomnieć o oprawie Lechii z kretem, początkowo nie wiedzieliśmy o co chodzi, ale okazało się, że to riposta na oprawę Zagłębia sprzed paru meczów.

Po meczu, jak to po meczu, bezsensowne stanie na sektorze, spokojna podróż autobusami do Wzgórza, i koło dwunastej byliśmy w domach. 

 

 

bartek_AG