,,Nie jest ważne, ile ciosów możesz wyprowadzić. Ważne jest, ile możesz przyjąć” – Rocky Balboa.
Kibice Arki w ostatnim tygodniu mogą identyfikować się z tymi słowami prawdopodobnie bliżej niż jakikolwiek bokser. Sobotni mecz w Gdańsku położył nas na deski… Ale z pewnością nie znokautował. Jesteśmy Arka Gdynia, my nie dajemy się znokautować. Cierpienie jest wpisane w życie kibica, piłkarza, trenera. Jest jego integralną częścią. Zdejmuje maski, uszlachetnia, ale też sprawdza reakcję na cios. Wielu z nas po wszystkich derbowych upokorzeniach ostatniej dekady ma już cierpienia serdecznie dość, co jest oczywiście naturalne. Ale też bez niego nie bylibyśmy tak silni, jak jesteśmy. I jako kibice, i jako ludzie. Lata cierpienia znalazły swoją kumulację w ubiegły weekend, ale zahartowały nas na wszystko.
Po co ten wstęp? Właśnie po to, żeby uświadomić sobie, jakim heroizmem jest znieść ból, jaki właśnie Arkowcy mężnie znoszą. I na bazie tego bólu wyprowadzić śmiertelną kontrę. Ten sezon ciągle jest do ,,uratowania”, do wygrania pozostają wspaniałe marzenia. Możemy zatriumfować w derbach w najbliższy piątek i dzięki temu zapomnieć o wszystkim, co było wcześniej. Za miedzą cieszą się, że wygrali bitwę, ale wojna wciąż trwa, a ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. I właśnie ostatni akt walki o Trójmiasto odbędzie się już w piątek w Gdyni. Wciąż możemy obronić Puchar Polski, co byłoby wyczynem wielkim. Już niedługo rewanż z Koroną na Stadionie Miejskim, ale dla tego rewanżu także kluczowy jest mecz z Lechią. Zwycięstwo pozwoli odzyskać wiarę, siłę i energię potrzebną do odrobienia strat we wtorek. Jakikolwiek inny wynik spowoduje dużą nerwowość i wprowadzi spore utrudnienia. Presja jest więc na piłkarzach spora, ale przecież pod wodzą Leszka Ojrzyńskiego już niejednokrotnie udowadniali, że presja to ich dobra przyjaciółka, a im bardziej sytuacja wydaje się bez wyjścia, tym bardziej brawurowo z niej wychodzą.
Nic nie może wiecznie trwać. Każda seria kiedyś się kończy. Seria betonów w derbach też musi się wreszcie skończyć. Są w Arce ludzie, którzy rozumieją świętość tych spotkań dla kibiców – Krzysztof Sobieraj, Michał Nalepa, Rafał Siemaszko, Marcus da Silva. Los musi wreszcie pozwolić się przełamać.
Mark Twain napisał kiedyś ,,Człowiek rozgniewany liczy do czterech, wściekły klnie”. Jeżeli nasi odwieczni wrogowie w swoim gniewie spowodowanym tragicznym sezonem w sobotę liczyli zranioną Arkę i doliczyli do czterech… My w piątek siarczyście zaklnijmy. Pokażmy im, czym jest nasza wściekłość. Zareagujmy na porażkę jak podrażniony lew. Tak, żeby nie było czego zbierać. Sprawmy, żeby poczuli strach. Strach, który boi się odważnych. Arka nie boi się nikogo. Czas na jeszcze jeden zryw. Wstańmy z kolan, skontrujmy, znokautujmy. Do boju marsz, flagi na maszt!
Przewidywane składy:
Arka: Steinbors – Zbozień, Marcjanik, Helstrup, Marciniak – Zarandia, Nalepa, Bogdanow, Szwoch – Jankowski, Siemaszko.
Lechia: Kuciak – Stolarski, Nalepa II, Vitoria, Wawrzyniak – Haraslin, Łukasik, Sławczew, Lipski, Krasić – F. Paixao.