2017 rok to dla żółto-niebieskich okres wielu zawirowań w klubie. Zmiana szkoleniowca, krytyczna sytuacja pod koniec sezonu, a przede wszystkim ogłoszenie nowego właściciela – co odbiło się największym echem. Nawet najwięksi optymiści nie mogli napisać lepszego scenariusza. Arka z problemów wyszła z tarczą i to w iście hollywoodzkim stylu. Dreszczowiec w Pucharze Polski, szczęśliwy finisz w Ekstraklasie, debiutanckie zwycięstwo w Superpucharze i znakomity epizod w eliminacjach do Ligi Europy. W ciągu kilku miesięcy żółto-niebiescy wspięli się na szczyt krajowej listy najbardziej utytułowanych zespołów w minionym roku. Czy możemy patrzeć z optymizmem na nadchodzącą rundę wiosenną?
Tajemnicą nie jest, że Arka okupuje dolne rejony tabeli, jeśli chodzi o wartość zawodników – pod tym względem niżej znajduje się tylko Sandecja oraz Górnik. Jednak jak dobrze wiadomo w polskiej lidze pieniądze nie zawsze grają główną rolę – na palcach można policzyć udane transfery, które sprawdziły się również w późniejszym etapie swojej kariery. Zbawieniem dla Arki była zmiana głównodowodzącego, czyli zatrudnienie Leszka Ojrzyńskiego. Nowy szkoleniowiec przejmował klub w patowej sytuacji. Gdynianie byli po kilku wysokich porażkach z rzędu, a w ich oczy zaglądało widmo spadku. Skończyło się kontrowersyjnie, ale szczęśliwie. Arka utrzymała się w ekstraklasie po wygranej w ostatniej kolejce. Na dzień dzisiejszy sytuacja niewiele różni się od tej z początku ubiegłego roku. Miejsce w pierwszej ósemce, z dobrymi perspektywami na utrzymanie się w niej po podziale tabeli. Czy tak się stanie? Sytuacja w środkowej części jest napięta. Pomiędzy szóstym, a dziesiątym miejscem są tylko 4 punkty różnicy. Ciężko jednak nie przyznać, że żółto-niebiescy pod skrzydłami Ojrzyńskiego bardzo się rozwinęli. Nauczyli się boiskowej zadziorności, stali się nieustępliwi, walczący. Taką Arkę każdy chciał oglądać, ale za trenera Nicińskiego było to niemożliwe, bo nie posiadał takich cech przywódczych, nie był tak ekspresyjny jak obecny szkoleniowiec. Na myśl o pierwszej piątce jest zbyt wcześnie, ale jak mówi jedna z odwiecznych prawd futbolu – „najcięższy dla beniaminka jest drugi sezon”. Arce potrzebna jest stabilizacja, poprawa gry na wyjazdach, utrzymanie koncentracji w trakcie rozgrywek. Od piłkarzy powinniśmy oczekiwać zajęcia miejsca w środku tabeli i być szczęśliwi jeśli uda im się to zrealizować.
Wielokrotnie w minionym roku eksperci, dziennikarze, kibice nazywali żółto-niebieskich „drużyną pucharową”. Zawodnikom spodobało się takie określenie i na każdym kroku, na każdym szczeblu zaczęli nas zaskakiwać. Jeszcze w półfinale Pucharu Polski ciężko było oczekiwać sukcesów jakie w późniejszym etapie sezonu zaczął święcić gdyński klub. Po dramatycznym spotkaniu z Wigrami Arkowcy byli skazywani na pożarcie w finale. O mały włos, a na stadionie narodowym grałaby drużyna z Suwałk. Ale każda porażka dodatkowo motywuje. Po wyczerpującym spotkaniu Arka pokonała faworyzowanego Lecha Poznań i sięgnęła po drugie w historii trofeum w Pucharze Polski. Wszyscy myśleli, że będzie to koniec sukcesów – przecież i tak żółto-niebiescy zrobili więcej niż to czego oczekiwaliśmy my, kibice. Dla naszych zawodników było to jednak za mało, wyostrzyli sobie apetyt na kolejne trofeum. Na Superpuchar do Warszawy przyjechali po raz kolejny jako skazywani na pożarcie i po raz kolejny udowodnili to co powtarzało wielu – Arka Gdynia to drużyna pucharowa. Po zaciętym spotkaniu przyszedł czas na konkurs jedenastek. Fantastyczna dyspozycja strzelających oraz Steinborsa i kolejne trofeum powędrowało do gabloty. Jakby tego było mało, to w obecnej edycji Pucharu Polski żółto-niebiescy błysnęli po raz kolejny. Zaliczyli niewiarygodny ‘comeback’ w potyczce ze Śląskiem i pokazali, że nadal są groźni. W tym momencie gdynianie znajdują się w dobrej sytuacji. Po losowaniu par półfinałowych można było odetchnąć z ulgą. Arkowcy trafili na najsłabszą w tej grupie Koronę Kielce i znowu można otwarcie myśleć o spędzeniu majówki w Warszawie. Drugą parę stanowią Legia Warszawa oraz Górnik Zabrze. Ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że to właśnie skazywana przed sezonem na spadek Korona to najłatwiejsza droga do finału. Awans jest na wyciągnięcie ręki, a finał… finały rządzą się swoimi prawami, więc może czas sprawić kolejną niespodziankę?
Najważniejszym elementem sukcesów klubów piłkarskich są transfery. Nowe nabytki często potrafią odmieniać oblicze drużyny, ale czy w Gdyni potrzeba nowych twarzy? Jasne, jest parę słabych punktów, ale w minionej rundzie naprawdę ciężko było nie być zadowolonym z gry Arkowców. Na takie zaangażowanie czekaliśmy długo i wydaje się, że najważniejsze to utrzymać trzon zespołu. Przede wszystkim klub powinien nadal korzystać z usług: Steinborsa, Zbozienia, Helstrupa, Piesia i Siemaszki – są to zawodnicy dzięki, którym żółto-niebiescy zawdzięczają tak dobrą grę w minionej rundzie, ale są też słabe punkty…
- Środkowy obrońca – tak, wymieniłem Helstrupa jako zawodnika, który w dużej mierze przyczynił się do dobrej gry zespołu. Marcjanik też jest pewnym punktem, ale co dalej? Sołdecki lepiej wygląda jako defensywny pomocnik. Danch może mieć na sobie sporo rdzy, w tym sezonie zagrał zaledwie 900 minut. Ekstraklasa dla Sobieraja to jednak zbyt wysokie progi, w ostatnich spotkaniach nie znajdował się nawet w meczowej osiemnastce. I co dalej? Co w przypadku kontuzji jednego ze środkowych obrońców? Jak co sezon – trzeba myśleć o wzmocnieniu środka obrony.
- Prawy pomocnik – pozycja, która wymaga natychmiastowego wzmocnienia. Nie oszukujmy się, Marcus od dłuższego czasu znajduje się na równi pochyłej. Zarandia przez Leszka Ojrzyńskiego jest traktowany jako joker. Wiele różnych formacji i ustawień było testowanych pod prawego skrzydłowego, ale za każdym razem czegoś tam brakowało. Arka po raz kolejny stara się o Krzysztofa Janusa i wydaje się to dobrym kierunkiem. Ojrzyński w każdym zawodniku potrafi obudzić walczaka, jeśli uda się to zrobić z Janusem, to żółto-niebiescy mogą mieć z niego sporo pociechy.
- Napastnik – nic nowego. Arce potrzebny jest bramkostrzelny napastnik. Taki bez długich przestojów. Oczywiście jest niesamowity Rafał Siemaszko, ale nie można stawiać cały sezon na jednego zawodnika. Ruben Jurado nie spełnia oczekiwań jakich w nim pokładano. O Żebrakowskim nie wspomnę. Bramkostrzelny napastnik potrzebny od zaraz. Rywalizacja w klubie to coś naturalnego, a może być nawet motywująca. Może pojawienie się nowego zawodnika spowoduje obudzenie instynktu u Rubena?
W 2017 roku nawet najwięksi malkontenci musieli być z Arki dumni. Ciężko było nie być. Apetyty zostały rozbudzone – zarówno wśród piłkarzy, jak i nas, kibiców. Historyczny sezon spowodował, że dużo osób patrzy z wielką nadzieją na tabelę. Pozostanie w górnej ósemce jest bardzo możliwe, ale trudne. Piłkarze potrzebują wsparcia, takiego jak w minionym roku. Sami widzieliśmy co potrafią zdziałać, gdy tylko czują, że w nich wierzymy!
Marco Cybulski